Grająca w osłabieniu reprezentacja Polski pokonała w Podgoricy Czarnogórę 2:1. Biało-czerwoni powinni wygrać wyżej, ale spotkali się po półrocznej przerwie, bez dwóch kluczowych graczy (Grzegorza Krychowiaka i Arkadiusza Milika), a na dodatek w wyjściowej jedenastce tylko pięciu zawodników było w odpowiedniej formie.
Zwycięzców ponoć się nie sądzi, ale po meczu z Czarnogórą wypada chociaż oddać hołd dawnej trójce z Dortmundu, czyli Robertowi Lewandowskiemu, Łukaszowi Piszczkowi i Jakubowi Błaszczykowskiemu oraz trzymającym podobnie wysoki poziom Kamilowi Glikowi i Piotrowi Zielińskiemu. To oni w decydującym stopniu przyczynili się do skromnego wprawdzie, ale jednak zwycięstwa.
Załatwili Czarnogórców w pięciu
Gdyby pozostali nasi piłkarze, wliczając w to zmienników, zagrali równie dobrze jak ta piątka, Czarnogórcom nie pomogłyby ich chamskie boiskowe prowokacje, brutalne faule, nierówna murawa i wredni kibice. Dostaliby łomot jak się patrzy, bo nie jest to w żadnym aspekcie zespół, którego szanująca się reprezentacja powinna się obawiać w uczciwej walce.
Niestety, Krzysztof Mączyński po raz kolejny potwierdził, że nie jest zawodnikiem klasy międzynarodowej, zawiódł też nieoczekiwanie dobrze przecież na co dzień grający w Sampdorii Genua Karol Linetty. Po raz pierwszy od dłuższego czasu słabo wypadł Kamil Grosicki, któremu chyba nie posłużyła przeprowadzka do wymarzonej Premier League. Przeciętnie zagrał też Michał Pazdan, ale chyba największym rozczarowaniem był występ Łukasza Fabiańskiego. Czy na treningach on rzeczywiście wypadł lepiej od Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Skorupskiego? Sądząc po jego kilku niepewnych interwencjach raczej nie, a stanął między słupkami chyba tylko dlatego, że przesądny ponad miarę Nawałka zaczął go traktować jak przynoszącą szczęście maskotkę.
Inna sprawa, że Czarnogórcy nie oszczędzali kości naszych piłkarzy i być może dlatego gra polskiej drużyny nie stała na poziomie, do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Lewandowski i spółka mieli w sumie trochę farta, bo mimo ewidentnej ślepoty węgierskiego arbitra Viktora Kassaiego żadnemu nie przytrafiła się jakaś poważna kontuzja. Jedyną poważną krzywdą była żółta kartka dla Kamila Glika, bo przez nią filar linii defensywnej biało-czerwonych będzie musiał pauzować w czerwcowym meczu z Rumunią.
Awans już prawie pewny?
Ludzie żyjący z futbolu są przesądni, więc nikt w naszej ekipie nie zdobył się na odwagę, żeby po wiktorii w Podgoricy powiedzieć, że już premiowanego bezpośrednim awansem do finałów mistrzostw świata w Rosji pierwszego miejsca w grupie E nie oddadzą. A taka deklaracja nie niesie żadnego ryzyka, bo skoro na półmetku rozgrywek nasze drużyna ma sześć punktów przewagi nad ścigającymi ją w tabeli ekipami Czarnogóry i Danii, a siedem na zajmującymi dwa kolejne miejsca zespołami Rumunii i Armenii, to chyba jest to już przewaga stawiająca biało-czerwonych w roli murowanych faworytów. Zwłaszcza że z pięciu pozostałych do rozegrania meczów trzy odbędą się na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Niezmordowany Lewandowski
Kapitan naszej reprezentacji po meczu miał do sporo pretensji do niektórych kolegów za słaby występ, ale jemu w tej chwili wolno powiedzieć już co chce. „Lewy” stał się niekwestionowaną gwiazdą polskiego futbolu i nawet prezes PZPN Zbigniew Boniek musi liczyć się z jego zdaniem. Na szczęście nie grozi to jakimś poważnym konfliktem, bo Lewandowskiemu piekielnie zależy nie tylko na awansie do finałów mistrzostw świata, ale też na udanym występie naszej drużyny na rosyjskich stadionach. Dlatego skrytykował pomysł wzmocnienia kadry młodzieżowej zawodnikami z pierwszej reprezentacji, co było wybitnie nie na rękę Bońkowi w kontekście czekających nas w Polsce mistrzostw Europy w tej kategorii wiekowej. Obecność Milika, Zielińskiego, Kapustki i Linettego w kadrze Marcina Dorny to gwarancje dobrej frekwencji na meczach Polaków i większych wpływów ze sprzedaży biletów.
Dla piłkarzy oznacza to jednak dodatkowe obciążenie i krótsze wakacje, co może potem odbić się na ich formie. Lewandowski ma zatem słuszność stając w ich obronie, co jednak nie oznacza, że jego zdanie w tej sprawie zwycięży. Choć z drugiej strony niebezpiecznie jest lekceważyć opinię piłkarza, który sam strzelił osiem goli z dwunastu znajdujących się na koncie biało-czerwonych po pięciu kolejkach spotkań.
Grupa E
1. kolejka
Dania – Armenia 1:0
Kazachstan – Polska 2:2
Rumunia – Czarnogóra 1:0
2. kolejka
Polska – Dania 3:2
Armenia – Rumunia 0:5
Czarnogóra – Kazachstan 5:0
3. kolejka
Polska – Armenia 2:1
Dania – Czarnogóra 0:1
Kazachstan – Rumunia 0:0
4. kolejka
Rumunia – Polska 0:3
Armenia – Czarnogóra 3:2
Dania – Kazachstan 4:1
5. kolejka
Czarnogóra – Polska 1:2
Rumunia – Dania 0:0
Armenia – Kazachstan 2:0