Korona Kielce po spadku z ekstraklasy zmieniła właściciela. Klub ponownie w stu procentach jest własnością miasta. Władze Kielce podjęły decyzję o zasileniu budżetu klubu kwotą pięciu milionów złotych.
Wcześniej w rękach miasta znajdowało się 28 procent udziałów w sportowej spółce, a pakiet większościowy należał do niemieckich udziałowców, Aleksandra, Marka i Dirka Hundsdorferów. Po spadku ekstraklasy niemieccy właściciele stracili zainteresowanie kieleckim klubem i odmówili jakiegokolwiek finansowego zaangażowania. W końcu łaskawie zgodzili się zwrócić miastu swoje udziały, oczywiście po uprzednim odzyskaniu zainwestowanych pieniędzy. Ale zostawili po sobie mnóstwo długów i zobowiązań, które należało jak najszybciej uregulować, bo inaczej Koronie groziło nieprzyznanie licencji na grę w I lidze.
Kieleccy rajcy nie byli zgodni co do ponownego przyjęcia klubu na miejski garnuszek. Ale działacze Korony, głównie wiceprezes zarządu Marek Paprocki, przekonali radnych do planu ratunkowego. Wedle przedstawionych przez Paprockiego perspektyw finansowych, Korona może liczyć na 12 milionów przychodów z tzw. dni meczowych, dotację 2,8 mln złotych z budżetu gminy Kielce, a ponadto liczy na pieniądze od sponsorów, z zysków sklepu z gadżetami oraz dotacji z PZPN za klasyfikację Pro Junior System.
Zanim jednak te pieniądze zaczną spływać do klubowej kasy, najpierw trzeba było wrzucić do niej pięć milionów złotych na najpilniejsze potrzeby. Ale gdy już radni podjęli decyzję o przejęciu akcji od Hundsdorferów i oswoili się z myślą, że w rękach miasta ponownie jest sto procent akcji Korony, pozbyli się oporów przed wydawaniem publicznych pieniędzy na spłacenie zobowiązań zaciągniętych przez niemieckich akcjonariuszy. Oczywiście ogłoszono, że w planach jest znalezienie nowego inwestora, któremu miasto będzie chciało sprzedać sto procent udziałów, ale najpierw miasto będzie musiało zdjąć z Korony garb zadłużenia. Tak czy owak Kielce wyjdą na tym jak Zabłocki na mydle.