20 września 2024

loader

Kompromitująca kanonada

Legia w dwóch meczach z Borussią Dortmund straciła 14 goli, we wszystkich pięciu dotąd rozegranych w fazie grupowej aż 24. To oznacza, że legioniści średnio tracili w jednym spotkaniu prawie pięć bramek. A czegoś takiego po prostu nie da się określić inaczej jak kompromitacja.

Łatwość z jaką zawodnicy Borussii przełamywali szyki obronne warszawskiej drużyny dyskwalifikuje wszystkich bez wyjątku piłkarzy jej formacji defensywnej – bramkarza Radosława Cierzniaka, Bartosza Bereszyńskiego na prawej flance, Michała Pazdana i Jakuba Czerwińskiego w środku oraz Jakuba Rzeźniczaka na lewej flance. Na potępienie zasłużyli też wspomagających blok obronny pomocnicy – Michał Kopczyński i Vadis Odjidja-Ofoe i Guilherme i wprowadzeni po przerwie Tomasz Jodłowiec i Mateusz Wieteska.
Trener Legii Jacek Magiera, który także nie popisał się w tym meczu, choćby decyzją wystawienia w bramce nie grającego regularnie od miesięcy Cierzniaka, przekonywał potem, że dla niego i piłkarzy Legii była to dobra lekcja. „Wrócimy tu mądrzejsi” – miał rzekomo powiedzieć w szatni do swoich zaszokowanych bezprzykładnym laniem zawodników. Może faktycznie tak się stanie, tylko po co? Tak naprawdę to chyba żaden z piłkarzy zatrudnianych obecnie przez warszawski klub nie ma kwalifikacji na grę w Lidze Mistrzów.
Tak przy okazji kilka cierpkich słów należy się też właścicielom Legii za ich szokująco niefrasobliwa politykę transferową. Dzisiaj widać już aż nadto wyraźnie, że pozbycie się znakomicie obecnie grającego w lidze francuskiej Igora Lewczuka było kolosalnym błędem, podobnie jak oddanie do Cracovii lewego obrońcy Tomasza Brzyskiego, który z całą pewnością byłby lepszym dublerem na tej pozycji dla Czecha Adama Hlouszka niż był w Dortmundzie przysposobiony ad hoc do gry na lewej flance Jakub Rzeźniczak.

Jarmarczne popisy

Po żenującym występie w Dortmundzie transferowym niewypałem okazał się też wyszarpany z Wisły Kraków Radosław Cierzniak, ale jeszcze większą wpadką dyrektora sportowego Legii Michała Żewłakowa jest pozyskany latem Steeven Langil. Tego grajka co prawda we wtorek na boisku nie zobaczyliśmy, ale dzisiaj wiemy już co robił w tym czasie, bo pochwali się tym na portalu społecznościowym. Zdjęcia zastawionego butelkami z alkoholem stołu i wypuszczanych ostentacyjnie kłębów papierosowego dymu będą chyba wystarczającym argumentem dla szefów stołecznego klubu do zerwania kontraktu z tym piłkarzem. Piłkarze Borussii i Legii pobili we wtorek kilka rekordów strzeleckich Ligi Mistrzów. Po raz pierwszy w historii rozgrywek w ciągu pierwszych 45 minut padło więcej niż sześć goli. Kolejny rekord to siedem goli strzelonych w 32 minuty. Było to też pierwsze spotkanie w dziejach Lidze Mistrzów, w którym padło pięć goli w pierwszych 25 minutach. Oba zespoły oczywiście wyśrubowały też rekord tych rozgrywek pod względem liczby goli w jednym spotkaniu.
Taka kanonada na tym poziomie piłkarskich zmagań nie przynosi jednak chluby żadnej ze stron. Chyba najtrafniej skomentował ją dyrektor sportowy Borussii Michael Zorc. „Byliśmy świadkami najbardziej obfitującego w gole meczu w historii Ligi Mistrzów. Mieliśmy wszyscy naprawdę niezły ubaw, bo w grze obu drużyn było coś jarmarcznego. Jeszcze jeden! Kto jeszcze nie ma, kto chciałby jeszcze jednego gola! Strzeliliśmy rywalom osiem goli, ale sami nie broniliśmy swojej bramki zbyt dobrze, bo dostaliśmy cztery bramki. Oczywiście więcej plusów jest po naszej stronie, bo ostatecznie to my wbiliśmy Legii w sumie czternaście goli” – stwierdził Zorc.
Mimo fatalnego bilansu Legia wciąż może jeszcze awansować do fazy pucharowej Ligi Europy. Oczywiście pod warunkiem, że w ostatniej kolejce Champions League warszawianie pokonają u siebie Sporting Lizbona.

Nieudane występy Polaków

W piątej kolejce Ligi Mistrzów nie popisali się też nasi piłkarze występujący na co dzień w zagranicznych klubach. Uwaga ta nie dotyczy jedynie obrońcy Borussii Dortmund Łukasza Piszczka, który przeciwko Legii nie wystąpił i nawet nie zasiadł w tym meczu na ławce rezerwowych. Po prostu trener Tomas Tuchel dał mu wolne. Na taki odpoczynek nie mógł liczyć Robert Lewandowski, chociaż jemu akurat bardziej pewnie by sie przyda, bo w sobotnim meczu w Bundeslidze z Borussią Dortmund doznał lekkiego urazu kostki. Trener Bayernu Monachium Carlo Ancelotti wysłał jednak „Lewego” do walki na zmrożonym boisku w Rostowie, ale nic to nie dało, bo Bawarczycy mają chyba kryzys formy i przegrali nieoczekiwanie 2:3. Kapitan naszej reprezentacji zaliczył więc kolejny mecz w tym sezonie bez strzelonego gola i otrzymał za swój występ niskie noty.
Jeszcze gorzej od niego wypadł Grzegorz Krychowiak, który dość niespodziewanie rozpoczął mecz z Arsenalem Londyn w wyjściowym składzie. Niestety, pomocnik Paris St. Germain nadal jest daleki od dawnej formy. Krychowiak sprokurował karnego, po którym Arsenal wyrównał na 1:1 i po tuż przerwie został zmieniony. Cay mecz w barwach AS Monaco rozegrał natomiast Kamil Glik, ale on też występu w meczu z Tottenhamem nie zaliczy do udanych, bo podobnie jak Krychowiak sprokurował rzut karny dla rywali. Maciej Rybus tym razem pokazał się na boisku tylko na moment i nie zdążył nic popsuć, a jego Olympique Lyon wygrał w Zagrzebiu 1:0.

trybuna.info

Poprzedni

Sala opustoszała…

Następny

Szekspir, czyli co jest w Polsce do myślenia