7 listopada 2024

loader

Koszykówka. Polacy dalej mają szansę na igrzyska

KOSZ KADRA / Facebook

Reprezentacja Polski koszykarzy w finale prekwalifikacji olimpijskich pokonała Bośnię i Hercegowinę 76:72 i zachowała szanse awansu na igrzyska w Paryżu. „Ważne, żeby odnaleźć swoją rolę w drużynie” – powiedział Przemysław Żołnierewicz, ważny gracz niedzielnego meczu.

Wchodzący z ławki skrzydłowy grał w niedzielę 21 minut, zdobył 10 punktów, trafiając dwa z pięciu rzutów za dwa i jeden z dwóch za trzy oraz trzy z czterech wolnych. Miał także cztery zbiórki, asystę i stratę, a w okresie, gdy przebywał na parkiecie drużyna wygrała ten fragment różnicą dziesięciu punktów, co jest najwyższym wskaźnikiem plus/minus w zespole.

„Bardzo nam smakuje to zwycięstwo, bo wiemy, ile pracy włożyliśmy w cały okres przygotowawczy do turnieju i do każdego spotkania w jego trakcie oraz ile zdrowia zostawiliśmy na parkiecie” – skomentował.

Na 40 sekund przed końcem czwartej kwarty tego niezwykle zaciętego spotkania środkowy Aleksander Balcerowski przy próbie efektownego wsadu z powietrza nad Jusufem Nurkicem upadł niebezpiecznie na parkiet i długo nie podnosił się z boiska. Opuścił je dopiero po kilku minutach w asyście fizjoterapeuty i trenera przygotowania motorycznego.

Po ceremonii zakończenia spotkania pocieszali go wszyscy koledzy z drużyny, podchodząc do siedzącego na ławce środkowego, który w spotkaniu zanotował 14 punktów, siedem zbiórek, trzy asysty, blok i przechwyt, trafiając m.in. trzy z pięciu rzutów za trzy punkty, w tym niezwykle ważny w końcówce. Środkowy Panathinaikosu Ateny został wybrany przez FIBA zawodnikiem meczu.

„Życzymy Olkowi zdrowia, bo koszykówka to sport kontaktowy. Szczególnie ten mecz, w którym było bardzo dużo fizycznej walki” – powiedział 28-letni niski skrzydłowy.

Tak jak Balcerowski, Żołnierewicz był jednym z ważniejszych zawodników polskiej reprezentacji w niedzielnym finale. Przebywał na parkiecie w ważnych momentach czwartej kwarty, gdy ważyły się losy meczu. Poprzednio pomógł drużynie w półfinałowym meczu w Estonią.

„Cieszę się, że wróciłem na najważniejsze mecze, bo od początku przygotowań miałem drobne problemy zdrowotne. Utraciłem cztery, pięć kilogramów wagi i ciężko było mi poczuć ciało. Udało się przepracować ten okres z Dominikiem Narojczykiem (trenerem przygotowania motorycznego – PAP) na tyle, na ile mogłem i od tego półfinałowego spotkania naprawdę czułem się dobrze. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie po obu stronach parkietu i osiągnąć ten główny cel” – przyznał koszykarz urodzony w Pasłęku.

Charakter finałowego meczu z Bośnią i Hercegowiną oddawał postawę Żołnierewicza na boisku. Walka w każdej sytuacji, rywalizacja do ostatnich sekund, dobra obrona – tym imponuje skrzydłowy, który w minionym sezonie reprezentował barwy Enei Zastalu Zielona Góra.

W niedzielę dał drużynie solidne wsparcie, a dziesięć zdobytych punktów to wyrównany rekord w drużynie narodowej, w której wystąpił dotychczas 14 razy i uzyskał łącznie 54 pkt.

„Takie turnieje cechują się tym, że przychodzi czwarty, piąty mecz, liderzy trochę słabną, uciekają im siły i czasami o wyniku końcowym drużyny decyduje dodatkowa energia. Jeżeli zmiennik, w tym przypadku ja, da tę iskrę, to może pomóc pozostałym kolegom. Ważne jest, żeby odnaleźć swoją rolę, jakakolwiek miałaby ona być, i pomóc drużynie zwyciężać” – zaznaczył rezerwowy reprezentacji, która po ubiegłorocznym Eurobaskecie wygrała dziewięć kolejnych spotkań o punkty.

W ważnych momentach meczu Żołnierewicz trafiał też rzuty osobiste, wykazując opanowanie i zimną krew.

„Nie zadrżała mi ręka w końcówce. Wpadły trzy z czterech rzutów wolnych, punkty zdobyłem także po akcjach. Zaprocentowało doświadczenie z ligi, gdy przeprowadzałem decydujące akcje bądź wykonywałem kluczowe rzuty wolne. Całe szczęście trafiłem i to też pomogło nam zbudować przewagę” – zakończył.

Redakcja

Poprzedni

Lewica chce paktu sejmowego

Następny

Antoni Libera: życie w literackim kalejdoskopie