Po golach Vadisa Odjidji-Ofoe i Michała Kucharczyka Legia wygrała z Lechem 2:0 i na trzy kolejki przed końcem rozgrywek została liderem ekstraklasy. Za jej plecami z dwupunktową stratą są Lech oraz Jagiellonia, która przegrała z Lechią aż 0:4. Ale to jeszcze nie koniec walki o mistrzostwo Polski.
Broniący tytułu legioniści znaleźli się na szczycie tabeli ekstraklasy po raz pierwszy w tym sezonie. Czekali na to ponad rok, bo po raz ostatni liderem „Wojskowi” byli w połowie maja ubiegłego roku, na finiszu poprzednich rozgrywek. Gdy ich trenerem został Jacek Magiera, a stało się to 24 września 2016 roku, po 10. kolejkach warszawski zespół miał na koncie tylko 10 punktów i do prowadzącej wówczas Lechii Gdańsk tracił 12.
Wielki mecz belgijskiego gracza
Ojcem zwycięstwa legionistów w starciu z ekipą „Kolejorza” był Vadis Odjidja-Ofoe. Belgijski pomocnik na boisku robił co chciał – kiedy było trzeba przyspieszał akcje, mądrze podawał, nie tracił piłek, a z pojedynków z lechistami zwykle wychodził obronną ręką, czym doprowadzał ich chwilami do rozpaczy. Gwiazdor Legii bez trudu radził sobie nawet z niezawodnym zwykle w boiskowej walce kapitanem Lecha Łukaszem Trałką. Nic dziwnego, że po meczu Belg zbierał same pochlebne recenzje, a trener poznańskiej drużyny Nenad Bjelica wręcz przyznał, że Odjidja-Ofoe nie pasuje do polskiej ligi, bo jest na nią za dobry. Swojego najlepszego gracza skomplementował też trener legionistów Jacek Magiera. „Vadis czuje się tutaj bardzo dobrze, gra świetnie, dzisiaj także zagrał na doskonałym poziomie. To jest bardzo pozytywnie nastawiony człowiek, od którego wielu zawodników uczy się zachowania na boisku, jak i poza nim. Na pewno zrobimy wszystko, by z nami został” – stwierdził szkoleniowiec „Wojskowych”.
Zatrzymać belgijskiego piłkarza nie będzie jednak łatwo, bo ma intratne oferty z innych krajów, także z ojczystych klubów. Właściciel Legii Dariusz Mioduski jest ponoć gotów zagwarantować Odjidi-Ofoe milion euro rocznej gaży, jeśli zgodzi sie pozostać na Łazienkowskiej. W meczu z Lechem Belg pokazał, że zasługuje na gwiazdorski kontrakt i najwyższe zarobki w historii polskiej ekstraklasy.
Z decydującymi rozmowami w tej sprawie obie strony wstrzymują się jednak do zakończenia sezonu. To zrozumiałe, bo chociaż Legia znalazła się na czele Lotto Ekstraklasy, to przecież już w następnej kolejce może fotel lidera opuścić, bo przecież czeka ją przeprawa z Jagiellonią, podrażnioną wysoką porażką w Gdańsku. W ciągu czterech dni sprzedane zostały wszystkie bilety i na trybunach stadionu w Białymstoku zasiądzie 22 tys. widzów.
Ten mecz dla trenera Michała Probierza i jego podopiecznych będzie z gatunku „o życie”, bowiem w przypadku ewentualnej porażki stracą de facto nie tylko szanse na wywalczenie pierwszego w historii mistrzowskiego tytułu, ale skomplikują sobie też sytuację w rywalizacji o miejsce gwarantujące grę w kwalifikacjach Ligi Europy.
Lech zawodzi w grze o stawkę
Przed środową potyczką w Warszawie drużyna „Kolejorza” była w ekstraklasie niepokonana, ale na psychice Nenada Bjelicy i jego piłkarzy chyba trwałe piętno odcisnęła niedawna porażka z Arką Gdynia w finale Pucharu Polski. W grze lechistów na Łazienkowskiej dało się zauważyć brak pewności siebie i narastającą niewiarę w możliwość wygrania meczu.
W spotkaniach z zespołami ze ścisłej czołówki lechici wywalczyli zaledwie trzy punkty. Dwa razy ulegli Legii, dwukrotnie ograła ich Jagiellonia, zaś w meczach z Lechią zaliczyli jedną przegraną i jedno zwycięstwo. Zdumiewające było też to, że zespół, który w 13 poprzednich meczach zdobył aż 29 goli (wiosną jest pod tym względem najlepszy), nie potrafił niemal przez całe spotkanie poważnie zagrozić bramkarzowi Legii. Pierwszy i jedyny celny strzał gracze Lecha oddali dopiero w 86. minucie. Nie da się ukryć, że wpływ na to mogły mieć niezrozumiałe decyzje kadrowe trenera Bjelica. Największym zaskoczeniem było wystawienie w ataku Dawida Kownackiego. 20-latek już w poprzednim spotkaniu z Legią, przegranym przez Lecha 1:2, zawiódł nadzieje i nic nie zdziałał w starciach z warszawskimi defensorami. Obrońca Legii Artur Jędrzejczyk otwarcie przyznał po meczu, że przeciwko Marcinowi Robakowi grało mu się znacznie trudniej. Ale lider klasyfikacji strzelców ekstraklasy zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, a gdy już pojawił się na boisku, zespół był w psychicznym dołku i tracił chęć do walki o korzystny wynik. Ciekawe co zrobi Bjelica w niedzielę w meczu z Lechią, której rozochoceni pogromem Jagiellonii piłkarze buńczucznie zapowiadają zwycięstwo także na Bułgarskiej.
Trudne dni Ruchu Chorzów
W grupie spadkowej dwa zespoły już de facto zapewniły sobie utrzymanie – Wisła Płock i Zagłębie Lubin mają już na tyle wyraźną przewagę nad resztą stawki, że ich piłkarze mogą już planować wakacje. W coraz gorsze położenie pakują się natomiast ich koledzy po fachu z Chorzowa, którzy przegrali z kretesem dwa ostatnie mecze – 0:6 ze Śląskiem na wyjeździe i w środę 0:3 u siebie z Piastem. Trener Krzysztof Warzycha miesza w składzie „Niebieskich”, ale coraz bardziej wygląda to na przegląd kadr już pod kątem występów w I lidze. Piątkowego meczu z Cracovią Ruch nie może przegrać, ani nawet zremisować. Porażka będzie oznaczała czwarty spadek z ekstraklasy w historii 14-krotnych mistrzów Polski. Ale na porażki nie mogą sobie też pozwolić Cracovia, Piast, Górnik i Śląsk. Będzie gorąco…
Zestaw par 35. kolejki
Piątek, grupa spadkowa:
Śląsk Wrocław – Arka Gdynia, godz. 18:00;
Cracovia – Ruch Chorzów, 20:30.
Sobota, grupa mistrzowska:
Wisła Kraków – Pogoń Szczecin, 20:30;
Sobota, grupa spadkowa:
Wisła Płock – Zagłębie Lubin, 15:30;
Piast Gliwice – Górnik Łęczna, 18:00.
Niedziela, grupa mistrzowska:
Lech Poznań – Lechia Gdańsk, 15:30;
Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa, 18:00
Poniedziałek, grupa mistrzowska:
Bruk-Bet Nieciecza – Korona Kielce, 18:00.