9 grudnia 2024

loader

Lewandowski pcha kadrę Polski do Kataru

Lewandowski pcha kadrę Polski do Kataru

Екатерина Лаут – Wikipedia

Rozegrany w czwartek mecz z Albanią był dla biało-czerwonych pierwszym występem na tym obiekcie po blisko dwuletniej przerwie, lecz jego magia nie przestała im sprzyjać. Wygrali pewnie 4:1, a „królem polowania” znów był Robert Lewandowski, bezsprzecznie najlepszy piłkarz na boisku.

Stadion Narodowy okazał się więc po raz kolejny twierdzą nie do zdobycia dla rywali polskiej reprezentacji. Biało-czerwoni w spotkaniach na tym obiekcie mają korzystny bilans 19 zwycięstw, ośmiu remisów i tylko dwóch porażek, ale po raz ostatni przegrali tu siedem lat temu, ulegając 0:1 w spotkaniu towarzyskim drużynie Szkocji. Wygrana 4:1 z Albańczykami nie jest najbardziej spektakularnym zwycięstwem naszej drużynie na tym stadionie. Na takie miano zasługuje pierwszy w historii triumf w spotkaniu z reprezentacją Niemiec w 2014 roku odniesiony pod wodza trenera Adama Nawałki. Przebić to osiągnięcie może jednak już w najbliższą środę Paulo Sousa, jeśli jego zespół pokona Anglików, aktualnych wicemistrzów Europy, ale przede wszystkim niepokonanych jak dotąd liderów grupy I eliminacji mistrzostw świata w Katarze. Wiadomo już, że ten obejrzy komplet publiczności, będzie to zatem pierwszy taki przypadek od wybuchu pandemii koronawirusa.
Stadion Narodowy jest twierdzą reprezentacji Polski, ale też bez wątpienia jedną z ulubionych aren Roberta Lewandowskiego. Kapitan biało-czerwonych w meczu z Albanią zdobył jedną bramkę i zaliczył asystę, ale w łącznie we wszystkich 24 rozegranych przez niego na Narodowym spotkaniach naszej narodowej strzelił już 27 goli. Żaden inny polski piłkarz nawet w przybliżeniu nie może równać się z tym wyczynem.
123 mecze, 70 goli – to bilans prawie 13 lat występów w reprezentacji Polski Roberta Lewandowskiego. Do najlepszego snajpera biało-czerwonych w historii należy wiele rekordów drużyny narodowej. 33-letni obecnie kapitan biało-czerwonych zadebiutował w naszej narodowej drużynie 10 września 2008 roku w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata w Serravalle z… San Marino. Rok zajęło mu rozegranie 10 spotkań w kadrze, a po kolejnym miał ich już 25. Jubileusz 50. przypadł na towarzyską potyczkę z Urugwajem w Gdańsku, przegraną 1:3 w listopadzie 2012. Mecz numer 75 to także towarzyski pojedynek z Finlandią we Wrocławiu 26 marca 2016. Setny występ miał miejsce 11 października 2018 w przegranym 2:3 meczu Ligi Narodów z Portugalią w Chorzowie. W żadnym z nich nie wpisał się na listę strzelców. Czwartkowy mecz z Albanią (4:1) o punkty eliminacji MŚ był jego 123. występem w drużynie narodowej, czym śrubuje krajowy rekord. Do historii polskiego futbolu Lewandowski przeszedł też 5 października 2017 roku, kiedy dzięki trzem golom w wyjazdowym spotkaniu z Armenią został najlepszym strzelcem reprezentacji, dystansując dotychczasowego lidera zestawienia Włodzimierza Lubańskiego (48 goli). Do dziś uzbierał 70 trafień. W Europie lepszym osiągnięciem może się pochwalić jedynie czterech zawodników. W zestawieniu bezapelacyjnie prowadzi Cristiano Ronaldo, który dla Portugalii zdobył już 111 bramek i jest to najlepszy wynik w historii futbolu. Drugi miejsce w Europie jest jednak w zasięgu Lewandowskiego, bo zajmuje je Węgier Ferenc Puskas z 84 trafieniami. W najbliższym czasie „Lewy” może jednak wskoczyć na podium zestawienia, bo trzeci w klasyfikacji Węgier Sandor Kocsis ma 75 goli, a czwarty Niemiec Miroslav Klose – 71. W klasyfikacji światowej drugie miejsce, za Cristiano Ronaldo, zajmuje Irańczyk Ali Daeiz dorobkiem 109 goli, a trzecie Malezyjczyk Mokhtar Dahari (89 goli). San Marino to idealny rywal na poprawienie statystyk strzeleckich i nic dziwnego, że sam Lewandowski chciał w tym meczu zagrać.
Biało-czerwoni z San Marino grali nie tylko o trzy punkty, po które sięgnęliby pewnie i bez „Lewego”, ale też o nabicie konta bramkowego. Wszystko przez ustalony przez FIFA regulamin kwalifikacji do MŚ 2022, według którego o kolejności w tabeli decyduje kolejno: łączna liczba punktów zdobytych we wszystkich meczach, bilans bramkowy po wszystkich meczach, łączna liczba bramek zdobytych we wszystkich meczach. To oznacza, że jeśli po 10. kolejce eliminacji Polska będzie miała tyle samo punktów co Anglia albo Węgry, to wyższe miejsce zajmie zespół skuteczniejszy: z większą różnicą bramek albo większą liczbą strzelonych goli. Sprawa była więc oczywista: im więcej goli strzeli Polska w niedzielę, tym lepiej. Tak więc w meczu z San Marino Polacy mieli interes, żeby nastrzelać jak najwięcej goli, a i sam Lewandowski był chętny do gry, bo pewnie liczył, że dorzuci coś do swojego strzeleckiego dorobku w kadrze. A z żadnym innym rywalem reprezentacja Polski nie ma tak korzystnego bilansu bramkowego. Drużyn, które nigdy nie wygrały czy choćby zremisowały z naszym zespołem jest wiele – Algieria, Boliwia, Chiny, Ghana, Gibraltar, Indie, Iran, Kanada, Kostaryka, Malta, Nowa Zelandia, Peru, Singapur, Tajlandia, Wybrzeże Kości Słoniowej, Wyspy Owcze, Zjednoczone Emiraty Arabskie no i oczywiście San Marino, z którego reprezentacją biało-czerwoni w niedzielę grali po raz dziewiąty w historii. W poprzednich ośmiu potyczkach, co ciekawe wszystkich o stawkę, nasi piłkarze strzelili 33 gole i stracili tylko jednego, zresztą w ostatnim meczu z San Marino w Serravalle w 2013 roku. Nikt jednak przed niedzielnym meczem nie zakładał powtórki z pierwszego spotkania Polski z San Marino w 1993 roku. Wtedy w Łodzi biało-czerwoni, których trenerem był obecny futbolowy ekspert Andrzej Strejlau, wygrali ledwie 1:0 po golu Jana Furtoka strzelonym ręką.
W spotkaniu z Albanią Lewandowski pokazał, że chociaż to dopiero początek sezonu, to już znajduje się w wybornej formie i jego gole strzelone w ligowych meczach Bayernu Monachium nie były dziełem przypadku. Pozostaje mieć nadzieję, że co najmniej równie dobrze „Lewy” zaprezentuje się też w środowym meczu z Anglią. Będzie trudniej, bo wicemistrzowie Europy w czwartek rozjechali w Budapeszcie Węgrów 4:0, więc wygląda na to, że już o Euro 2021 zapomnieli i teraz całą swoją uwagę skupiają na walce o awans do mundialu w Katarze. Żeby ich pokonać, trzeba będzie zagrać jeszcze lepiej niż w starciu z chaotycznymi i chyba zbytnio przekonanymi o swojej wyższości Albańczykami. Oni może momentami sprawiali lepsze wrażenie, ale nie na tyle, żeby to usprawiedliwiało żałobny ton relacji zamieszczanych w polskich mediach. Najbardziej krzywdzące dla polskich piłkarzy były stwierdzenia, ż wygrali „fartem” „szczęśliwie”, „niezasłużenie”. To bzdura, bo fartem to wygrywa się 1:0 po meczu, w którym zwycięski zespół broni się przez 90 minut, a gola strzela po błędzie bramkarza rywali.
A Lewandowski i spółka wygrali z Albańczykami 4:1. To jest wynik, który bezdyskusyjnie przesądza, który z dwóch zespołów był lepszy. Czepianie się stylu to jakaś aberracja umysłowa, nic ponadto.

trybuna.info

Poprzedni

Iga Świątek płacze, ale wygrywa w US Open

Następny

Kibice wybaczyli kadrze Heynena wpadkę w Tokio

Zostaw komentarz