Redakcja „France Football” chyba nie spodziewała się tak wielu negatywnych reakcji po zwycięstwie Leo Messiego w tegorocznej edycji plebiscytu „Złotej Piłki”. Na świecie więcej mówiło się bowiem o krzywdzie wyrządzonej Robertowi Lewandowskiemu, niż podkreślało słuszność przyznania Argentyńczykowi nagrody po raz siódmy.
W poniedziałek Leo Messi odebrał po raz siódmy w karierze „Złotą Piłkę”, ale było to chyba jego najmniej zasłużone trofeum ze wszystkich, jakie do tej pory mu przyznano. Argentyński gwiazdor chyba sam w głębi serca miał w tej kwestii wątpliwości, bo w przemowie zdobył się na kilka ciepłych słów pod adresem Roberta Lewandowskiego i wyraźnie podkreślił, iż w poprzednim roku to Polak powinien bezsprzecznie otrzymać tę nagrodę. Nie powstrzymał tym jednak fali krytyki, której zasięg i jednoznaczny wydźwięk chyba zaskoczył redakcję „France Football”, czego w różnych wypowiedziach nie potrafił ukryć nawet jej szef, Pascal Ferre.
W rozmowie z niemieckim dziennikiem „Bild” Francuz przyznał, że jest pod wrażeniem klasy, z jaką Lewandowski przyjął niekorzystny dla niego werdykt elektorów uczestniczących w plebiscycie „FF”. „Robert to nie tylko świetny piłkarz, ale także fantastyczny człowiek. On już wiedział zdecydowanie wcześniej, że nie wygra. Nie wiem, ilu zawodników by w takiej sytuacji zdecydowało się przybyć na galę. A on przyjechał i był dla wszystkich miły. Muszę przyznać, że nam zaimponował, bo to było takie zachowanie bardzo fair play” – przyznał Ferre. Szkoda, że redaktor naczelny „France Football” nie wykazał się podobną postawą wobec Lewandowskiego, którego przecież jego redakcja skrzywdziła ewidentnie w poprzednim roku odwołując plebiscyt, który z cała pewnością polski napastnik Bayernu by wygrał.
I skrzywdziła go po raz wtóry nakazując swoim elektorom-dziennikarzom ze 180 krajów nie uwzględnianie w tegorocznych wyborach dokonań piłkarzy w 2020 roku. Było to ewidentne świństwo, bo konfrontując dokonania Messiego i Lewandowskiego w dwóch ostatnich latach widać wyraźnie, że Argentyńczyk wyraźnie Polakowi ustępuje. A nawet w tym roku nie osiągnął na tyle znaczących sukcesów, żeby jego wybór był bezsprzeczny. Ale tegoroczny plebiscyt „Złotej Piłki” to już jednak historia i jego wyników nic już nie zmieni.
Dziennikarze „Bilda” pofatygowali się na środowy trening Bayernu Monachium, żeby z bliska zobaczyć jak zachowuje się Lewandowski. „Polak pojawił się jako pierwszy na środowym treningu, a podczas wspólnej gry z Niklasem Suele, Josipem Stanisiciem oraz Serge’em Gnabrym zdawał się być w dobrym humorze i często śmiał się z kolegami. Później chwilę rozmawiał z trenerem Julianem Nagelsmannem. Nie było u po nim widać cienia frustracji. Raczej wydawał się być bardziej zmotywowany. Po treningu z drużyną Lewandowski odbył 20-minutowy trening strzelecki. Sven Ulreich zazwyczaj nie miał szans” – pisze w relacji „Bild”. W najbliższą sobotę Bayern Monachium zagra w meczu 14. kolejki Bundesligi z Borussią Dortmund, przeciwko której „Lewy” zagrał dotąd 24 razy i zdobył w tych meczach 24 bramki oraz miał trzy asysty.
Lewandowski na szczęście poza Francją jest oceniany znacznie bardziej sprawiedliwie. W tym roku został już wyróżniony przez media w Niemczech, we Włoszech i Wielkiej Brytanii, a ostatnio przez amerykańską stację telewizyjną ESPN, która co roku ogłasza klasyfikacje najlepszych piłkarzy na świecie na poszczególnych pozycjach. Reprezentant Polski bezdyskusyjnie zwyciężył w kategorii środkowych napastników, „dziewiątek”, zostawiając za plecami Norwega Erlinga Haalanda i Francuza Karima Benzemę. „Bez wątpienia Lewandowski jest najlepszym środkowym napastnikiem w ostatniej dekadzie. Jego 317 bramek w 346 meczach od momentu dołączenia do Bayernu mówi samo za siebie” – napisano w uzasadnieniu.
Lewandowski zapewne już nie zdobędzie „Złotej Piłki”, ale jego niewiarygodne strzeleckie dokonania zapewnią mu uznanie oraz sławę na świecie i bez tego.