7 listopada 2024

loader

Nagły kłopot bogactwa w polskiej kadrze

Napastnikiem numer 1 w reprezentacji Polski jest bezsprzecznie Robert Lewandowski, ale za jego plecami hierarchia w erze Paulo Sousy już taka jednoznaczna nie jest. Arkadiusz Buksa i Karol Świderski świetnie wykorzystali okres nieobecności w kadrze Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka i teraz portugalski selekcjoner ma w linii ataku kłopot bogactwa.

Trzeba przyznać, że takiej rywalizacji w linii ataku w reprezentacji Polski dawno nie było. Występujący na co dzień w PAOK Saloniki Karol Świderski oraz grający w zespole amerykańskiej MLS New England Revolution Adam Buksa są bez wątpienia odkryciami jesiennych meczów naszej narodowej drużyny. Obaj wykorzystali szansę jaką stworzyła im kilkumiesięczna nieobecność w kadrze leczących kontuzje Krzysztofa Piątka i Arkadiusza Milika, a także niespodziewany letni transfer Jakuba Świerczoka z Piasta Gliwice do japońskiego klubu Nagoya Grampus. Sądząc po wypowiedziach Paulo Sousy z tej właśnie piątki napastników będzie na razie dobierał graczy do Roberta Lewandowskiego.
Portugalski szkoleniowiec przejął reprezentację Polski z marszu, ale mimo to odważył się niemal w przededniu meczów o stawkę dokonać rewolucji z taktycznym ustawieniu zespołu. Gra w systemie z trzeba obrońcami i dwoma napastnikami nie była nowością dla ekipy biało-czerwonych, bo takiego taktycznego wariantu próbował już Adam Nawałka, ale jak dobrze pamiętamy wprowadził tym jedynie chaos i wycofał się z pomysłu. Jego następca, Jerzy Brzęczek, także chyba nie zgłębił tajników tego powszechnego dzisiaj systemu gry, bo trzymał się ustawienia czwórką obrońców, wpieranych przez dwóch defensywnych pomocników, przed którymi w linii ustawiał trójkę pomocników, a na szpicy osamotnionego Lewandowskiego. Nie powielał więc nawet sprawdzonego za kadencji Nawałki ustawienia z „Lewym” i Milikiem w linii ataku. Paulo Sousa od początku, czyli od marcowych meczów eliminacyjnych do MŚ 2022 zaczął grać dwójką napastników, a w spotkaniu z Andorą rzucił nawet do walki trójkę – oprócz Lewandowskiego i Milika jeszcze Piątka.
Ten eksperyment nie wypadł najlepiej, ale w październikowych potyczkach z San Marino i Albanią mieliśmy momentami trójkę napastników. Największym osiągnięciem było jednak to, że wchodzący z ławki zmiennicy wnosili do gry tyle samo, co gracze których zastępowali, a bywało, że nawet więcej. I to trzeba uznać za wielki sukces Paulo Sousy, bo zdołał przekonać polskich piłkarzy, że na sukces w meczu pracuje cała kadra, a rezerwowi znaczą tyle samo, co gracze z wyjściowego składu.
Wiosną tego roku Lewandowski kończył swój najlepszy strzelecki sezon, Milik po wyrwaniu się z półrocznego zawieszenia bez gry z SSC Napoli strzelił wiosną dla Olimpique Marsylia 10 goli, więc wobec słabszej formy Piątka i jego kłopotów z wywalczeniem miejsca w zespole Herthy Berlin, rywalizacja o drugie miejsce w linii ataku biało-czerwonych w turnieju Euro 2020/21 wydawała się przesądzona na korzyść Milika. Niestety, w przededniu mistrzostw doznał on poważnej kontuzji, a niedługo po nim poważny uraz wykluczył z gry na długie miesiące także Piątka. W tej sytuacji Sousa musiał sięgnąć po zmienników. Odkurzył już trochę zapomnianego w Polsce Dawida Kownackiego, wysłał powołanie do strzelającego gole w lidze greckiej Świderskiego oraz do najskuteczniejszego Polaka w polskiej ekstraklasie Jakuba Świerczoka. To jeden z nich miał objąć rolę drugiego napastnika kadry pod nieobecność Piątka i Milika. Rywalizację wygrał Świderski, ale w pierwszym meczu Euro 2020/21 Sousa skrewił i do gry wystawił tylko Lewandowskiego. W trakcie meczu z ławki wszedł do gry właśnie Świderski i on też zagrał w pierwszym składzie z Hiszpanią i był nawet blisko strzelenia gola (Hiszpanów uratował słupek). Także w meczu ze Szwecją Świderski pojawił się u boku Lewandowskiego. I tak już pozostało, bo Świerczok po mistrzostwach Europy zdecydował się na transfer do Japonii, a stamtąd na zgrupowania na razie przyjeżdżać nie może z powodu ograniczeń epidemicznych.
„Pamiętam, jak było sporo krytyki, że powołuję Świderskiego. On ma zupełnie inną mobilność, jest coraz bardziej skoncentrowany, jeśli chodzi o zdobywanie bramek, coraz bardziej mobilny, lepiej dogrywa i współpracuje z kolegami z zespołu. Po prostu się rozwija” – zachwalał Świderskiego Paulo Sousa po wygranym w Tiranie 1:0 meczu z Albanią, w którym zwycięskiego gola strzelił właśnie ten piłkarz. Ale Paulo Sousa w jesiennych meczach wynalazł dla kadry Polski kolejnego napastnika – Adama Buksę. Piłkarz New England Revolution udowodnił swoją wartość i pokazał, że MLS jest ligą na wysokim poziomie. Oczywiście, należy pamiętać, że strzelał gole San Marino. Ale nie zawiódł też w pozostałych meczach – strzelił gola w pierwszym meczu z Albanią, walczył też ofiarnie z Anglikami. Ponieważ także w MLS strzela gole jak na zawołanie, interesuje się nim wiele klubów europejskich i niewykluczone, że już zimą Buksa wróci do Europy, wzorem Przemysława Frankowskiego , który z Chicago Fire latem przeszedł do RC Lens i robi obecnie furorę w lidze francuskiej.
Milik i Piątek, którzy w końcu wrócili na boiska po wyleczeniu kontuzji, nie mogą być pewni powrotu do kadry Polski na poprzednie pozycje. Miejsce w hierarchii będą musieli wywalczyć na nowo, a Sousa ma ten komfort, że przed listopadowymi meczami z Andorą i Węgrami ma w tej chwili do dyspozycji pięciu napastników. I niewykluczone, że powołania otrzyma cała piątka.
Warto podkreślić, że za kadencji Paulo Sousy biało-czerwoni odzyskali utraconą pod rządami Jerzego Brzeczka skuteczność. W 13 meczach pod wodza Portugalczyka reprezentacja Polski zdobyła 32 bramki. Aż 22 z nich były dziełem napastników. Dziewięć trafień zanotował Lewandowski, który korzysta na taktyce Sousy. Za kadencji Brzęczka „Lewy” zdobywał 0,44 gola na mecz, u Portugalczyka współczynnik podskoczył mu do 0,81. Po pięć goli zdobyli Świderski i Buksa, dwie Piątek i jedną Świerczok. Spośród napastników, których powoływał Paulo Sousa bez goli pozostają jedynie Kownacki i Milik.
Teraz pozostało nam tylko śledzić występy naszych snajperów w ich klubowych zespołach. Na razie Lewandowski jest poza konkurencją (w niedzielę zdobył dwie bramki w spotkaniu z Bayerem Leverkusen), ale Milik w miniony weekend strzelił pierwszego gola w tym sezonie w wygranym przez jego Olympique Marsylia 4:1 meczu z Lorient w 10. kolejce francuskiej Ligue 1. Czyli podjął rękawicę i włączył się do rywalizacji o miejsce w linii ataku biało-czerwonych. Na razie najbardziej odstaje Piątek, ale może i on się przełamie?

trybuna.info

Poprzedni

Majewski otwartym tekstem

Następny

Zmiana w tenisowej hierarchii

Zostaw komentarz