Wyniki ostatnich przed mistrzostwami Europy sparingów naszej drużyny nie napawały kibiców przesadnym optymizmem, ale wybrańcom Adama Nawałki porażka z Holandią i remis z Litwą nie popsuły dobrego humoru. W niedzielę się okaże, czy nasze obawy były słuszne, a ich dobre samopoczucie uzasadnione.
Na kilkadziesiąt godzin przed pierwszym występem biało-czerwonych na francuskich boiskach można chyba zaryzykować górnolotnym stwierdzeniem, że cała Polska zastygła w oczekiwaniu na mecz z Irlandią Północną. Jego wynik, nawet niekorzystny, o niczym jeszcze nie będzie przesądzał, choć w tej chwili wydaje się oczywiste, że jeśli nasza reprezentacja nie wygra z Irlandczykami, to raczej nie pokona też w następnych meczach znacznie mocniejsze zespoły Niemiec i Ukrainy. A to oznacza, że może mieć problem z wywalczeniem awansu do następnej fazy mistrzostw, a wyjście z grupy zostało określone przez władze PZPN jako cel minimum w tej imprezie. Prezes zarządu związku Zbigniew Boniek podkreślał to w swoich wypowiedziach wielokrotnie.
Samotność Nawałki
Selekcjoner biało-czerwonych cieszy się w naszym kraju sympatią. Przyjazne mu media przez ostatnie dwa lata umacniały w powszechnej świadomości jego oficjalny wizerunek perfekcjonisty dbającego o najdrobniejsze szczegóły, pracoholika zgłębiającego z pasją wszelkie tajniki trenerskiego rzemiosła. To dlatego kibice i dziennikarze nie ośmielają się nękać go swoimi wątpliwościami, tylko obdarzają absolutnym zaufaniem. Nawałka nie jest jednak pierwszym selekcjonerem naszej reprezentacji, którego tak traktowano po udanych eliminacjach, a przed startem w wielkiej piłkarskiej imprezie. Nawet Franciszek Smuda niemal do samego końca, do kończącego udział biało-czerwonych w turnieju Euro 2012 meczu z Czechami cieszył się poparciem. Dopiero potem pochłonęło go piekło zawiedzionych nadziei.
Nawałka w przededniu rozpoczęcia Euro 2016 ma prawo czuć się potwornie samotny, bo to jest moment, w którym musi podjąć najważniejsze decyzje za które przyjdzie mu ponieść odpowiedzialność w przypadku niepowodzenia. Oczywiście nikt mu głowy nie będzie ścinał, ale na wskaźniku popularności jego nazwisko i zawodowa renoma natychmiast zjadą ostro w dół, niewykluczone, że jak w przypadku Smudy, nawet na samo dno.
Pod tak presją Nawałka nigdy jeszcze nie był, więc ani on ani tym bardziej my, bierni obserwatorzy skutków jego decyzji, nie wiemy jak on to ciśnienie wytrzyma i do czego się posunie.
Piłkarze też ryzykują
W polskich i zagranicznych mediach w ostatnim półroczu ugruntowała się opinia, że Nawałce udało się stworzyć mocną drużynę jakiej polski futbol nie miał od czasów mundialu w Hiszpanii, kiedy to pod wodzą trenera Antoniego Piechniczka i z Bońkiem w roli boiskowego lidera biało-czerwoni wywalczyli trzecie miejsce. Trudno te opinie kwestionować, bo Robert Lewandowski jest dzisiaj nawet lepszym i znacznie bardziej rozpoznawalnym piłkarzem na świecie niż był w 1982 roku „Zibi” Boniek. Wystarczy jednak uważnie obejrzeć wszystkie bramki jakie w minionym sezonie kapitan naszej reprezentacji zdobył dla Bayernu Monachium, żeby uświadomić sobie oczywisty fakt, że nasz gwiazdor jest tylko lufą piłkarskiej strzelby jaką tworzy zespół mistrza Niemiec. Lewandowski nie biega tak szybko jak choćby Pierre-Emerick Aubameyang i nie drybluje tak skutecznie jak Lionel Messi. W pojedynkę nie jest więc w stanie wygrać meczu, a co gorsza, jeśli nie dostanie odpowiedniego wsparcia od partnerów z zespołu, można go łatwo zneutralizować delegując do opieki nad nim dwóch obrońców.
Lewandowski ma tego świadomość, dlatego na każdym kroku stara się przypominać kolegom, że sam bez ich pomocy niewiele zdziała. W zasadzie nie musi tego robić, bo on w gruncie rzeczy z 23 zawodników naszej kadry w przypadku klęski straci najmniej. Ma już bowiem ugruntowaną pozycję na piłkarskim rynku.
Konsekwencje ewentualnej klęski
Dla innych polskich zawodników ewentualne niepowodzenie we Francji może mieć poważniejsze w skutkach następstwa. Przed rozpoczęciem turnieju Euro 2016 wyliczono, że w ostatnim czasie najwięcej na rynku transferowym płacono za piłkarzy reprezentacji Belgii. 23-osobowa kadra tego kraju „kosztuje” ok. 405,8 miliona euro. Drugie miejsce w zestawieniu zajmują Niemcy – 336,6 mln euro, a w dalszej kolejności są Anglia – 241,4 mln i Francja – 232,9 mln. Klasyfikację sporządziła firma Profit Accumulator, która uwzględniła kwoty ostatnich transferów każdego z piłkarzy uczestniczących w Euro 2016. W Belgii średnia stawka wynosi ok. 17,7 mln euro, a średnią znacznie zawyża Kevin de Bruyne, który trafił z VfL Wolfsburg do Manchesteru City za 70 mln euro. Najniżej pod tym względem wyceniono kadrę Ukrainy, grupowego rywala Polski – osiem milionów euro. Gdzie w tym zestawieniu s Polacy? Na 20. miejscu z kwotą 17,5 mln euro. Słabo, ale właśnie to zestawienie daje przynajmniej gwarancję, że nasze „Orły” będą gryźć we Francji trawę.