Zespoły Orlenu Wisły i PGE Vive stworzyły znakomite sportowe widowisko
Szczypiorniści Orlenu Wisły Płock w rozegranym w minioną środę meczu 7. kolejki PGNiG Superligi pokonali nieoczekiwanie mistrza Polski PGE Vive Kielce 27:26. To sensacyjny wynik, bo była to pierwsza wygrana „Nafciarzy” z kieleckim zespołem od marca 2016 roku. Po tym zwycięstwie płocczanie awansowali kosztem kielczan na pozycję lidera ekstraklasy piłkarzy ręcznych.
Środowe spotkanie Orlenu Wisły Płock z PGE Vive Kielce było hitem nie tylko 7. serii rozgrywek piłkarzy ręcznych, ale całej rundy jesiennej. Od lat te dwa zespoły dominują niepodzielnie i ich potyczki w środowisku polskiego szczypiorniaka przyjęło się nazywać „świętą wojną”. Tylko że od ponad trzech i pół roku PGE Vive występowało w roli hegemona także w stosunku do Orlenu Wisły, ogrywając płocczan regularnie przy każdej okazji.
Koniec pasma porażek
Nic nie trwa jednak wiecznie i w końcu po 43 miesiącach nieustannych porażek „Nafciarze” w końcu zwyciężyli. Dokonali tego na swoim terenie, w wypełnionej po brzegi Orlen Arenie, stwarzając na spółkę z rywalami kapitalne widowisko sportowe.
Mecz stał na bardzo wysokim poziomie, co w sumie nie powinno dziwić, skoro za bary wzięły się dwa najlepsze od ponad dekady polskie zespoły, regularnie przy tym występujące co sezon w elitarnej Lidze Mistrzów EHF.
Historia potyczek dwóch naszych najlepszych drużyn klubowych była dla Orlenu Wisły długim pasmem upokorzeń: od 13 marca 2016 roku, kiedy to „Nafciarze” wygrali w Orlen Arenie 31:27, PGE Vive nie przegrało żadnego z 17 kolejnych meczów z Wisłą. Na ten bilans składa się 15 triumfów i dwa remisy, z których jeden został rozstrzygnięty w rzutach karnych na korzyść kielczan. Kibice w Płocku musieli czekać 1305 dni na kolejny triumf ich drużyny.
To szmat czasu, zwłaszcza w sporcie. Przez ten czas w obu ekipach wiele się zmieniło. Z obecnych zawodników Orlenu Wisły w wiktorii sprzed 43 miesięcy udział miał jedynie Michał Daszek, który w środę w ponownym triumfie nie mógł mógł uczestniczyć z powodu kontuzji barku i z sukcesu kolegów cieszył się jako ekspert zaproszony do studia TVP Sport.
W płockim klubie jest jeszcze czterech jego dawnych partnerów z zespołu: Adam Morawski i Mateusz Piechowski nadal są w kadrze jako czynni zawodnicy, ale Adam Wiśniewski wbił się w garnitur i pełni dzisiaj funkcję dyrektora sportowego klubu, a Marcin Wichary od lipca pełni funkcję trenera bramkarzy.
W szeregach PGE Vive tamtą porażkę sprzed ponad trzech lat pamiętają wciąż czynni gracze Krzysztof Lijewski i Mariusz Jurkiewicz, drugi trener kieleckiego zespołu Uros Zorman, leczący kontuzje Mateusz Jachlewski i Branko Vujović, trener bramkarzy Sławomir Szmal oraz rzecz jasna główny szkoleniowiec kieleckiego klubu Tałant Dujszebajew, który aż do minionej środy potrafił znaleźć sposoby na pokonanie najgroźniejszego krajowego konkurenta.
Hiszpańskie rządy w Wiśle
Ale w lipcu zeszłego roku trenerskie rządy w Płocku przejął Hiszpan Xavier Sabate i pod jego wodzą „Nafciarze” zaczęli powoli zmniejszać dystans do kieleckiego hegemona. W marcu tego roku przegrali na boisku rywali dopiero po rzutach karnych (30:30, k. 0:3), a w maju ulegli jedną bramką w finale Pucharu Polski (25:26) i zremisowali w Orlen Arenie 26:26. W tym sezonie w końcu „dopadli” mistrzów w swoim mateczniku. „Gratuluję moim zawodnikom wspaniałej postawy w tym meczu. Pokonaliśmy wielką drużynę naszpikowaną gwiazdami. To dla nas bardzo ważne zwycięstwo. Wykonaliśmy dobrą pracę, ale muszę też podziękować naszym kibicom za wspaniały doping, który niósł nas do zwycięstwa” – stwierdził po meczu trener Orlenu Wisły.
Mimo wszystko porażka PGE Vive jest jednak sensacją, bo kielecki klub prowadzi rozsądną politykę transferową i dzięki niej dysponuje szeroką i mocną kadrą.
Sensacja niemiła bukmacherom
Przed meczem bukmacherzy nie brali pod uwagę innego scenariusza i za każdą postawioną złotówkę na wygraną „Nafciarzy” można było zarobić 2,50 złotych. Na wygraną kielczan nie opłacało sie stawiać, bo wydawała się taka oczywista, że wypłaty byłyby symboliczne. Trener Dujszebajew nie przejął się przesadnie przegraną w Płocku i stwierdził, że najważniejsze będzie to, który zespół znajdzie się wyżej w tabeli na koniec sezonu. Poza tym kielczanie mają jeszcze w zapasie rewanżowe spotkanie we własnej hali. Ale kibice szczypiorniaka są wniebowzięci, bo wygląda na to, że rywalizacja w naszej rodzimej lidze zaczyna się powoli wyrównywać.
Orlen Wisła – PGE VIVE 27:26 (14:12)
Orlen Wisła: Morawski (0/7), Stevanović (9/26) – Mindegia 6, Góralski 4, Mihić 3, Stenmalm 3, Sulić 3, Szita 3, Mlakar 2, Ruiz 1, Źabić 1, Matulić 1, Igropulo, Susnja, Piechowski, Krajewski Kary: 14 min (Sulić, Igropulo – po 4 min, Stenmalm, Szita, Mlakar – po 2 min);
PGE Vive: Kornecki (2/16), Wolff (8/21) – Karacić 5, Dujshebaev 4, Aguinagalde 4/4, Kulesz 4, Karalek 2, Janc 2, Fernandez 1, Moryto 1, Pehlivan 1, Jurkiewicz 1, Guillo 1, Lijewski. Kary: 10 min (Karalek – 6 min, Moryto, Guillo – po 2 min). Czerwona kartka: Janc (50 min – za faul).