Piłkarze Rakowa Częstochowa pokonali na wyjeździe Zagłębie Lubin 2:1 w 17. kolejce ekstraklasy i przerwę mundialowo-zimową spędzą na prowadzeniu w tabeli z co najmniej siedmiopunktową przewagą nad Legią Warszawa, która rundę zakończyła w niedzielę.
Gola dla lidera w Lubinie zdobyli w pierwszej połowie Rumun Deian Sorescu i Grek Stratos Svarnas. W końcówce rozmiary porażki z rzutu karnego zmniejszył Kacper Chodyna. „Cel został zrealizowany. Chcieliśmy zakończyć świetny rok kalendarzowy, kapitalną rundę, zwycięstwem. I to zrobiliśmy. Chciałbym podziękować wszystkim dookoła klubu, którzy nas wspierają oraz zarządowi za to, że możemy funkcjonować na tym poziomie, a także za możliwość rozwoju. Dziękuję piłkarzom, wszyscy świetnie pracowali, z pełnym poświęceniem. Byli konsekwentni, a to nie jest łatwe. Efektem tego są wyniki. Przed nami zasłużony odpoczynek i jedziemy dalej – powiedział trener Papszun. Z 10 ostatnich spotkań ligowych piłkarze Rakowa wygrali dziewięć, tracąc w nich tylko trzy gole. Łącznie z Pucharem Polski to 12 zwycięstw w 13 występach. Pogromcy nie znaleźli od 3 września, kiedy ulegli 0:3 Cracovii. Walczący o historyczny, pierwszy tytuł mistrza Polski częstochowianie mają 41 punktów i przynajmniej o 7 wyprzedzają Legię, która w niedzielę na zakończenie 17. serii i ostatniej w tym roku pełnej kolejki we Wrocławiu zmierzyła się z 12. w tabeli Śląskiem. Ten mecz skończył się po zamknięciu tego wydania Dziennika Trybuna.
Zgoła inne nastroje w Lubinie. W sobotę na ławce rezerwowych nie było już trenera Piotra Stokowca, którego tymczasowo zastąpił Paweł Karmelita. Nie uchroniło to „Miedziowych” od piątej z rzędu porażki. Zagłębie jest 14., ale może spędzić przerwę w rozgrywkach jeszcze niżej. O ligowy byt wiosną lubinianie będą na pewno walczyć pod wodzą nowego szkoleniowca. Na podium rundę jesienną zakończy Widzew. Łodzianie po dwóch porażkach na ostatnie spotkanie w tym roku wybrali się do pogrążonego w kryzysie i mającego całkiem odmienne priorytety innego beniaminka – Korony. Gospodarze mieli wielką szansę objąć prowadzenie po niespełna godzinie gry, ale Bartosz Śpiączka nie zdołał pokonać z rzutu karnego Henricha Ravasa. Ta sytuacja zemściła się już w doliczonym czasie, kiedy Mato Milos strzałem z ostrego kąta pokonał Marcela Zapytowskiego. To pierwsze trafienie Chorwata w barwach Widzewa. „Chcieliśmy zakończyć tę rundę z przytupem i nam się to udało. Dziękuję piłkarzom i mojemu sztabowi za te ostatnie miesiące. Jesteśmy zadowoleni z tego, w jakim miejscu dzisiaj jesteśmy i ile mamy punktów, bo to jest najważniejsze” – podkreślił po końcowym gwizdku szkoleniowiec gości. Łodzianie mają 29 punktów, a za ich plecami plasują się Wisła Płock i Lech Poznań – po 28 oraz Stal Mielec – 27. Drużyny z Mazowsza i Podkarpacia plasują się wyżej niż można się było spodziewać przed sezonem, szczególnie odnosi się do dwukrotnego mistrza Polski z Mielca. Płocczanie pożegnali się z kibicami wygraną na własnym stadionie z Cracovią 1:0 po efektownym strzale Rafała Wolskiego. To jego szósty gol w sezonie. Niewiele brakowało, by także mielczanie równie udanie zakończyli świetną w ich wykonaniu pierwszą część sezonu. W Grodzisku Wlkp., gdzie spotkali się z Wartą, prowadzili od 66. minuty, kiedy ich as atutowy Said Hamulic wykorzystał błąd bramkarza Jędrzeja Grobelnego i skierował piłkę do siatki gospodarzy. W doliczonym czasie gry głową wyrównał Jan Grzesik i przedłużył passę „Zielonych” do pięciu spotkań bez porażki.
„Patrząc na całe 90 minut, był to mecz ze wskazaniem na nas. Biorąc jednak pod uwagę jego przebieg, należy cieszyć się z tego punktu” – ocenił trener „Zielonych” Dawid Szulczek, którego drużyna jest dziewiąta w tabeli z dorobkiem 25 pkt. Z kolei opiekun mielczan Adam Majewski odniósł się do obu zespołów, które były niedoceniane, a można je zaliczyć do pozytywnych zaskoczeń rundy. „Myślę, że podobnie jak i Warta, byliśmy takim wybrykiem natury. Nikt na nas nie liczył, nikt nie stawiał” – zauważył. Coraz bliżej czołówki jest łączący zmagania ligowe z europejskimi pucharami Lech. Poznański zespół w sobotę pokonał w Białymstoku Jagiellonię 2:1. Drugi raz z rzędu i znowu w doliczonym czasie gry pełny sukces mistrzowi zapewnił Filip Szymczak. Prowadzenie miejscowym, którzy nie wygrali szóstego spotkania z rzędu, dał tuż przed końcem pierwszej połowy pozyskany latem z… Lecha obrońca Mateusz Skrzypczak, zdobywając premierowego gola w ekstraklasie. Jeszcze przed przerwą zdążył wyrównać Szwed Mikael Ishak, a ostatnio słowo należało do Szymczaka. „Jaga” z 18 pkt przezimuje bliżej strefy spadkowej niż czołówki, a mistrz jest już piąty, a ma jeszcze mecz zaległy, który jednak rozegra już w przyszłym roku. „Myślę, że mieliśmy fantastyczne ostatnie dni. Najpierw wygraliśmy w Lidze Konferencji z Villarreal, potem w niedzielę z Koroną Kielce i dzisiaj z Jagiellonią w ekstraklasie. Zdobyliśmy więc maksimum punktów w końcówce sezonu” – przypomniał holenderski trener Lecha John van den Brom.
Z walki o utrzymanie nie rezygnuje Miedź. Już pod wodzą trenera Grzegorza Mokrego beniaminek wygrał dwa ostatnie spotkania i zdobył w nich sześć punktów, czyli tyle samo, co w 14 poprzednich i już tylko jednego brakuje mu do Korony, a ta rozegrała jeden mecz więcej. W sobotę legniczanie nie dali szans w Zabrzu Górnikowi, wygrywając 3:0. Jedną z bramek zdobył były zawodnik gospodarzy Szymon Matuszek. „To zwycięstwo daje nam dużo wiary i nadziei na przyszłość. Mimo że będziemy zimowali na ostatnim miejscu w tabeli, to kontakt do miejsc bezpiecznych jest coraz bliższy” – ocenił Mokry. Porażka śląskiej drużyny jest tym bardziej zaskakująca, że w dwóch poprzednich występach zdobyła komplet punktów, pokonując Widzew i Pogoń, oraz strzeliła siedem bramek. Zabrzanie mogli jednak czuć w nogach trudy potyczki w Kaliszu, gdzie po karnych odpadli z Pucharu Polski z drugoligowcem. Górnik – 11. w tabeli – jest jedną z dwóch ekip, które jeszcze nie mają wakacji. W piątek w zaległym spotkaniu w Gdańsku zagra z Lechią. W niedzielę, poza pojedynkiem Śląska z Legią, Radomiak podejmie Pogoń Szczecin, a Lechia w Gdańsku zmierzy się z Piastem.
Nie licząc zaległego meczu Lechii z Górnikiem, mundialowo-zimowa przerwa w rozgrywkach potrwa do 27 stycznia, czyli 74 dni.
bnn/pap