’@DjokerNole – Twitter
Novak Djoković miał w tym roku szansę na zdobycie Wielkiego Szlema, czyli wygranie w jednym roku Australian Open, French Open, Wimbledonu i US Open oraz tzw. Złotego Wielkiego Szlema, do którego zalicza się także zdobycie złotego medalu olimpijskiego. W Tokio przeszkodził mu w tym Alexander Zverev, a w Nowym Jorku Daniił Miedwiediew.
Serbski tenisista, który wciąż jest liderem rankingu ATP, w wielkoszlemowych finałach w tym roku walczył z Miedwiediewem dwukrotnie. W Australian Open pokonał Rosjanina w finale 7:5, 6:2, 6:2 i sięgnął po swój 18. tytuł w turniejach Wielkiego Szlema. Na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu o drugi w tym roku wielkoszlemowy „skalp” walczył w finałowym pojedynku z Grekiem Stefanosem Tsitsipasem i zwyciężył go po ciężkim boju 6:7(6), 2:6, 6:3, 6:2, 6:4. Z kolei na trawiastych kortach Wimbledonu finałowym przeciwnikiem Serba był Włoch Matteo Berrettini, którego pokonał 6:7(4), 6:4, 6:4, 6:3. Te trzy sukcesy zrodziły w 34-letnim liderze światowego rankingu pragnienie zapisania się w historii tenisa, bo Wielkiego Szlema udało się do tej pory zdobyć tylko dwóm graczom – dokonali tego Amerykanin Don Budge w 1938 roku oraz legendarny australijski tenisista Rod Laver w 1962 i 1969 roku. Jeszcze bardziej kusząca była dla Djokovicia perspektywa wywalczenia Złotego Wielkiego Szlema, bo do tej pory takiego wyczynu dokonała jedynie genialna niemiecka tenisistka Steffi Graf w 1988 roku, więc Serb miał szansę zostać pierwszym mężczyzną w klubie zdobywców pięciu najbardziej prestiżowych trofeów w jednym roku.
Niestety, marzenia o Złotym Wielkim Szlemie pokrzyżował mu urodzony w Niemczech w 1997 roku Alexander Zverev, syn świetnego przed laty radzieckiego, a potem rosyjskiego tenisisty Aleksandra Zwieriewa, który po rozpadzie ZSRR wyjechał na Zachód i osiadł w Hamburgu. W półfinale olimpijskiego turnieju Djoković przegrał ze Zverevem i opuścił stolicę Japonii zdruzgotany niepowodzeniem. Zdołał się jednak pozbierać psychicznie i do rozgrywanego na kortach nowojorskiego kompleksu tenisowego Flushing Meadows US Open przystąpił zmotywowany chęcią osiągnięcia drugiego z wielkich celów, czyli wywalczenia chociaż Wielkiego Szlema.
Nic jednak z tego nie wyszło, bo chociaż w półfinale, czyli swoim 27. tegorocznym pojedynku wielkoszlemowym odegrał się Zverevowi za tokijską porażkę i pokonał go po zaciętym pojedynku 4:6, 6:2, 6:4, 4:6, 6:2, to „po przepłynięciu oceanu zatonął przy wejściu do portu”. W finale US Open 2021 Djoković niespodziewanie przegrał 4:6, 4:6, 4:6 z innym Rosjaninem, grającym w barwach swojej ojczyzny Daniiłem Miedwiediewem, młodszym o dziewięć lat aktualnym wiceliderem światowego rankingu. W przypadku triumfu Serb zostałby tenisistą z największą liczbą triumfów w turniejach wielkoszlemowych. Obecnie ma 20 tytułów, tyle samo co Szwajcar Roger Federer i Hiszpan Rafael Nadal, ale póki co ten stan pozostanie bez zmian.
Dla Djokovicia był to już 31. finał wielkoszlemowy w karierze, dzięki czemu wyrównał wynik Rogera Federera. W finale US Open Djoković zagrał już po raz dziewiąty, ale udało mu się wygrać tylko trzy razy – w 2011, 2015 i 2018 roku. Co ciekawe, nigdy wcześniej serbski tenisista nie miał za sobą sympatii nowojorskiej publiczności, ale w niedzielnym pojedynku z Miedwiediewem to się nagle zmieniło na jego korzyść. Rosjanin musiał na korcie centralnym im. Arthura Ashe’a zmagać się nie tylko z zagraniami rywala, ale też z wrogą i momentami nawet agresywnie mu przeszkadzającą publiką, która najwyraźniej chciała być świadkiem historycznego wydarzenia, czyli zdobycia Wielkiego Szlema. Pamiętajmy, że po raz ostatni coś takiego zdarzyło się 52 lata temu.
Ale Djoković tego dnia był w kiepskiej dyspozycji, albo Rosjanin w genialnej, w każdym razie na korcie było wyraźnie widać dominację wicelidera światowego rankingu nad liderem. Serb unikał długich wymian, bo widać było, że nie czuje się w nich dobrze. Często skracał akcje, szukał kończących uderzeń i regularnie chodził do siatki (aż 47 takich akcji, przy zaledwie 12 rywala). Mylił się jednak niemiłosiernie i tracił punkty nawet w łatwych zagraniach. Za to Miedwiediew grał bardzo dobrze i świetnie serwował, chociaż kibice hałasowali gdy miał zagrywać piłkę i okazywali dziką radość po każdym jego nieudanym zagraniu. Nie był to ładny widok i takie zachowanie nie wystawia nowojorskiej publiczności dobrego świadectwa za łamanie tenisowej etykiety. Rosjanin na Flushing Meadows nie jest lubiany od 2019 roku, gdy pokazał wygwizdującej go publice środkowy palec, a po meczu powiedział ironicznie: „Wygrałem dzięki wam. I wiedzcie, że im bardziej będziecie na mnie gwizdać, tym bardziej będę wygrywał. Daliście mi energię, bo gdyby was nie było, prawdopodobnie bym przegrał, tak już byłem zmęczony”. Po zwycięstwie nad Djokoviciem mógł spokojnie powtórzyć te wszystkie złośliwe gesty i słowa. Ale odpuścił sobie, bo chciał się nacieszyć pierwszym w karierze wielkoszlemowym triumfem, który zadedykował obchodzącej tego dnia urodziny żonie.
Djoković starał się trzymać fason i nawet komplementował zwycięskiego rywala, lecz w głębi serca pewnie trawiła go rozpacz, że zaprzepaścił okazję na przejście do tenisowej legendy. Kalendarzowego Wielkiego Szlema może już nigdy nie zdobyć, więc zostało mu już tylko wyprzedzić Rogera Federera i Rafaela Nadala w liczbie wielkoszlemowych trofeów. I na to na pewno jeszcze nie raz zapoluje, chociaż ośmieleni sukcesem Miedwiediewa młodsi gracze z pewnością zaczną teraz stawiać odważniej opór.
Póki co jednak to Djokovic jest numerem 1 w światowym rankingu i mimo porażki w finale US Open nawet zwiększył przewagę punktową nad drugim w zestawieniu Miedwiediewem, bo Serb miał do obrony punkty za IV rundę, a Rosjanin za finał sprzed dwóch lat, więc mimo życiowego sukcesu strata rosyjskiego gracz wzrosła do 1353 punktów. W najnowszym notowaniu rankingu ATP doszło do licznych zmian. Nasz najlepszy obecnie zawodnik, Hubert Hurkacz, odpadł wprawdzie z US Open już w II rundzie, ale utrzymał 13. lokatę w zestawieniu. W kobiecym rankingu też doszło do sporych przetasowań. Iga Świątek utrzymała ósmą lokatę, liderką pozostała Australijka Ashleigh Barty, a w Top 10 Polkę wyprzedzają jeszcze Białorusinka Aryna Sabalenka, Czeszka Karolina Pliskowa, Ukrainka Jelina Switolina, Japonka Naomi Osaka, Amerykanka Sofia Kenin i Czeszka Barbora Krejcikova.
Wypada odnotować wielki awans triumfatorki tegorocznego US Open Brytyjki Emmy Raducanu, która ze 150. miejsca przeskoczyła aż na 23. Duży skok z 73. na 28. pozycję zaliczyła też pokonana przez nią w finale Kanadyjka Leylah Fernandez.