’@iga_swiatek – twitter
Najlepsza obecnie polska tenisistka odpadła z tegorocznego US Open jako ostatnia z naszych reprezentantów w tym wielkoszlemowym turnieju. Iga Świątek w 1/8 finału przegrała po nieprawdopodobnie zaciętym pojedynku z mistrzynią olimpijską z Tokio Belindą Bencic 6:7(12), 3:6.
Rozstawiona w nowojorskiej imprezie z numerem siódmym Polka w opiniach większości tenisowych ekspertów nie była faworytką w starciu ze starszą o cztery lata Szwajcarką. Bencic, występująca na kortach Flushing Meadows z numerem 11. w trzech poprzednich tegorocznych turniejach Wielkiego Szlema, w Melbourne, Paryżu i Londynie, nie błyszczała, ale w ostatnich tygodniach osiągnęła wysoką formę. Podczas igrzysk w Tokio sięgnęła po złoto w singlu i srebro w deblu, a potem w prestiżowym turnieju WTA 1000 w Cincinnati dotarła do ćwierćfinału. Pierwsze sukcesy Szwajcarka słowackiego pochodzenia zaczęła odnosić już jako nastolatka – w 2014 roku w US Open dotarła do ćwierćfinału. Najlepszy wynik w nowojorskiej imprezie oraz w całej rywalizacji wielkoszlemowej odnotowała w 2019 roku, kiedy zatrzymała się na półfinale, ulegając późniejszej triumfatorce Kanadyjce Biance Andreescu. W tegorocznej edycji US Open w trzech pierwszych pojedynkach w US Open nie straciła nawet seta.
Świątek wcześniej tylko raz miała okazję zmierzyć się ze szwajcarską tenisistką. Pod koniec lutego pokonała ją w finale turnieju WTA w Adelajdzie. Polka walczyła o trzeci w karierze awans do wielkoszlemowego ćwierćfinału i bardzo chciała wygrać, bo oba poprzednie osiągnęła tylko we French Open, gdzie w 2020 roku zwyciężyła, a tym sezonie odpadła właśnie w tej fazie paryskiego turnieju. Dotychczas najlepszym wynikiem Świątek w nowojorskiej imprezie była trzecia runda. W tym sezonie wykonała krok do przodu i tym samym została drugą w historii (po Agnieszce Radwańskiej) Polką, która w każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych dotarła co najmniej do 1/8 finału. Udało jej się również awansować, jako jedynej tenisistce w stawce, do 1/8 finału w każdym z czterech tegorocznych edycji turniejów Wielkiego Szlema.
Pojedynek Świątek i Bencic odbył się na korcie im. Louisa Armstronga, drugim co do wielkości obiekcie nowojorskiego kompleksu Flushing Meadows. I przejdzie do historii kobiecego tenisa za sprawą pierwszego seta, który trwał aż 84 minuty. Większość tenisowych pojedynków tenisistek trwa krócej lub mniej więcej tyle samo czasu. Sam tie-break kończący tę partię trwał 23 minuty, ale niezwykłości było w tym secie więcej. Najdłuższy gem, trzeci, przy stanie 2:0 dla Bencic trwał blisko 14 minut; Świątek miała cztery piłki setowe, w tym jedną przy stanie 6:5; Bencic miała pięć piłek setowych, wszystkie w tie-breaku.
W drugim secie z trudem panująca nad swoimi emocjami Polka nie stawiła już bardziej doświadczonej rywalce tak twardego oporu. Wygrała jeszcze swój serwis i doprowadziła do remisu 1:1 w gemach, ale potem dała się przełamać i Bencic odskoczyła jej na 1:4. Potem już obie wygrywały przy swoich podaniach i Szwajcarka zakończyła partię wynikiem 6:2, a cały mecz 2:0. Po meczu w mediach pojawiło się sporo spekulacji sugerujących napięte ostatnio relacje między Świątek a jej trenerem Piotrem Sierzputowskim. Ich powodem był jeden głośny okrzyk warszawianki „przestań” rzucony w kierunku szkoleniowca w połowie drugiego seta. Zawodniczka tak wyjaśniła całe zdarzenie. „Chciałam zaprzestać szukania pomocy z boksu trenerskiego i skoncentrować się na tym, co faktycznie dzieje się na korcie. Wiem, że gram solidniej, jak nie patrzę w tamtą stronę i wyłącznie wysyłam pozytywną energię. Wiem, że przydarzyły się okrzyki w tym meczu. „Przestań” było pochopną odpowiedzią na to, że mój team mnie motywował. Oczekiwałam, że zamiast samej motywacji dadzą mi sposób na rozwiązanie problemów. Ale na tym turnieju nie ma coachingu, więc wpadłam w taki trochę głupi schemat, w którym tego oczekiwałam, a nie mogłam dostać. Było to więc trochę do nich, trochę do siebie” – stwierdziła Świątek.
Oceniła też swój występ w spotkaniu z Bencic. „Miałam cztery piłki setowe. Szkoda, że nie udało się ich wykorzystać. Nie mam właściwie sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o pierwszy set. Belinda grała świetnie, będąc pod presją. Raz minęła mnie, gdy byłam pod siatką, świetnie grała w obronie. Może faktycznie mogłam wygrać akcję, w której zepsułam prostą piłkę na bekhend-wolej. Z drugiej strony, jak gra się jednego woleja na całego seta, który trwa prawie półtorej godziny, to ciężko być w rytmie. Mamy kilka wniosków do wyciągnięcia. Może następnym razem nie doprowadzę do sytuacji, że zostaję przełamana na początku pierwszego seta” – przyznała po meczu Świątek w rozmowie z Eurosportem.