2 grudnia 2024

loader

Szczęśliwa porażka i gramy dalej 

fot. PZPN

Polscy piłkarze przegrali z Argentyną 0:2 w swoim ostatnim meczu grupy C,
ale po raz pierwszy od 1986 roku awansowali do 1/8 finału mistrzostw świata. Biało-czerwoni zajęli drugie miejsce w grupie i wyprzedzili lepszą różnicą bramek trzeci w tabeli Meksyk, który o tej samej porze pokonał Arabię Saudyjską tylko 2:1.

Podopieczni Czesława Michniewicza przystępowali do starcia w Dausze z faworyzowaną Argentyną w dobrej sytuacji – wiedzieli, że remis na pewno da im awans, a być może nawet niezbyt wysoka porażka. Natomiast Argentyńczycy musieli wygrać, aby nie czekać na wynik drugiego meczu. Zgodnie z przewidywaniami podopieczni Lionela Scaloniego od początku ruszyli do ataków. Aktywny na lewej stronie był Marcos Acuna, który sprawiał sporo problemów polskim obrońców, skupionym głównie na Lionelu Messim. W 28. minucie lewy obrońca Sevilli oddał groźny strzał, ale niecelny.

Messi miał niewiele miejsca na boisku i gdy już oddawał strzały, to lekkie lub niecelne. W 36. minucie Julian Alvarez znalazł się sam przed bramką Wojciecha Szczęsnego, ale golkiper Juventusu był górą. Trzy minuty później polski bramkarz stanął przed znacznie większym wyzwaniem. Holenderski sędzia Danny Makkelie po interwencji VAR podyktował rzut karny, uznając, że Szczęsny faulował Messiego. Wykonawcą „jedenastki” był sam poszkodowany, ale polski golkiper okazał się lepszy. To już drugi rzut karny obroniony przez Szczęsnego w turnieju w Katarze, wcześniej z Arabią Saudyjską – wyrównał tym samym osiągnięcie Jana Tomaszewskiego z MŚ 1974.

Od początku drugiej połowy Michniewicz wprowadził szybkich Jakuba Kamińskiego i Michała Skórasia, ale ta część meczu rozpoczęła się dla biało-czerwonych najgorzej jak mogła. Już w 46. minucie po podaniu z prawej strony Nahuela Moliny skutecznym strzałem tuż obok słupka popisał się Alexis Mac Allister. To był pierwszy gol stracony przez biało-czerwonych w MŚ w Katarze. W 67. minucie było już 2:0 dla Argentyny, tym razem po mocnym strzale Juliana Alvareza. Biało-czerwoni nie byli w stanie odpowiedzieć, nie stworzyli żadnej groźnej okazji, nie licząc wcześniejszego uderzenia głową Kamila Glika. Argentyńczycy niepodzielnie panowali na boisku, ale – na szczęście dla Polaków – nie rwali się do kolejnych ataków, zadowoleni z dwubramkowego prowadzenia.

W rozgrywanym w tym samym czasie meczu Meksyk prowadził wówczas z Arabią Saudyjską 2:0. Taki wynik oznaczał, że Polacy i Meksykanie mają po cztery punkty, identyczny bilans bramek (2-2) i o wszystkim będą decydować żółte kartki. Podopieczni Michniewicza mieli ich mniej niż Meksykanie. W meczu biało-czerwonych Argentyńczycy wciąż nie forsowali tempa, choć po błędzie polskiej defensywy świetną okazję miał Lautaro Martinez (nie trafił w bramkę). Do końca w Dausze już nic się nie zmieniło i pozostało czekać na wynik drugiego spotkania, kończącego się – jak się okazało – kilka minut później. Meksykanie co rusz atakowali bramkę Saudyjczyków, lecz byli nieskuteczni. A w doliczonym czasie „nadziali się” na kontratak rywali i ostatecznie wygrali tylko 2:1, co oznaczało, że liczenie kartek nie będzie już potrzebne.

Podopieczni Michniewicza przełamali więc wszystkie schematy polskich mundiali w XXI wieku. Po raz pierwszy w tym stuleciu nie przegrali swojego meczu otwarcia (0:0 z Meksykiem), następnie wygrali pierwszy mecz MŚ, który nie był jedynie o honor – 2:0 z Arabią Saudyjską. A na koniec przegrali po raz pierwszy swoją trzecią potyczkę w grupie. Poprzednie były jednak tylko o honor. Zwycięstwo nic wtedy nie dawało, a tutaj porażka oznaczała awans.

Po meczu powiedzieli:

„Nerwy olbrzymie. Z jednej strony jesteś blisko, ale przegrałeś swój mecz i musisz liczyć na pomoc od innych. Z drugiej strony mamy cztery punkty, lepsze bramki, więc awans w pełni zasłużony z czego się bardzo cieszę” – powiedział Czesław Michniewicz tuż po końcowym gwizdku na antenie TVP Sport. „Żałuję jednak, że z Argentyną zagraliśmy dziś tak bardzo nerwowo. To, że Argentyna miała w pierwszej połowie tyle sytuacji wynikało z naszych prostych błędów, przyjęcia, podania, złych wyborów. Ale nie ma już co narzekać, a trzeba się cieszyć. Cierpieliśmy, ale z tego cierpienia mogło się urodzić coś lepszego” – podsumował selekcjoner.

Zbigniew Boniek przyznał, że oczekiwania względem meczu z Argentyną były większe. „Nie było pozytywnych emocji, oglądaliśmy wspaniałego Wojtka Szczęsnego. Trudno być wniebowziętym po takim spotkaniu. Wesele dalej trwa” – ocenił były prezes PZPN.

Wojciech Szczęsny: „Było ciężko, bo graliśmy z zespołem nie z naszej półki. Mogli trzymać piłkę przez 90 minut i nie pozwolić nam jej powąchać. Nasz bramkarz skomentował też decyzję o rzucie karnym: „Moim zdaniem kontakt był, ale karnego nie powinno być. Sędzia zadecydował inaczej i dobrze, bo mogłem się popisać”. 

Z kolei Grzegorz Krychowiak przed kamerami TVP powiedział: „Jak skończył się mecz, to miałem wrażenie, że zostaliśmy przejechani walcem, ale kiedy mijają minuty, to jest zadowolenie i poczucie zrealizowanego planu, osiągnięcia celu, mimo bardzo trudnego meczu. W trzech meczach zdobyliśmy cztery punkty i nikt nie może nam tego zabrać”.

Trener reprezentacji Argentyny Lionel Scaloni: „Jesteśmy szczęśliwi. Wszystkie mecze są trudne. Wiara, że spotkanie z Australią będzie łatwe, jest błędem. Na mistrzostwach świata reprezentujesz swój kraj, a to pomnaża twoje siły. Polska mnie nie zaskoczyła, ale jeśli tak wyglądała w tym meczu, to nasza zasługa. Nie pozwoliliśmy Lewandowskiemu dostawać piłek, a oni nie mogli wyprowadzać kontrataków. To bardziej nasza zasługa niż ich wina”.

Pomnik dla Szczęsnego

Cały naród powinien postawić pomnik Wojciechowi Szczęsnemu, by mu podziękować; bez niego byłaby „sportowa masakra” – tak włoska „La Gazzetta dello Sport” podsumowała grę bramkarza i całej polskiej drużyny w meczu z Argentyną (0:2) na mundialu w Katarze. Dziennik nie ma wątpliwości – bramkarz Juventusu był najlepszy na boisku w polskiej drużynie. Szczęsny „lata jakby był Supermanem” – podkreśliła największa włoska gazeta sportowa, wyrażając podziw dla bramkarza Polaków, który obronił karnego Lionela Messiego.

Kasa za awans

Co najmniej cztery miliony dolarów więcej otrzyma polska federacja za udział reprezentacji w fazie pucharowej piłkarskich mistrzostwach świata w Katarze. Jeśli biało-czerwoni odpadną w 1/8 finału, na konto PZPN trafi z tego tytułu 13 milionów dolarów. Na bazową kwotę dziewięciu milionów USD polscy piłkarze zapracowali awansując do turnieju finałowego, bo tyle FIFA zapłaciła już każdemu uczestnikowi imprezy, by m.in. pokryć koszty przygotowań. Drużyny, które odpadną w 1/8 finału mogą liczyć na 13 mln dolarów premii. Według nieoficjalnych informacji z tych dodatkowych czterech milionów połowa ma trafić do zawodników i członków sztabu kadry w postaci nagród. Gdyby Polakom w niedzielę udało się wyeliminować broniącą tytułu Francję, to za udział w ćwierćfinale federacja może liczyć na 17 mln dolarów. Czwarte miejsce w mundialu FIFA wyceniła na 25 mln, trzecie na 27, pokonany w finale otrzyma 30 mln, a triumfator 42 mln dolarów.

W 1/8 finału Polska zagra w niedzielę o godzinie 16.00, z broniącą tytułu Francją.

pau/pap

Redakcja

Poprzedni

Prawa pracownicze dla wszystkich

Następny

Cristiano Ronaldo zarabia za mało