W dniu zakończenia igrzysk w Rio de Janeiro Polacy mieli kilka szans na poprawienie swojego medalowego dorobku, ale żadnej z nich nie wykorzystali. Największym rozczafrowaniem dla kibiców była porażka naszych szczpiornistów z Niemcami w meczu o brąz.
Pod względem zdobytych medali udało się naszym olimpijczykom w Rio osiągnąć najlepszy wynik od szesnastu lat. W 2000 roku w Sydney Polacy zdobyli czternaście medali: aż sześć złotych, pięć srebrnych i trzy brązowe. Na kolejnych igrzyskach w Atenach było gorzej, bo tylko dziesięciokrotnie biało-czerwoni stawali na podium, a trzykrotnie odgrywano „Mazurka Dąbrowskiego”. Tak samo było w Pekinie, choć więcej mieliśmy srebrnych medali – sześć. Cztery lata temu w Londynie nasi sportowcy również zatrzymali się na dziesięciu medalach.
W sobotę tę granicę pomogła pokonać Włoszczowska. Co prawda przed igrzyskami w Rio nasze apetyty medalowe, podsycane zresztą przez ekspertów i sportowych komentatorów sięgały liczby szesnastu medali, ostatecznie jednak te jedenaście zdobytych krążków pozwoli władzom PKOl i polskiego sportu odtrąbić wielki sukces. W klasyfikacji medalowej biało-czerwoni są jednak na tyle daleko (okolice 30 miejsca), że przesadne trąbienie wzbudzi jedynie śmiech.
Trochę szkoda, że medalowe szanse zmarnował młociarz Paweł Fajdek, że więcej medali nie zdobyli wioślarze i kajakarze, że nie poszło naszym żeglarzom, kolarce Katarzynie Niewiadomej, bokserom, że pewni niemal medaliści bracia Zielińscy nafaszerowali się niedozwolonym koksem, że „nogi nie poniosły” Adama Kszczota, a siatkarzom najgorszy występ na igrzyskach przydarzył się akurat w ćwierćfinałowej potyczce z reprezentacją Stanów Zjednoczonych.
Polacy nie powiększyli swojego dorobku medalowego w nocnych występach na stadionie lekkoatletycznym. Ale kompromitacji nie było. Sporo emocji dostarczyły reprezentantki Polski w sztafecie 4×400 metrów. Małgorzata Hołub, Patrycja Wyciszkiewicz, Iga Baumgart i Justyna Święty finiszowały na siódmym miejscu z czasem 3.27.28. Na drugiej i trzeciej zmianie pozycja była wyższa, ale rywalki zablokowały Polki i Justyna Święty na ostatniej zmianie nie miała komfortowej sytuacji. Dwie pierwsze sztafety Amerykanek i Jamajek skończyły daleko przed resztą stawki. W swoim półfinale Polki zajęły trzecie miejsce i zakwalifikowały się bezpośrednio.
Również siódme miejsce zajęła sztafeta męska w składzie Łukasz Krawczuk, Michał Pietrzak, Jakub Krzewina i Rafał Omelko. Z czasem powyżej trzech minut (3.00.50) i po zaciętej walce o wyższą lokatę reprezentanci Polski nie byli w stanie finiszować na tyle udanie, by liczyć na pokonanie innych reprezentacji ze ścisłej stawki. Do zwycięskiej sztafety Amerykanów Polacy stracili ponad dwie sekundy (2:57.30).
Szymon Staśkiewicz nie powtórzył piątkowego sukcesu Oktawii Nowackiej i w pięcioboju nowoczesnym zajął odległe, 27 miejsce. Zwyciężył Rosjanin Aleksandr Lesun, który wyprzedził Ukraińca Pawlo Tymoszczenko i Meksykanina Ismaela Marcelo Hernandeza Uscangę. Staśkiewicz zaczął obiecująco – był czwarty w szermierce, wygrał 21 z 35 pojedynków i zgromadził 226 punktów. Jednak już w pływaniu Polak był przedostatni, w jeździe konnej zajął dopiero trzydzieste miejsce i ostatecznie czas biegu połączonego ze strzelaniem starczył mu dopiero na 27 lokatę.
W niedzielę, ostatnim dniu igrzysk, największe medalowe nadzieje wiązaliśmy z występem naszych szczypiornistów. W fazie grupowej podopieczni trenera Tałanta Dujszebajewa doprowadzali nas do szewskiej pasji nierówną formą, zwłaszcza w przegranym w fatalnym stylu meczu „o życie” ze Słowenią. Wtedy pomogła nam niemiecka drużyna, ale to był jedyny miy gest z jej strony.
Po fantastycznym występie biało-czerwonych w ćwierćfinałowej potyczce z Chorwacją nasza sympatia do tej drużyny wróciła ze zdwojoną siłą. Uwierzyliśmy, że Karol Bielecki i jego koledzy są w stanie zdobyć w Rio olimpijski medal. W meczu półfinałowym z Duńczykami nasi szczypiorniści rozegrali jeden ze swoich najlepszych meczów w ostatnich latach. Niestety, przegrali po dogrywce 28:29 (15:16, 25:25). Po meczu niektórzy z naszych zawodników płakali jak bobry, między innymi bohaterowi meczu Karol Bielecki i genialnie broniący bramkarz Piotr Wyszomirski. Może czuli, że porażka z Duńczykami przekreśli ich nadzieje na wywalczenie olimpijskich medali. Awans do finału taką gwarancję dawał, porażka oznaczała konieczność ponownego starcia z aktualnymi mistrzami Europy Niemcami, którzy co prawda w półfinale nie sprostali Francuzom, ale było więcej niż pewne, że zrobią w spotkaniu z Polakami wszystko, żeby zakończyć zmagania na podium. Owszem, na jego najniższym stopniu, ale jednak na podium. Nasi zawodnicy też chcieli zdobyć chociaż brąz, ale chyba nie potrafili wykrzesać już z siebie odpowiedniej motywacji. Przez cały mecz o trzecie miejsce drużyna naszych zachodnich sąsiadów dyktowała własne warunki gry i nawet przez moment nie traciła kontroli nad wynikiem spotkania. Na przerwę biało-czerwoni schodzili ze stratą trzech bramek (13:17) i po zmianie stron już nie potrafili jej odrobić, przegrywając ostatecznie z bardzo wydatną pomocą czeskich arbitrów 25:31.
{loadposition social}
{loadposition zobacz_takze}