26 września 2024

loader

Transferowe szaleństwo

W najbliższą sobotę w Europie zostanie otwarte letnie okienko transferowe. Sądząc z medialnych spekulacji zapowiada się istne szaleństwo zakupów. Niewykluczone, że bohaterami rekordowych transakcji staną się także polscy piłkarze.

Listę najdroższych piłkarzy, którzy tego lata mogą zmienić kluby, otwiera gwiazdor Realu Madryt Cristiano Ronaldo. Portugalczyk sam wywołał ten temat rozpuszczając wieści, że ma dość oskarżeń o oszustwa podatkowe i zamierza z tego powodu opuścić Hiszpanię. W jego przypadku nie jest to jednak takie proste, bo Real zawarł w kontrakcie gigantyczną klauzulę odstępnego – miliard euro!

Nie wszyscy są na sprzedaż

Nikt na świecie nie jest oczywiście w stanie tyle zapłacić za piłkarza, ale jeśli najskuteczniejszy strzelec „Królewskich” się uprze na transfer, madrycki klub puści go za jedną piątą tej kwoty, czyli około 200 milionów euro. Tyle samo pewnie kosztowałby też Leo Messi, gdyby postanowił odejść z Barcelony, ale wszystko wskazuje na to, że mimo kolejnych problemów z hiszpańskim fiskusem Argentyńczyk zostanie w „Dumie Katalonii” i w lipcu podpisze z nią de facto dożywotni kontrakt. Możliwe też, że podobnie postąpi Cristiano Ronaldo, bo ostatnio zaczął dawać takie sygnały. A zatem chyba nie ci dwaj najwybitniejsi gracze naszych czasów będą tego lata bohaterami rekordowo wysokich transferów.
Przypomnijmy, że w tej chwili tytuł najdroższego piłkarza w historii futbolu dzieży Francuz Paul Pogba, którego Manchester United wykupił z Juventusu Turyn za 105 mln euro. Kto może okazać się droży od niego? Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że nowym rekordzistą będzie 18-letni rodak Pogby, Kylian Mbappe, za którego AS Monaco zamierza zażądać co najmniej 140 mln euro. I tyle dostanie, a może nawet więcej, bo utalentowanego francuskiego napastnika chcą Real Madryt i Paris St. Germain, bo dla właścicieli tych klubów takie kwoty nie są przerażające. Ostatnio jednak właściciele zespołu z Księstwa Monako podjęli próbę zatrzymania Mbappe u siebie oferując mu gigantyczną podwyżkę uposażenia – z 80 tys. euro na 700 tys. euro miesięcznie. Czy taka zachęta okaże się wystarczająca, przekonamy się już niebawem.
Na transferowym rynku nie ma więcej piłkarzy za których można zażądać 140 mln euro. Ale graczy, których wartość oscyluje w okolicach stu milionów euro, jeszcze kilku się znajdzie.

Aubameyang za Lewandowskiego?

Po zakończeniu poprzedniego sezonu król strzelców Bundesligi Pierre-Emerick Aubameyang ogłosił oficjalnie, że latem opuści Borussię Dortmund. W niemieckich mediach pojawiły się informacje, że Gabończyk otrzymał szokująco intratną ofertę z chińskiej ligi, ale ją odrzucił i za dużo mniejsze pieniądze zgodził się na ofertę Paris St. Germain. Sprawa nie okazała się przesądzona, bo to w przededniu okna transferowego w Niemczech gruchnęła wieść, że Bayern Monachium prowadzi zaawansowane negocjacje z Borussią Dortmund w sprawie transferu… Aubameyonga. Jeśli wierzyć plotkom, to bawarski potentat jest skłonny zapłacić za Gabończyka wraz z bonusami nawet 85 mln euro. Jeśli ta nieoczekiwana transakcja zostałaby sfinalizowana, a wykluczyć tego nie można zważywszy na wcześniejsze biznesowe kontakty działaczy obu tych niemieckich klubów, to pojawienie się Aubameyonga stawia w zupełnie nowym świetle kwestię transferu Roberta Lewandowskiego. Nasz najlepszy piłkarz także jest łakomym kąskiem na transferowym rynku i chociaż szefowie Bayernu niedawno kategorycznie wykluczyli jego odejście z Allianz Arena, to ich deklaracja bynajmniej nie ucięła spekulacji. Angielskie media widzą „Lewego” w Chelsea Londyn lub Manchesterze United, a hiszpańskie wciąż przypominają, że Polak jest na liście życzeń prezydenta Realu Madryt Florentino Pereza. Na razie wiemy tylko tyle, że jeśli Lewandowski odejdzie tego lata z Bayernu, to za co najmniej sto milionów euro. I to byłby rekord w polskim futbolu, piekielnie trudny do pobicia.

Szczęsny za dwadzieścia baniek

Reprezentacja Polski pnie się coraz wyżej w rankingu FIFA, to też i wartość jej piłkarzy systematycznie rośnie. Przykładem na to jest choćby Wojciech Szczęsny, którego Arsenal Londyn wycenił na 20 mln funtów, czyli mniej więcej, licząc ze wszystkim, na jakieś 25 mln euro, a zatem więcej niż kosztował Piotr Zieliński, tyle samo co Grzegorz Krychowiak i znacznie mniej niż zapłacono za Arkadiusza Milika. Wśród polskich bramkarzy Szczęsny w przypadku transferu byłby zdecydowanym rekordzistą. Trudno powiedzieć dlaczego menedżer „Kanonierów” Arsene Wenger żąda za niego tak wielkiej kwoty, skoro nie chce go widzieć w swoim zespole. Wiadomo, że żaden klub w Europie tyle za bramkarza reprezentacji Polski nie zapłaci, nawet Juventus Turyn. A to dlatego, że Szczęsnemu za rok wygasa kontrakt z Arsenalem i będzie do wzięcia za darmo, a ma przecież dopiero 27 lat i sporo lat gry przed sob. Szczęsny znalazł się jednak w paskudnej sytuacji, bo pewnie będzie musiał wrócić do Arsenalu i zdać się na łaskę Wengera. Latem przyszłego roku będzie wolnym zawodnikiem i bez problemu znajdzie nowego pracodawcę, nawet jeśli najbliższy sezon spędzi na ławce rezerwowych. Nie zawsze opłaca się być transferowym hitem.

trybuna.info

Poprzedni

Kubot wśród faworytów

Następny

Jak Werblan z Modzelewskim (część 3)