Kinga Grzyb w meczu ze Szwedkami rzuciła dziewięć bramek, a po spotkaniu ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery
Fot. Kinga Grzyb w meczu ze Szwedkami rzuciła dziewięć bramek, a po spotkaniu ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery
Klęska polskich szczypiornistek w mistrzostwach Europy to nie był „wypadek przy pracy”. W 2018 roku nasze reprezentacje, zarówno żeńska, jak i męska, nie wygrały ani jednego meczu zespołami ze światowej czołówki. Polska piłka ręczna jest w kryzysie.
Statystyki są porażające. Nasi piłkarze ręczni pokonali tylko zespoły Cypru i Kosowa, panie poradziły sobie jedynie z Włoszkami i Słowaczkami, a to są przeciwnicy z dolnej europejskiej półki. Pasmo tegorocznych niepowodzeń zaczęło się w styczni od remisy naszych szczypiornistów z Portugalczykami. W konsekwencji odpadli już w przedbiegach kwalifikacji i po raz pierwszy od 2005 roku nie wystąpią w mistrzostwach świata. A dziewięć miesięcy później doszło do kolejne kompromitacji – porażki w eliminacjach mistrzostw Europy z Izraelem, co może skończyć się brakiem awansu na ME 2020 i zjazdem do trzeciej europejskiej ligi szczypiorniaka. I to na długie lata.
Panie nie lepsze od panów
Honor mogły uratować piłkarki ręczne, ale one też zawiodły nadzieje i nie wyszły z mocnej grupy ME 2018. Wysokie porażki w eliminacjach z Czarnogórą, bezradność z Dunkami i Serbkami, zaledwie jeden wyrównany mecz ze Szwedkami na pożegnanie europejskiego czempionatu – a trener kadry Leszek Krowicki nie ma sobie nic do zarzucenia i ze zdziwieniem przyjmuje pytania dziennikarzy, czy zamierza poddać się do dymisji.
A są one całkowicie uzasadnione, bo w ostatnich trzech latach, a tyle Krowicki jest już selekcjonerem kobiecej reprezentacji, nasze szczypiornistki w trzech wielkich turniejach odpadały po fazie grupowej. Z trzynastu meczów rozegranych w mistrzostwach Europy w 2016 i 2018 roku oraz mistrzostwach świata w 2017 roku biało-czerwone wygrały raptem cztery – ze Szwecją, Argentyną, Angolą i Brazylią. Wyniki kadry pod wodza Krowickiego rażąco odstają od osiągnięć jego poprzednika – Duńczyka Kima Rasmussena, pod wodzą którego nasze szczypiornistki dwukrotnie dotarły do półfinału mistrzostw świata, a w mistrzostwach Europy awansował do drugiej fazy. Jego kadencja też nie była jakaś specjalnie wybitna, lecz duńskiego szkoleniowca bronią wyniki, o jakich dzisiaj możemy pomarzyć.
Inna sprawa, że Rasmussen miał szczęście pracować z grupą znakomitych zawodniczek – Karoliną Kudłacz, Iwoną Niedźwiedź, Karoliną Siódmiak, Moniką Stachowską, Kingą Grzyb, do których dołączyły utalentowane piłkarki młodszego pokolenia –Kinga Achruk (wtedy Byzdra), Alina Wojtas, Patrycja Kulwińska, Anną Wysokińska i Karolina Szwed-Oerneborg. Z nimi doszedł do półfinału mistrzostw świata w 2013 roku. Dziś, pięć lat później, grają tylko trzy z nich.
Niewykorzystany potencjał
Szczególnie bolesne dla kadry było przedwczesne rozstanie ze sportem niemal całej grupy wchodzących na początku do dekady do kadry młodych zawodniczek. Dziś Szwed-Oerneborg i Kulwińska mają po 29 lat, a Wysokińska i Wojtas są o dwa lata starsze. Pierwsza skończyła z grą w kadrze już w 2014 roku, pozostałe trzy na przełomie dwóch ostatnich lat, już za kadencji Krowickiego. W jego kadrze zagrała jednak tylko Wojtas i to dosłownie chwilę, tuż przed trzecią kontuzją kolana. Kulwińska urodziła w tym czasie syna i nie wróciła do gry na wysokim poziomie, a z Wysokińską trener ani raz się nie skontaktował.
Po klęsce we francuskim turnieju 36-letnia weteranka w polskiej ekipie, Kinga Grzyb, ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery. Po niej taką sama decyzje podjęła znacznie od niej młodsza Sylwia Lisewska.
Niewykluczone, że rezygnujących z gry w kadrze będzie więcej i w żeńskim szczypiorniaku powtórzy się sytuacja znana nam już z męskiej reprezentacji, z której odeszło na raz całe pokolenie starych mistrzów i dzisiaj biało-czerwoni są bici nawet przez zespoły, które jeszcze nie tak dawno odstawały od biało-czerwonych poziomem o kilka klas.
Bez perspektyw na szybką poprawę
Co gorsze, nie w kobiecej piłce ręcznej, podobnie jak w męskiej, ma w tej chwili perspektyw na szybka poprawę sytuacji, bo zespoły juniorskie i młodzieżowe także zbierają cięgi. Nasza kadra młodzieżowa zajęła ostatnie miejsce w mistrzostwach Europy, a juniorzy zajęli przedostatnie miejsce, a w turnieju przegrali z Izraelem 20:30.
To blamaż pokolenia, które ma wejść do seniorskiej reprezentacji w mistrzostwach świata w 2023 roku, których Polska będzie gospodarzem na spółkę ze Szwecją. Gracze z rocznika 2002 i młodsi, wyszkoleni w szeroko reklamowanych przez ZPRP ośrodkach szkolenia, będą wchodzić do wyczynowego szczypiorniaka z poziomu europejskiej drugiej ligi, a to na pewno nie pomoże im rozwoju oraz w promocji.
Argumenty działaczy, że za mało mamy w kraju uprawiających piłkę ręczną, co stawia nas w gorszej sytuacji z takimi potęgami jak Dania, Francja czy Niemcy, nie przekonują. W Słowenii, gdzie zarejestrowanych jest szczypiornistów trzy razy mniej niż Polsce, potrafią z tej liczby graczy wyłowić wybitnych zawodników. Podobnie rzecz się ma w Portugalii, na Białorusi czy zwłaszcza na Islandii.
Kryzys w jaki popadła polska piłka ręczna to efekt wadliwego systemu szkolenia i złego zarządzania. A to znaczy, że w ZPRP trzeba wymienić cały ten pion.