Wracająca po 15-miesięcznej dyskwalifikacji za doping Maria Szarapowa doświadczyła ogromnego zainteresowania ze strony fanów, ale zarazem musiała zmierzyć się z wrogim przyjęciem ze strony rywalek z kortu.
Rosyjska tenisistka wróciła na tenisowe korty po 15-miesięcznym zawieszeniu za stosowanie meldonium. Chociaż nie miała na koncie nawet jednego punktu rankingowego, nie musiała zaczynać od podstaw. Organizatorzy turniejów na kortach ziemnych w Stuttgarcie, Madrycie i Rzymie przyznali jej tzw. dzikie karty, uprawniające ja do startu w głównej drabince zawodów. Nie spodobało się to większości jej rywalek, ale tylko najodważniejsze z nich pozwoliły sobie na publiczne wygłoszenie swoich negatywnych opinii. Wśród nich znalazła się Agnieszka Radwańska, ale to nie ona była najbardziej radykalna w osądzie przywilejów przyznanych Szarapowej, tylko Kanadyjka Eugenie Bouchard.
I właśnie na tę tenisistkę trafiła Rosjanka w pierwszej rundzie turnieju w Madrycie. Zainteresowanie tym pojedynkiem było ogromne, bo chociaż Bouchard to finalistka Wimbledonu z 2014 roku, to ostatnio jest w słabej formie i zajmuje miejsce w połowie czołowej setki światowej listy, więc spodziewano się, że Szarapowa da jej na madryckich kortach pokazową lekcję pokory.
Nic takiego sie jednak nie zdarzyło. 23-letnia Bouchard zagrała przeciwko rosyjskiej mistrzyni jak za swoich najlepszych czasów i pokonała ją w trzech setach. Tym samym Kanadyjka pokrzyżowała ambitne plany „pięknej Marii”, która w swoim pierwszym starcie po powrocie, w Porsche Cup w Stuttgarcie, doszła do półfinał, dzięki czemu zdobyła dość punktów rankingowych, żeby znaleźć się od razu w trzeciej setce zestawienia. Na co najmniej podobny wynik i punktowy urobek liczyła też w Madrycie, a potem w Rzymie, bo w tych trzech turniejach planowała zapewnić sobie miejsce w głównej drabince French Open w Paryżu i Wimbledonu. Dlatego porażka z Bouchard była dla niej pod tym względem katastrofą.
Kolejny cios spotkał Szarapową ze strony organizatorów French Open, którzy w miniony wtorek ogłosili, że Rosjanka jednak nie otrzyma od nich „dzikiej karty” i nie wystąpi na kortach im. Rolanda Garrosa. Ta informacja tak zdeprymowała rosyjską gwiazdę, że w trzecim secie pojedynku z Chorwatką Mirjaną Lucić-Baroni po trzech gemach nagle zgłosiła kontuzję i opuściła kort. Szarapowa ewidentnie „strzeliła focha”, co potwierdziła chwile potem wpisem na jednym z portali społecznościowych: „Jeśli jest to konieczne, aby znów wspiąć się na szczyt, jestem gotowa na walkę. Żadne słowa, gierki, ani działania nie powstrzymają mnie przed spełnieniem moich marzeń. A tych mam wiele” – napisała Szarapowa, która w Wimbledonie będzie musiała zagrać w kwalifikacjach. Organizatorzy już sprzedają na nie bilety.