„Wiedzieliśmy, że musi być „życie po życiu” po zimowym zdobyciu K2 ” – powiedział w rozmowie z Olgą Miriam Przybyłowicz prezes Polskiego Związku Alpinizmu Piotr Pustelnik. Minęło 10 lat od pierwszego zimowego wejścia na ten szczyt w Karakorum, okupionym śmiercią dwóch himalaistów.
Był pan przewodniczącym komisji powołanej przez związek na wniosek kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego i nieżyjącego już ówczesnego szefa programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-15 Artura Hajzera do oceny przebiegu wydarzeń na Broad Peaku, gdy pierwszego zimowego wejścia dokonali Adam Bielecki, Artur Małek oraz Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Dwaj ostatni zginęli w zejściu. Jak po upływie dekady patrzy pan na te dramatyczne wydarzenia, z którymi przyszło zmierzyć się środowisku alpinistycznemu?
Tuż po wyprawie emocji było bardzo dużo, a w środowisku ujawnił się podział na osoby bardziej i te znacznie mniej spolegliwe wobec tego, co się wydarzyło. Raport komisji także podzielił środowisko. Dziś po tych różnicach zdań nie ma śladu, a wyciągnięte wnioski i wdrożone procedury pozwalają na lepsze przygotowanie wypraw i dobór uczestników. Do zasypania rowów przyczynił się szczyt podlesicki zorganizowany wiosną 2014 roku. Pozwolił na rozładowanie emocji, wymianę zdań między „bohaterami” raportu a osobami, które go pisały. Okazało się, że nie ma dwóch stron barykady, pozostały dwa różne sposoby widzenia wydarzeń. Najważniejsze jest to, że wszyscy wyciągnęli wnioski.
Co zatem uległo zmianie? Jak Broad Peak wpłynął na organizację wypraw w najwyższe góry świata?
Tragedia spowodowała zmianę procedur związanych z naborem uczestników i organizacją wypraw, zmianę procedur medycznych i komunikacyjnych. Obligatoryjnie, ale chcę podkreślić, że dobrowolnie, uczestnicy kolejnych wyjazdów przechodzą przed każdą wyprawą szkolenia, nie tylko w kwestiach technicznych, ale i z działania zespołowego, komunikacji interpersonalnej. Chodzi o to, by być jak najlepiej przygotowanym na to, co może ewentualnie zawieść w kolejnej ekstremalnej sytuacji. Na szczęście taki wypadek, jak na Broad Peaku, nie wydarzył się od tego czasu. Zmiana procedur wpłynęła i wpływa na to, co dzieje się podczas obecnych wypraw. To, że nowe podejście działa było widać m.in. na ostatniej wyprawie zimowej na K2. Choć było wiele emocji, ludzie się ze sobą spierali, to jednak wszyscy wrócili jako zespół, niepokłóceni.
16 stycznia 2021 roku 10 Szerpów zdobyło K2 (8611 m), ostatni ośmiotysięcznik, na którym wcześniej zimą nie stanęła ludzka stopa. Zakończyła się tym samym pewna epoka. Jak polski alpinizm, mający piękną kartę w zimowych podbojach ośmiotysięczników, radzi sobie w nowej rzeczywistości, biorąc pod uwagę, że hasło „K2 zimą” elektryzowało nie tylko środowisko, ale było też bardzo nośne medialnie?
Wiedzieliśmy, że musi być „życie po życiu” po zimowym zdobyciu K2, ale nie przypuszczaliśmy, że to nastąpi tak szybko. Równie szybko przewartościowaliśmy nasze cele. Program Polski Himalaizm Zimowy przekształcił się w Polski Himalaizm Sportowy, a cele zdobywcze zastąpiły wyzwania eksploracyjne. Postawiliśmy na trudność, a nie na samą wysokość. To jest powrót do korzeni polskiego i światowego himalaizmu. Pogram PHS trwa trzy lata i – mówiąc kolokwialnie – wydaje owoce. Jest spora grupa doskonałych młodych alpinistów, z których, jak sądzę, część zostanie przy górach najwyższych i będzie chciała kontynuować eksploracyjną działalność na ścianach ośmiotysięczników.
Himalaje, ale też bardziej odludne szczyty Karakorum stały się w ostatnich latach celem zmasowanej turystyki wysokogórskiej. Etos himalaisty na tym ucierpiał?
Wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że paradoksalnie pomógł nam ogromny rozwój alpinizmu komercyjnego, turystyki wysokogórskiej na ośmiotysięcznikach. Młodzi alpiniści nie chcą mieć nic wspólnego z wycieczkami wysokogórskimi i tłumami ludzi wychodzących w asyście, przy użyciu tlenu, najłatwiejszymi drogami na najwyższe szczyty. Traktują to jako „obciach”, więc wyprowadzili się w góry niższe, ale trudne technicznie. I bardzo dobrze, bo to pokazuje, że wychowani zostali na ideałach alpinizmu, a nie turystyki wysokogórskiej.
Medialnie trudniej jednak „sprzedać” ambitne wejścia wielkościanowe na sześcio – czy siedmiotysięczniki niż hasło „zimowe K2 dla Polaków”?
Tak i w środowisku zdajemy sobie z tego sprawę. To jest problem, by przebić się do mediów mainstremowych. Jest niewielu dziennikarzy, którzy rozumieją, że alpinizm polega na pokonywaniu trudności – własnych i góry, a nie na pokonywaniu wysokości. Jesteśmy na początku drogi i cały czas musimy nad tym pracować, by przebić się z nowym-starym spojrzeniem na działalność alpinistyczną. Proszę pamiętać, że w Polsce alpinizm nie jest sportem narodowym, jak np. w Słowenii, Francji czy we Włoszech. Tam alpiniści są otaczani pewną estymą z uwagi na to, co robią, a nie kim są. Wierzę, że ten nowy sposób patrzenia na alpinizm przebije się do polskich mediów za sprawą jednego czy dwóch sukcesów sportowych.
Na to jednak trzeba będzie chyba dłużej poczekać…
Jestem pełen nadziei, że doczekamy się polskich himalaistów na światowym poziomie. To się już zresztą zaczyna. Za chwilę rusza wyprawa kierowana przez Adama Bieleckiego, z Mariuszem Hatalą i Niemcem Felixem Bergiem, której celem jest wyznaczenie nowej drogi na Annapurnie.
Bielecki, kreowany przez media na antybohatera tragedii na Broad Peaku, jedzie jako kierownik wyprawy. Historia zatoczyła koło?
Właśnie. Nam, jako Komisji PZA badającej ciąg wydarzeń, które doprowadziły do tragedii w 2013 roku, nie chodziło o to, by takich ludzi jak Bielecki skreślać ze środowiska, ale żeby ich czegoś nauczyć, wskazać błędy, by tak wysoka cena nie była już nigdy płacona.
Himalaizm przez dekady był lokomotywą i wizytówką PZA. Teraz stracił monopol – jest wspinaczka sportowa ze statusem dyscypliny olimpijskiej i sukcesami nie tylko Aleksandry Mirosław, jest wspinaczka skałkowa, itd. To dla pana jako prezesa PZA i himalaisty, trzeciego Polaka, który zdobył Korony Himalajów i Karakorum, powód do gorzkich przemyśleń?
Absolutnie nie. Nie patrzę na różne aktywności w ramach PZA jak na przeciwieństwa. Obecną naszą sytuację można porównać do sytuacji związku żeglarskiego, który z romantycznej rywalizacji na oceanach, samotnej walki z wodą skoncentrował się na żeglarstwie sportowym. To nie wyszło na złe federacji żeglarskiej, tylko na zdrowie. Nie ma zatem co stawiać himalaizmu i wspinaczki sportowej po dwóch stronach barykady. To są dwie szalki wagi. Samotność i trud himalaisty oraz efektowna wspinaczka na czas czy w skałkach to integralne aktywności.
Wspinaczka, szczególnie sportowa, dzięki temu, że trafiła do programu olimpijskiego i dzięki sukcesom Aleksandry Mirosław stała się bardziej medialna niż alpinizm…
Jest bardzo łatwa do zrozumienia przez ogół ludzi, społeczeństwo. To walka sportowa bez narażania życia. Przyznawane są medale, stoi się na podium i słucha Mazurka Dąbrowskiego. I to jest akceptowalne przez opinię publiczną. Chcemy tę popularność wykorzystać maksymalnie jak się da.
W epoce mediów społecznościowych, błyskawicznego przepływu informacji trudno realizować jest model dozowania informacji czy „zamrożenia” newsów z wyprawy z wyprawy na ośmio – czy siedmiotysięcznik, choć akcja rozgrywa się kilkanaście tysięcy kilometrów od Polski…
Kiedyś o sukcesie dowiadywano się dwa tygodnie po zdobyciu szczytu, gdy wyprawa wracała… Mnie ta cisza medialna, podkreślająca autentyzm samotnej walki, bardziej odpowiadała, ale wiem, że powrót do dawnych czasów nie jest możliwy. Trzeba się dostosować do sytuacji obiegu informacji w świecie social mediów i możliwości, jakie dają najnowsze technologie. Chodzi jednak o to, by komunikować się z głową, by nie dostarczać mediom sensacji, bo to potem może się obrócić przeciwko nam w odczuciu społecznym.
Piotr Pustelnik (rocznik 1951), doktor inżynierii chemicznej, pracownik naukowy Politechniki Łódzkiej, prezes PZA przez dwie kadencje (2016-2019, 2019-maj 2023). Trzeci Polak (po Jerzym Kukuczce i Krzysztofie Wielickim), który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum oraz dwudziesty alpinista globu z takim osiągnięciem. Ostatnim ośmiotysięcznikiem w jego dorobku była Annapurna (8091 m), na szczycie której stanął 27 kwietnia 2010.