3 maja 2024

loader

Friszke od kuchni

fot. Wydawnictwo Więzi

Andrzej Friszke to jeden z najważniejszych polskich historyków dziejów najnowszych. Na jego książkach wychowały się już pokolenia. W swoich badaniach naukowych i publikacjach koncentruje się na czasach Drugiej Rzeczypospolitej, losach polskiej emigracji, latach PRL i opozycji demokratycznej. 

Obecnie dał się namówić na swoistą spowiedź ze swojego barwnego życia młodszym historykom: Janowi Olaszkowi i Tomaszowi Siewierskiemu, którzy nie bali się zadawać mistrzowi trudnych pytań, nie oczekiwali też banalnych odpowiedzi. Dzięki temu czytelnik ma obraz wybitnego historyka bez lukru.

Autor „O kształt Niepodległej” już od pierwszych stron odsłania część swojej rodzinnej i osobistej historii. Korzenie ma arcyciekawe. Jego ojciec Edmund był ewangelickim pastorem, co z pewnością ukształtowało jego rodzinnym dom, tradycję i tożsamość. Niestety Andrzejowi Friszke niedane było ojca poznać bliżej, gdyż zmarł, gdy ten miał zaledwie dwa lata. Wychowywał się i dorastał w Olsztynie, gdzie społeczność ewangelicka żyła od wieków w symbiozie z innymi wyznawcami.

Na historię, jako nauczycielkę życia, a zarazem tę dziedzinę nauki, Andrzej Friszke był chyba skazany jeszcze od czasów licealnych. Już wówczas wygrał olimpiadę i był zwolniony z egzaminów na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie planował studia. Trafił pod skrzydła znanego już w tym czasie ówczesnego docenta Andrzeja Garlickiego, który w przyszłości napisze m.in. biografię Józefa Piłsudskiego i stanie się jednym z najlepszych specjalistów w tematyce piłsudczykowskiej. I tu warto się zatrzymać na dłużej, bowiem zainteresowania historią nie było dla Andrzeja Friszke tuzinkowe. On tę historię lubił dotknąć, poczuć jej smak, starać się zrozumieć, choć często się nie zgadzał z tymi, którzy ją tworzyli. Dlatego starał się rozmawiać ze wszystkimi.

Młody ciekawski

W tym czasie dał się poznać jako młody ciekawski człowiek, który pisał do wielu uczestników życia politycznego okresu dwudziestolecia, od socjalistów po endeków. Jeździł, dzwonił, rozmawiał, starał się zrozumieć ich rację. To swoiste seminarium ukształtuje w nim nie tylko pasję zawodowego historyka, ale również odróżnienie historii od historycznego bata, którego dziś tak często używają ci, dla których polityka historyczna jest orężem w bieżącej walce politycznej. Dała o sobie znać wówczas jeszcze jedna pasja przyszłego profesora, czyli fotografia. Nie tylko sam robił zdjęcia żywym pomnikom historii, jak Michnik, Kuroń, Komorowski, ale również prosił tych, którzy mogliby mu je przekazać z lat wcześniejszych. Zgromadził bogatą kolekcję, którą niejednokrotnie można było zobaczyć w innych publikacjach. Tak rodzi się pasja dziennikarska, której z lubością odda się w późniejszych latach.

Od zawsze był na bakier z władzami PRL

Do partii nie wstąpił, kontestował ich metody i praktyki, czego niejednokrotnie dawał wyraz w swoich publikacjach. Nic więc dziwnego, że jego krąg znajomych to przede wszystkich opozycja demokratyczna – KOR i Solidarność. Zna tych wszystkich ludzi, podziela ich wartości demokratyczne, stara się wspierać. Te wszystkie znajomości będą mieć ogromne znaczenie już w wolniej Polsce, gdy Friszke będzie nawet kandydatem do pracy w administracji rządowej. Nie był jednak typem człowieka, który odmówiłby sobie porozmawiania z drugą stroną, jak na prawdziwego człowieka dialogu przystało. Dzięki Teresie Torańskiej, autorce słynnych rozmów z przywódcami stalinowskiej Polski, poznaje Jakuba Bermana, który kierował zza biurka aparatem terroru w pierwszych latach po 1945 roku. Andrzej Friszke jest nim trochę oczarowany, sprawił na nim wrażenie człowieka o bystrym umyśle, inteligenta z dobrymi manierami. Fundamentalnie się z nim nie zgadzał, ale tym różni się w dużym stopniu od całej masy dzisiejszych funkcjonariuszy historycznych, dla których takie spotkanie to już propagowanie komunizmu i plama na życiorysie. A historia, jako nauka społeczna, nie ma na celu bycia historyczną prokuraturą, a szukać prawdy historycznej, bez emocji, starać się ukazać dwie osie sporu, zawsze rzetelnie i zgodnie z prawdą. Jeździ na kwerendy również za granicę, gdzie m.in. w Londynie bada losy polskiej emogracji i rozmawia z Lidią Ciołkoszową, która jest dla niego kimś bliższym, niż dla zwykłego badacza. Później razem stworzą książkę pt. „Spojrzenie wstecz”, które będzie fenomenalnym świadectwem tej nieskazitelnej socjalistki.

Klub Inteligencji Katolickiej

Andrzej Friszke od lat kojarzony jest ze środowiskiem Klubu Inteligencji Katolickiej oraz bliskiej jej redakcji „Więzi”. To jego świat, świat jego wartości i wrażliwości, chrześcijaństwa otwartego, ekumenicznego, szukającego porozumienia, nie wykluczającego, a łączącego ludzi, również tych, którzy poszukują. Trafia do redakcji „Więzi”, gdzie zajmuje się działem historycznym, a od 1982 roku kieruje tym działem po dzień dzisiejszy. Na jego łamach znaleźć można wiele znakomitych i bogatych źródłowo tekstów, piszący dla niego autorzy, to czołówka polskich historyków i badaczy. W gorącym czasie rodzącej się Solidarności, a następnie stanu wojennego, Andrzej Friszke trafia do redakcji „Tygodnika Solidarność”, gdzie redaktorem naczelnym jest w tym czasie Tadeusz Mazowiecki, były redaktor naczelny „Więzi” i współtwórca tego pisma. Redakcję tworzyła bogata paleta dziennikarzy, często różniących się, mających inne korzenie i wartości. To było tez siłą linii redakcyjnej. Friszke również tu pracuje w dziale historycznym gdzie czuje się najlepiej i gdzie ma swoja misje do spełnienia – chce maksymalnie wykorzystać czas, gdzie możliwe jest wypełnienie białych plam w polskiej historii najnowszej. W jednym z pierwszych numerów pisma ukazuje się rozmowa z redaktorami KOR-owskiego „Robotnika”. Gdyby nie czas, gdy władza na chwilę zelżała, gdzie cenzura osłabła, a potęga związku zawodowego działała, nie można byłoby tego wszystkiego zrobić.

Czasy przełomu

Niezwykle ciekawie staje się w momencie, gdy doktorze Olaszek i Siewierski pytają profesora o czasy przełomu. Widzimy wówczas, że Friszke po raz kolejny wyłamuje się nieco obiegowej opinii na swój temat. Nie jest stuprocentowym entuzjastą reform Leszka Balcerowicz, obawia się przewagi liberałów w gospodarce, irytowała go pewność siebie i arogancja ludzi, którzy wierzyli, że wolny rynek naprawi wszystko. Niezwykle krytycznie odbierał wiele posunięć ministra finansów i jego bezkrytyczny neoliberalny dogmat. Nic więc dziwnego, że zbliżył się wówczas do środowiska Ryszarda Bugaja i tej części postsolidarnościowej lewicy. W 1991 roku był jednym z założycieli Solidarności Pracy, podpisując akt założycielski. Partia wkrótce zmieniła nazwę na Unia Pracy, a w jej szeregach, oprócz Ryszarda Bugaja, znalazł się m.in. Aleksander Małachowski czy Karol Modzelewski. Czas grał jednak na korzyść liberałów, którzy zdominowali wówczas debatę publiczną, ale Friszke i jego niewielka grupa, nie „byli głupi”, jak z rozbrajającą szczerością przyznał po latach prof. Marcin Król, ślepo popierający balcerowiczowski szok bez terapii.

Środowisko które zna od podszewki

Historyków zainteresuje przede wszystkim moment, gdy Friszke opowiada o własnym środowisko, które zna od podszewki. Padają pytania o politykę historyczną PiS, próby budowania własnej narracji przez PO, a przede wszystkim o IPN, we władzach którego Friszke zasiadał, ale w czasach, gdy ta instytucja była powołana do zupełnie innych spraw, niż robi to dziś. Dociekliwi historycy pytają również o temat lustracji, która przeorała polską debatę w latach 90. Prof. Andrzej Friszke opowiada o tym z ogromną mądrością, przywołuje przykład Adama Bienia, bohatera Polskiego Państwa Podziemnego, który znalazł się na tzw. „liście Wildsteina”, co załamało nie tylko jego, ale również jego rodzinę i najbliższych. Okazało się później, że…to nie ten Adam Bień. W rzeczywistości był to funkcjonariusz bezpieki. Taki był jednak efekt „rewolucji moralnej” prawicy, która grając teczkami robiła rewolucję, zapominając o elementarnym poczuciu przyzwoitości, nie wspominając o rzetelnych badaniach historycznych i ich weryfikacji.

Czuć w tej książce, że ci, którzy pytają, dobrze poznali życie i bilans profesora. Im też należy się ogromne podziękowanie za tę publikację. Niekiedy bowiem trudniej pytać, niż odpowiadać. Prof. Andrzej Friszke nie ucieka przed najtrudniejszymi pytaniami, również tymi osobistymi i bolącymi. To doskonałe świadectwo człowieka nauki, upominającego się zawsze po stronie demokracji, praw człowieka, prawdy historycznej. A zarazem uczestnika wielkich zdarzeń.

Przemysław Prekiel

Redakcja

Poprzedni

Wyciągnęliśmy wnioski po Broad Peak

Następny

Uspołecznić publiczne