Rywalizacja o olimpijskie medale wyzwala mnóstwo emocji, nie zawsze pozytywnych, co czasem prowadzi do tarć i konfliktów. Dochodzi do nich między sportowcami różnych nacji, ale w pierwszym tygodniu zmagań w Pekinie najwięcej negatywnych emocji towarzyszyło zmaganiom łyżwiarzy różnych specjalności.
Zimowe igrzyska w Pekinie dobiegają półmetka. W klasyfikacji medalowej czołówkę tworzą kraje będące od lat potęgami w sportach zimowych – Norwegia, Niemcy, Austria i Szwecja, a za nimi plasują się ekipy Rosji, Stanów Zjednoczonych oraz silnej w łyżwiarstwie szybkim Holandii. Gospodarze igrzysk też mają ambicje dołączenia do elity i twardo walczą o swoje, a co za tym idzie, nie faworyzują żadnego z potencjalnych konkurentów do medali. Przekonała się o tym boleśnie także nasza panczenistka Natalia Maliszewska, uważana za jedną z głównych faworytek do medalu w short tracku w wyścigu na 500 m. Przypomnijmy, że po zaledwie kilkudziesięciu godzinach od dotarcia do Pekinu Maliszewska została skierowana na izolację na skutek pozytywnego wyniku testu. W środę 3 lutego uzyskała jednak wynik negatywny. Gdyby dzień później sytuacja się powtórzyła, 26-latka mogłaby wrócić do wioski olimpijskiej.
Tak się jednak nie stało. Ostatnią nadzieją były piątkowe testy. W przypadku negatywnego wyniku, a następnie takiego samego rezultatu w sobotę, Maliszewska mogłaby wystartować w rywalizacji na 500 metrów. Ale i tym razem test był pozytywny, lecz mimo to w efekcie nieoczekiwanej decyzji MKOl o zmianie zasad kwarantanny, Polka mogła pojawić się na starcie i wziąć udział w kwalifikacjach na dystansie 500 m, które miały się rozpocząć w miniona sobotę o godzinie 12:00 polskiego czasu. Maliszewskiej jednak zabrakło na liście startowej. Powodem był znów pozytywny wyniku testu na koronawirusa. Ale w niedzielę rano nasza zawodniczka znów miała wynik negatywny. „Nie wierzę w to, co się tu dzieje. W nic na razie nie wierzę, bo nie wiem, czy ktoś mnie zaraz nie zawróci i nie powie, że zgoda na start to był żart” – żaliła się Maliszewska przed kamerami TVP Sport.
Jej dramatem żyło wielu kibiców w Polsce. Ostatecznie 26-letnia panczenistka wzięła udział w olimpijskiej rywalizacji, startując w środę w biegu eliminacyjnym na 1000 metrów. Wygrała go w cuglach i awansował do ćwierćfinału. „Zrobię wszystko, żeby odgryźć się za te rzeczy, które się wydarzyły” – deklaruje polska łyżwiarka. Jej postawa nie przypadła jednak do gustu Chińczykom, którym nie spodobało się, że Polka kwestionowała uczciwość przeprowadzanych u niej testów na Covid-19.
Holenderski specjalista Sander van Ginkel odpowiada podczas igrzysk w Pekinie za przygotowanie i utrzymanie jakości lodu na olimpijskich arenach łyżwiarskich. W wywiadzie udzielonym mediom w rodzinnym kraju niefrasobliwie pochwalił się, że postara się aby lód na torach sprzyjał rodakom. „Holenderscy panczeniści dobrze czują się na twardym lodzie i dla nich korzystne będzie, jeśli zostanie zmrożony najmocniej jak to tylko możliwe. Postaram się stworzyć naszym zawodnikom jak najlepsze warunki” – obiecał Sander van Ginkel. Jego słowa oburzyły rywali holenderskich panczenistów. Mistrz olimpijski w biegu na 5000 metrów, Szwed Nils van der Poel, dał temu wyraz w wypowiedziach dla światowych mediów. „Chcę powiedzieć, że bardzo szanuję holenderskich łyżwiarzy szybkich i ludzi pracujących nad lodem, ale musimy porozmawiać o zasadach w naszym sporcie, a to jest od tego bardzo dalekie. To korupcja. Próbując zdobyć przewagę przy użyciu nieetycznych metod, nie mogę zrozumieć, jak holenderska federacja mogła do tego dopuścić i nie rozumiem, dlaczego chcą, aby świat o tym wiedział. To wstyd, nie tylko dla federacji, ale także dla zawodników. To największy skandal w naszym sporcie. Mieliśmy już w nim przypadki dopingu, a tego wcale nie uważam za mniej poważne przewinienie” – grzmiał przed kamerami Eurosportu szwedzki łyżwiarz. Holendrzy w Pekinie zdobyli już trzy złote medale w rywalizacji panczenistów. Van der Poel do czwartku był jedynym zawodnikiem, któremu udało się pokonać reprezentantów tego kraju. W biegu na 5000 metrów pokonał Patricka Roesta właśnie z Holandii.
Do kolejnego konfliktu doszło przed meczem Kanadyjek z Rosjankami w turnieju hokeja na lodzie. Ekipa „Klonowego Liścia” odmówiła wyjazdu na lód, dopóki nie zobaczy wyników testów Rosjanek. Spotkanie ostatecznie rozpoczęło się z godzinnym opóźnieniem, zaś zawodniczki obu drużyn wyszły na lodowisko z założonymi maskami. Dlaczego Kanadyjki zdecydowały się na taki ruch? W ostatnich dniach potwierdzono aż sześć przypadków zakażenia koronawirusem w kadrze rosyjskiej. Wyniki poniedziałkowych testów dotarły z dużym opóźnieniem, przez co Rosjanki nie miały ich przed rozpoczęciem starcia. Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF) wydała oświadczenie już po zakończeniu spotkania, w którym tłumaczyła całe zamieszanie. „W celu zapewnienia pełnego zrozumienia sytuacji przez obydwa zespoły, spotkanie fazy grupowej między Kanadą a Rosyjskim Komitetem Olimpijskim zostało opóźnione przez godziną. Z powodów ostrożności i troski o zdrowie i bezpieczeństwo zawodników IIHF uzgodniła wraz z drużynami grę z założonymi maskami” – napisano w oświadczeniu. W trzeciej tercji Rosjanki zdjęły maski, bo w przerwie otrzymały informację, że wszystkie zawodniczki ich kadry mają negatywne wyniki testów. Kanadyjki uznały, że skoro grały w maskach przez dwie tercje, to dadzą radę i w trzeciej. Nie przeszkodziło im to w zwycięstwie 6:1. Ostatecznie wygrały w grupie A przed Amerykankami i Finkami, a Rosjanki zajęły 4. miejsce i w ćwierćfinale zmierzą się ze Szwajcarkami, zaś Kanadyjki o półfinał zagrają ze Szwedkami.
Kolejna „wojna na lodzie” wybuchła przed wtorkową ceremonia dekoracji medalowej w zmaganiach drużynowych w łyżwiarstwie figurowym. Przyczyną był pozytywny wynik testu antydopingowego u jednego z reprezentantów Rosji, którzy zdobyli złoty medal. Tożsamość osoby, która otrzymała pozytywny wynik nie została ujawniona, ale w mediach pojawiły się spekulacje, że chodzi o 15-letnią solistkę Kamiłę Walijewą. Miała otrzymać pozytywny wynik testu po zażyciu trimetazydyny, leku do stosowania w różnego typu bólach w klatce piersiowej. Rosjanie twierdzą, że zawodniczka zażyła ten preparat z powodu napadu dusznicy bolesnej, ale miało to miejsce w grudniu ub. roku, a test wykrył w organizmie zawodniczki jedynie śladowe ilości zabronionej substancji. W czwartek rosyjski dziennik „Championat” napisał, że według nieoficjalnych informacji Walijewa zostanie jednak zawieszona, ale rosyjskiej ekipie złote medale za rywalizację drużynową nie zostaną jednak odebrane. Jeśli to się potwierdzi, wybuchnie na tym tle kolejna wojna na lodzie.