W finale Chapions League po raz drugi w historii zmierzą się dwie drużyny z Madrytu. Atletico okazało się lepsze od Bayernu Monachium (1:0 i 1:2), a Real pokonał Manchester City (0:0 i 1:0).
Bayern Monachium pod wodzą Pepa Guardioli po raz trzeci z rzędu był bliski awansu do finału po raz trzeci i nie zdołał tego dokonać. Za każdym razem pogromcą mistrzów Niemiec okazywała się hiszpańska drużyna – w 2014 roku Real Madryt, rok później Barcelona, a teraz Atletico. „Jeśli nie awansujemy do finału, będziecie mnie mogli zabić” – uspokajał fanów monachijskiej drużyny Guardiola przed rewanżowym meczem na Allianz Arenie. Trochę chyba przeszarżował w tej pewności siebie. Nikt oczywiście głowy mu nie urwie za kolejny sezon bez triumfu w Lidze Mistrzów, ale też w Bayernie nikt już chyba nie żałuje, przynajmniej po cichu, że Hiszpan latem odejdzie do Manchesteru City.
Czują się oszukani
„Sędziowie popełnili błąd. Gol został strzelony ze spalonego i nie powinien zostać uznany. Również faul, po którym został podyktowany rzut karny dla Atletico, miał miejsce przed polem karnym” – skarżył się prezydent Bayernu Karl-Heinz Rummenigge. Szef bawarskiego potentata zwrócił uwagę, że turecki sędzia Cuneyt Cakir tydzień wcześniej prowadził pierwsze półfinałowe starcie Manchesteru City z Realem Madryt (0:0) i może dlatego popełnił tyle błędów, że był po prostu przemęczony. „Delegat UEFA na to spotkanie przyznał, że jest mu wstyd za to, co zrobił arbiter” – grzmiał Rummenigge, który nie ukrywał, że bardzo mu zależało na występie jego drużyny w mediolańskim finale. Nie miał jednak pretensji do piłkarzy.
Lewandowski na pożegnanie
„Zasłużyliśmy na finał, ale nie udało się i to bardzo boli. Rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie. Atletico stworzyło sobie jedną dobrą sytuację i wykorzystało ją. Rzut karny nie należał się rywalom, ale to nie ma teraz żadnego znaczenia. Zmarnowana „jedenastka” Muellera? Taka jest piłka. Analizowaliśmy grę przeciwnika i to przyniosło efekty, bo przed przerwą Atletico nie miało żadnej dogodnej okazji. Trochę zabrakło nam później szczęścia. Atletico tak już gra, zawsze udaje im się zdobyć tę jedną bramkę” – podkreślał reprezentant Polski, który zdobył bramkę na 2:1. Było to dziewiąte trafienie „Lewego” w obecnej edycji Ligi Mistrzów. Skuteczniejszy od niego jest tylko wielki Cristiano Ronaldo, który ma na koncie 16 goli. Portugalczyka nikt już nie zdoła w klasyfikacji strzelców wyprzedzić, ale Lewandowskiego, przynajmniej teoretycznie, może jeszcze przegonić francuski snajper Atletico Antoine Griezmann, który we wtorek na Allianz Arena zaliczył siódme trafienie. Musiałby w finale z Realem zdobyć jednak co najmniej trzy bramki.
The Citizens czekają na Guardiolę
Bez Casemiro i Karima Benzemy, za to z powracającym Cristiano Ronaldo przystąpili do środowego spotkania z Manchesterem City piłkarze Realu Madryt. Niestety już w 10. minucie kolejnej kontuzji w bieżącym sezonie doznał kapitan gości Vincent Kompany. Real wykorzystał osłabienie rywali i w 20. minucie uzyskał prowadzenie. Po strzale Garetha Bale’a piłka odbiła się od Fernando i po odbiciu od słupka wpadła do bramki bronionej przez Joe Harta. UEFA uznała gola jako samobój brazylijskiego pomocnika Manchesteru City. Zdumiewające w postawie piłkarzy angielskiego klubu było to, że przez następne 80 minut spotkania nie starali się jakoś szczególnie żeby wyrównać stan meczu. A przecież do awansu wystarczył im remis, bo u siebie zremisowali 0:0 i podobnie jak wcześniej Atletico, tak teraz oni mogli znaleźć si w finale dzięki zasadzie, że bramki na wyjeździe liczą się podwójnie. Tylko że w ekipie „The Citizens” nie było nikogo, kto by chociaż chciał tego zwycięskiego gola strzelić.
Pep Guardiola będzie miał w nowej drużynie mnóstwo roboty. Ale on w Bayernie też zostawi całkiem spory bałagan.