Trener Legii Warszawa Stanisław Czerczesow przebywa obecnie w Rosji, gdzie jak wieść niesie nie może opędzić się od ofert pracy z tamtejszych klubów. Nie ma więc pewności, że po urlopie wróci jeszcze na Łazienkowską.
Prezes Legii Bogusław Leśnodorski zapowiedział niedawno w rozmowie przeprowadzonej z nim na antenie jednej ze stacji radiowych, że w letnim oknie transferowym zespół zostanie wzmocniony przynajmniej przez czterech zawodników z Bałkanów i Afryki. W chorwackich mediach pojawiła się wkrótce po tej wypowiedzi informacja, że mistrz Polski negocjuje transfer dwóch zawodników występujących w tamtejszej lidze – występującego w zespole NK Rjeka 27-letniego środkowego pomocnika Mate Malesza oraz niespełna 17-letniego napastnika Dinama Zagrzeb Sandro Kulenovicia. Młodszy z wymienionych to raczej na pewno inwestycja na przyszłość, bo nastolatek jak na razie bryluje jedynie w zespołach młodzieżowych i kosztuje grosze, ale transfer Malesza to już wygląda na poważną inwestycję pod kątem znaczącego wzmocnienia środkowej linii w kontekście czekającej Legię walki o awans do Ligi Mistrzów. Za swojego piłkarza NK Rijeka żąda ponoć okrągły milion euro, ale niewykluczone jednak, że w trakcie negocjacji zejdzie z ceny. Malesz w minionym sezonie rozegrał 31 meczów, w których strzelił tylko jednego gola i zaliczył jedną asystę. Jak na rozgrywającego nie są to oszałamiające statystyki.
Grzebanie w piłkarskiej drobnicy
Duet chorwackich piłkarzy to nie jedyne nazwiska na transferowej liście życzeń warszawskiego klubu. Jeśli medialne spekulacje i kontrolowane przecieki mają w sobie choćby odrobinę prawdy, to Legia zabiega też o pozyskanie: najskuteczniejszego strzelca rumuńskiej ligi (17 goli) Ioana Horę, napastnika Austrii Wiedeń z polskimi korzeniami Alexandra Gorgona (jest synem grającego w latach 1982-86 w Wiśle Kraków i Zagłębiu Sosnowiec Wojciecha Gorgonia) oraz słowackiego lewoskrzydłowego Duszana Szvento, który od dwóch sezonów figuruje jako zawodnik drugoligowego niemieckiego 1.FC Koeln, ale jeszcze nie udało mu się w tym zespole zagrać. Nie są to piłkarskie nazwiska powalające na kolana i nic dziwnego, że trener Stanisław Czerczesow trzyma kibiców Legii oraz właścicieli klubu w niepewności co do swoich dalszych losów w stołecznym klubie.
Rosyjski szkoleniowiec jak do tej pory nie zadeklarował w jednoznaczny sposób, że poprowadzi legionistów także w nowym sezonie. „Do końca maja jest czas, żebyśmy się porozumieli. Nikt nikogo nie ponagla, wszystko spokojnie omówiliśmy na spotkaniu z prezesem. Odbyliśmy długą rozmowę i uścisnęliśmy sobie dłonie. Teraz jest czas, żeby wszystko przemyśleć i podjąć decyzję, co dalej” – powiedział Czerczesow i zniknął z przestrzeni publicznej udając się do ojczyzny na zasłużony urlop.
Rosjanin przejął zespół po Norwegu Henningu Bergu gdy stołeczny zespół miał 10 punktów straty do Piasta Gliwice. Szybko zmienił styl gry legionistów. Nakazał im grać agresywnie, wysokim pressingiem, daleko od swojej bramki. Z jego wcześniejszych wypowiedzi wiadomo, jaką ma wizję budowy zespołu.
Wygląda ona mniej więcej tak: „Na boisko wychodzi się po to, żeby wygrywać, a nie żeby grać. Nie mówię, że trzeba grać źle i wygrywać, bo grając źle na pewno się nie wygra. Trzeba po prostu grać na odpowiednim poziomie. Jeżeli jest jednak dobra gra, a nie ma wyników, to dla mnie to już nie jest sport. Oczywiście można pracować nad pewnymi szczegółami, ale w końcu pojawia się taki moment, kiedy piłkarze sami siebie nie przeskoczą, bo są pewne granice, ale wtedy trzeba poszukać odpowiednich graczy z większymi możliwościami. Ci zawodnicy pomogą innym przeskoczyć granicę, na której się zatrzymali. Nie możemy mieć czterdziestu piłkarzy. W drużynie powinno być 18 uniwersalnych zawodników, którzy mogą zagrać na trzech-czterech pozycjach. Do tego czterech, pięciu młodych i utalentowanych, z którymi można pracować nad poprawą poziomu gry. Nie mogę mieć jednak kaprysów jako trener, w żadnym klubie tak nie było. Jestem człowiekiem czynu. Zawsze powinienem wiedzieć, co trzeba zrobić, mogę dać do zrozumienia, czego bym chciał i wtedy się dowiaduję, czy jest to możliwe. Jeżeli nie jest, to nie znaczy, że będę łamał ławki na stadionie – tłumaczył Czerczesow.
Rozbieżne wizje drużyny
Nie jest to niestety wizja zbieżna z tym, co robią w Legii jej wszechwładni właściciele. Sądząc po jakości piłkarzy o jakich w tej chwili zabiegają trudno oczekiwać, że po ich ewentualnym pojawieniu się na Łazienkowskiej wniosą do zespołu jakość, która pomoże przekroczy granice Borysiukowi, Dudzie, Nikoliciowi, Hamalainenowi czy Guilherme.
A tymczasem z Rosji co rusz docierają wieści, że kolejne kluby tamtejszej ligi proponują Czerczesowowi pracę. Co prawda ma on z Legią umowę obowiązującą jeszcze przez rok, ale ponoć jest w niej klauzula umożliwiająca mu odejście, jeśli otrzyma lepsza ofertę z klubu rosyjskiej Premjer Ligi. A od kilku tygodni mówi się, że Czerczesowa chciałyby zatrudnić Zenit Petersburg i Rubin Kazań, a w tym tygodniu pojawiła się informacja, że chce tego także Lokomotiw Moskwa. Serwis internetowy sportfakt.ru podał, że w miniona sobotę Czerczesow spotkał się z prezes tego klubu Olgą Smordskają. Czy rozmawiał z nią o podjęciu pracy w Lokomotiwie pewności nie ma, ale dla właścicielom Legii ta wiadomość powinna dać wiele do myślenia.