Leo Varadkar, który od czerwca ubiegłego roku stoi na czele irlandzkiego rządu, zaproponował przeprowadzenie powszechnego referendum w sprawie zakazu aborcji. Co ciekawsze, Varadkar jest szefem chadeckiej partii Fine Gael (Rodzina Irlandczyków). Konserwatywni liberałowie wybrali go na swojego przywódcą mimo tego, że publicznie deklaruje swoją homoseksualną orientację a ponadto jest synem hinduskiego imigranta.
W Irlandii obowiązuje niemal całkowity zakaz przerywania ciąży. Dopiero od 2013 r. dozwolona jest aborcja w przypadku gdyby urodzenie dziecka zagrażało życiu kobiety lub powodowało komplikacje zdrowotne. Rozwiązanie to wprowadzono po tym, jak rok wcześniej zmarła w szpitalu kobieta, której odmówiono aborcji. Do aborcji nie ma natomiast prawa kobieta, która zaszła w ciążę w wyniku gwałtu a także wówczas, gdy badania prenatalne wykazują trwałe kalectwo płodu. Przez lata obowiązywał zakaz dokonywania aborcji poza granicami kraju. Irlandzki Sąd Najwyższy wprowadził jednak poprawkę do ustawy znoszącą te ograniczenia. Stało się tak na skutek odmowy udzielenia zgody 14-letniej dziewczynce, która chciała przerwać ciążę w Wielkiej Brytanii. Obecnie wiele irlandzkich kobiet decyduje się na aborcję za granicą. Ich liczbę ocenia się na ok. 3,5 tysiąca rocznie. Według danych brytyjskiego resortu zdrowia w 2016 r. zabiegu tego w klinikach Anglii i Walii dokonało 3 265 obywatelek Irlandii. Jednak koszty takich wyjazdów obejmujące podróż, noclegi wraz z utrzymaniem oraz opłaty związane z samym zabiegiem są wysokie. Wycenia się je na 2 tys. brytyjskich funtów i nie każda kobieta może sobie pozwolić na tak duży wydatek. Ponadto niektóre kobiety mogą mieć trudności z uzyskaniem kilkudniowego zwolnienia z pracy. W tej sytuacji mają tylko jedną alternatywę: albo dokonać aborcji nielegalnie albo wbrew swojej woli urodzić dziecko.
Leo Varadkar uważa obecnie obowiązujące obecnie prawo za zbyt restrykcyjne i proponuje przeprowadzenie w lecie tego roku powszechnego referendum. Do tej pory nie zostały sprecyzowane pytania na jakie mieliby odpowiedzieć głosujący. Premier idzie tu naprzeciw postulatom zwolenników złagodzenia restrykcyjnego prawa. Zorganizowali się oni w postaci ponadpartyjnego Zgromadzenia Obywatelskiego domagającego się prawa do aborcji w okresie do dwunastego miesiąca ciąży. Premiera wspierają też niektórzy irlandzcy parlamentarzyści, jak choćby senator Ronan Mullen. Jego zdaniem, „Irlandia bez aborcji będzie bardziej szczęśliwym i humanitarnym miejscem niż Irlandia z aborcją”.
Przeciwko zakazowi aborcji aktywnie występują też irlandzkie kobiety. W ubiegłym roku w dniu 8 marca zorganizowały szereg manifestacji na terenie całego kraju. Aktywistki z ruchu Strike 4 Repeal twierdzą, że inspiracją dla masowych wystąpień były podobne demonstracje organizowane w Polsce. – Chcemy aby nas głos był słyszalny – mówiła przedstawicielka tego ruchu Aoife Frances. Podobnie jak w naszym kraju, również irlandzkie kobiety oraz zwolennicy zniesienia bądź złagodzenia zakazu aborcji mają do czynienia z przeciwnikami z ruchów tzw. obrońców życia. Największą proaborcyjną, jednak oficjalnie niezarejestrowaną, strukturą proaborcyjną jest Youth Defence zrównujące przerywanie ciąży z holocaustem a osoby dokonujące aborcji nazywa mordercami. W miejscach publicznych wystawia drastyczne plakaty mające zniechęcić do aborcji. Jak skarży się założyciel tego ruchu Ide Nic Mhathuna, Youth Defence zmuszone jest do takich akcji, ponieważ prasa odmawia ich publikacji. Bardziej umiarkowaną propagandę uprawia ruch Pro Life ograniczając się do hasła „kochaj obydwoje” – tzn. matkę i dziecko. Jednak wielu irlandzkim kobietom takie hasło nie trafia do przekonania. Jedna z nich, u której podczas badania prenatalnego stwierdzono istotne wady płodu, powiedziała dla BBC: „Znam samą siebie. Nie potrzebuję aby ktoś mi mówił co jest dla mnie najlepsze, nie potrzebuję biskupa, nie potrzebuję katolickiej instytucji, (…) nie potrzebuję waszej miłości, chcę tylko abyście się trzymali z daleka od moich spraw”.