10/03/2022. London, United Kingdom. The Foreign Secretary Liz Truss gives a speech to the Atlantic Council at Decatur House,. Washington DC. Picture by Tim Hammond / No 10 Downing Street
Skrajnie prawicowa ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Liz Truss została wybrana nową liderką rządzącej Partii Konserwatywnej i w konsekwencji zastąpiła we wtorek Borisa Johnsona na stanowisku premiera kraju. Wybór nowego lidera był konieczny w związku z tym, że na początku lipca rezygnację z tego stanowiska — a w konsekwencji z urzędu premiera — ogłosił Boris Johnson, który został zmuszony do tego na skutek masowej rezygnacji posłów z różnych stanowisk rządowych w związku z licznymi aferami.
Lizz Truss obejmuje urząd w trakcie trwającego kryzysu kosztów utrzymania, z szalejącą inflacją i rosnącymi kosztami paliwa, co wywołało ostatnio fale strajków obejmującą m.in. pracowników kolei, poczty i telekomunikacji. Według ogłoszonych w poniedziałek wczesnym popołudniem wyników Truss dostała 81,3 tys. głosów członków Partii Konserwatywnej (57 proc.), a jej konkurent, były minister finansów Rishi Sunak – 60,4 tys. (43 proc.). Wynik jest zgodny z przewidywaniami, bo od czasu gdy w drugiej połowie lipca Truss i Sunak po serii głosowań w klubie poselskim konserwatystów przeszli do decydującej tury, w której wybór należał do szeregowych członków partii, wszystkie sondaże wskazywały na wyraźne zwycięstwo szefowej dyplomacji. Jednak czy taki festiwal wzajemnej adoracji, podczas którego członkowie jednej partii wybierają premiera dla wszystkich Brytyjczyków jest w ogóle sprawiedliwy i demokratyczny? Brytyjczycy podczas wyborów w 2019 roku wybrali przecież ustępującego Borisa Johnsona, a nowa premierka posiada jedynie legitymizacje ze strony członków własnej partii.
Jako zarówno minister spraw zagranicznych, jak i minister handlu międzynarodowego, Truss była krytykowana za swoją ksenofobiczną retorykę przez wiele organizacji praw człowieka w Wielkiej Brytanii i poza nią. Partia Pracy jasno wyraziła przekonanie, że nowa premierka będzie kontynuowała wrogie działania swojej partii przeciwko ludziom pracy. Według felietonisty Guardiana Simona Jenkinsa najlepszą i pierwszą rzeczą, jaką Truss może zrobić jako premier, jest natychmiastowe „odwrócenie się od wszystkiego, w co wierzy” jako osoba i polityk. Były lider Partii Pracy Jeremy Corbyn stwierdził, że „Pierwszym aktem nowej premierki powinno być podjęcie natychmiastowych działań w celu zaradzenia kosztom kryzysu, który popycha miliony ludzi w ubóstwo. Musi to być podatek majątkowy i przejęcie spółek energetycznych, wodociągowych, pocztowych i kolejowych we własność publiczną”. Jednak patrząc na dotychczasowe wypowiedzi i poglądy nowej szefowej rządu brytyjskiego, nadzieja na zmianę neoliberalnego kursu Partii Konserwatywnej jest nikła. To skrajnie prawicowa libertariańska marionetka wielkiego kapitału, która gardzi biednymi (wielokrotnie ich obrażając) i nie zwraca uwagi na rosnące nierówności, czy potrzebę walki z kryzysem klimatycznym.
Margareth Thatcher 2.0
Jej matka w młodzieńczych latach brała udział w protestach przeciwko militarnym działaniom rządu Thatcher, ale mimo to Liz Truss porzuciła lewicowe poglądy rodziców i wybrała konserwatystów. Porównania nowej premierki do Margareth Thatcher są z powodu poglądów z pewnością uzasadnione, a Wielką Brytanią rządzi teraz nowa wiedźma, niemal reinkarnacja „Żelaznej Damy”. Jako ciekawostkę podam, że sama zainteresowana w wieku 7 lat podczas szkolnego przedstawienia odgrywała rolę Thatcher, ale najbardziej uderzające podobieństwo można jednak znaleźć gdzie indziej. Jest to z porównywalna sytuacja w kraju. W maju 1979 roku Margaret Thatcher odziedziczyła kraj przytłoczony 10 proc. inflacją i zablokowany przez niekończące się strajki pracowników. Wszystko to w międzynarodowym kontekście napięć między Zachodem a ZSRR, który w Boże Narodzenie szykował się do inwazji na sąsiadujący z nim Afganistan. 43 lata później Wielka Brytania również stoi w obliczu 10-procentowego wzrostu cen, o napiętej sytuacji między Rosją a zachodem z powodu zbrojnej napaści wojsk Putina na Ukrainę już nie wspominając. Miejmy nadzieję, że premierka Truss nie będzie chciała w porównaniu do Margareth Thatcher brutalnie pacyfikować strajkujących ludzi pracy, którzy ostatnio tłumnie manifestują swój sprzeciw przeciwko rządowi Partii Konserwatywnej.
Przemówienie nowej premierki
Truss w przemówieniu, które wygłosiła po ogłoszeniu wyników, zażartowała, że partyjne wybory były „jedną z najdłuższych rozmów o pracę w historii”. Podziękowała Sunakowi, mówiąc, że wybory pokazały „głębię i szerokość” talentów w Partii Konserwatywnej, oraz Johnsonowi, który „jest podziwiany od Kijowa po Carlisle”. Podziękowała również członkom Partii Konserwatywnej za okazane jej zaufanie.
„Wiem, że nasze przekonania rezonują z brytyjskim społeczeństwem. Jako liderka waszej partii zamierzam dostarczyć to, co obiecaliśmy tym, którzy głosowali w całym naszym wspaniałym kraju” – powiedziała.
Truss, kojarzona ze skrajnie prawicowym skrzydłem partii, podkreśliła, że „prowadziła kampanię jako konserwatystka i będzie rządzić jako konserwatystka”. Powtórzyła swoją obietnicę obniżenia podatków, co ma być według niej receptą na rosnące koszty życia, a w rzeczywistości przyniosłoby nieproporcjonalne korzyści osobom o wysokich dochodach i nic nie dało osobom uzależnionym od emerytur lub świadczeń.
Niepokojący jest też fakt, że Lizz Truss całkowicie przemilczała w swoim przemówieniu sprawę kryzysu cen energii, z którym zmaga się Wielka Brytania. Rosnące rachunki za energię narażają miliony brytyjskich gospodarstw domowych na ryzyko zimowej katastrofy. Według Ofgem regulatora rynku gazu i energii elektrycznej w Wielkiej Brytanii pułap cen energii potroi się w ciągu roku, a średnie rachunki wzrosną o około od 500 do 700 funtów (2700-3800 zł) miesięcznie. Tym samym 9 milionów Brytyjczyków może zostać dotkniętych przez ubóstwo energetyczne i zapowiada się, że czeka ich ciężka zima.
Truss nie milczała jednak w sprawie zwiększenia wydobycia ropy na Morzu Północnym i obniżek podatków dla gigantów paliw kopalnych. Naukowcy tacy jak dr Daug Parr z Green Peace uważają, że nie będzie to miało raczej żadnego wpływu na ceny energii, a jedynie napędzi i tak już postępujący kryzys klimatyczny.
Królowa powierzyła misje tworzenia rządu
We wtorek zarówno Johnson, jak i Truss udali się do zamku w Balmoral w Szkocji, gdzie zostali przyjęci na audiencjach przez przebywającą tam królową Elżbietę II, doszło do zaprzysiężenia szefowej dyplomacji na stanowisko premierki, której powierzono misje sformowania nowego rządu. Wcześniej podczas 40-minutowej audiencji u królowej Boris Johnson złożył formalną rezygnację z urzędu. To pierwszy przypadek w czasie 70-letniego panowania Elżbiety II, by audiencja, na której powierza nowemu premierowi kierowanie rządem, odbyła się w innym miejscu niż Pałac Buckingham w Londynie. Zdecydowano się na to, by w związku z nawracającymi problemami monarchini z poruszaniem się, chciano uniknąć sytuacji, w której trzeba byłoby zmieniać plany w ostatniej chwili.
Trudny moment dla konserwatystów
Nowa premierka przejęła przywództwo w Partii Konserwatywnej w bardzo trudnym momencie dla tego ugrupowania. Od początku grudnia zeszłego roku konserwatyści przegrywają we wszystkich sondażach z opozycyjną Partią Pracy, a ich strata wynosi obecnie około 10 punktów proc. Na dodatek na ich niekorzyść działa sytuacja gospodarcza — rosnące koszty utrzymania, najwyższa od 40 lat inflacja i prognozy mówiące, że pod koniec roku Wielka Brytania wpadnie w trwającą pięć kwartałów recesję.
Ponieważ konserwatyści wciąż mają w Izbie Gmin bezpieczną większość, zmiana na stanowisku premiera nie wiąże się z koniecznością rozpisywania wcześniejszych wyborów, choć nie można wykluczyć, że gdyby zaowocowała ona poprawą notowań partii, Truss może zdecydować się na taki krok. Obecna kadencja Izby Gmin upływa w grudniu 2024 roku, a Partia Konserwatywna rządzi Wielką Brytanią od maja 2010 roku i miejmy nadzieję, że jak najszybciej się to skończy.
PAP/JM