8 listopada 2024

loader

Czy grozi nam III wojna światowa?

Słynny, symboliczny „Zegar Zagłady” pokazujący stopień zagrożenia nuklearnego, technologicznego, czy środowiskowego, wymyślony w 1947 r. przez naukowców z „Bulletin of the Atomic Scientists” na Uniwersytecie Chicagowskim, wskazuje obecnie dwie i pół minuty do północy. Ta oznacza zagładę ludzkości.

Wyjściowa pozycja była siedem minut do północy, a najbliżej północy (dwie minuty) wskazówki zegara znalazły się w 1953 r., gdy w ciągu 9 miesięcy Stany Zjednoczone i Związek Radziecki testowały broń termojądrową. Obecnie dziewięć państw dysponuje bronią nuklearną: USA, Rosja, Chiny, Francja, Wielka Brytania, Indie, Pakistan, Izrael (choć się do tego oficjalnie nie przyznaje) i Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna. Zagrożenie ze strony tego ostatniego państwa stanowi obecnie poważne wyzwanie dla społeczności międzynarodowej i m.in. skłania do postawienia tytułowego pytania.
Nakłada się na to również wyzwanie związane z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu broni atomowej. Dlatego tak ważne, pozytywne znaczenie miało porozumienie 6 mocarstw z Teheranem ws. kontroli irańskiego programu atomowego przed 2 laty, choć premier Izraela ocenił je jako „historyczny błąd”, a obecnie ma do niego zastrzeżenia także Donald Trump.
Pomijam w tym miejscu aktualnie dziesiątki wojen domowych, lokalnych i regionalnych, które toczą się de facto nieprzerwanie. Niekiedy, jak w przypadku konfliktu w Syrii, trwającego od 2011 r., mają one charakter trudny do jednoznacznego określenia.
Michaił Gorbaczow, były przywódca ZSRR, który sam – pod koniec „zimnej wojny”, a więc u schyłku lat 80. – zdecydował się na rozbrojenie nuklearne uważa, że obecnie świat szykuje się na wojnę. „Żaden problem współczesnego świata nie jest tak poważny, jak militaryzacja polityki i nowy wyścig zbrojeń. Zatrzymanie i zawrócenie tego procesu musi być naszym najwyższym priorytetem (…) Choć państwa mają problemy z zapewnieniem obywatelom podstawowych świadczeń socjalnych, to wydatki na zbrojenia rosną” – pisał niedawno na łamach amerykańskiego „Time’a”. Akcentował też, iż siły USA (czy szerzej NATO) i Rosji coraz bardziej się do siebie zbliżają. Warto przy tym pamiętać, iż tylko te dwa mocarstwa dysponują 90 proc. nuklearnych zasobów globu.
Według najnowszych danych szwedzkiego, renomowanego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) w 2016 r. światowe wydatki na zbrojenia wyniosły 1686 mld. dol., z czego USA – 611, Chiny 215, Rosja 69,2, zaś Arabia Saudyjska – 63,7 mld dol.. Dla porównania warto podkreślić, iż cała pomoc dla uchodźców w skali świata nie sięga 30 mld. dol. A sam handel bronią przynosi zyski szacowane na ok. 100 mld dolarów!
Gorbaczow bynajmniej nie jest odosobniony. Papież Franciszek mówi o trzeciej wojnie światowej „w kawałkach”. Współtwórca Microsoftu Bill Gates akcentował w trakcie Międzyna – rodowej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w lutym br., iż należy się przygotować na to, że stworzony przez naturę lub terrorystów patogen może zabić w nieodległej perspektywie ponad 30 mln ludzi w mniej niż rok. Na szczęście nie są to zagrożenia nieuchronne. Liczne traktaty o ograniczeniach broni masowego rażenia, w tym zbrojeń strategicznych, również o ich redukcji (m.in. kolejne układy SALT i START) , a także mechanizmach kontroli wciąż obowiązują i powinny nadal być przestrzegane. „Będąc trzeźwym jak sędzia” (aby przywołać angielskie powiedzenie) wiadomo ,iż ani Rosja nie zaatakuje członków NATO, ani Sojusz nie napadnie na Rosję. Oba główne mocarstwa nuklearne – Stany Zjednoczone i Rosja – przez 24 godziny na dobę utrzymują w pełnej gotowości samoloty i okręty podwodne z bronią jądrową na pokładzie, aby w razie ewentualnego ataku przeciwnika natychmiast móc odpowiedzieć. Ze względu na tę możliwość „drugiego uderzenia” obie strony zdają sobie w pełni sprawę, iż w takim starciu nie byłoby zwycięzców, tylko wzajemne unicestwienie. I właśnie owa „równowaga strachu” pozwala też powstrzymać zakusy rozpętania III wojny światowej. Jak dotąd skutecznie.
Prof. Michał Kleiber uważa, że „prawdopodobieństwo wojny nuklearnej jest zbyt duże, żeby się jej nie bać”. Z pewnością niestety nie równa się ono zeru, stąd nie może być zupełnie lekceważone, ale wydaje się, iż na szczęście nie jest to sytuacja porównywalna w jakimkolwiek stopniu np. z kryzysem karaibskim 1962 r., gdy ZSRR rozmieścił broń atomową na Kubie. Jestem więc zdecydowanie większym optymistą pod tym względem, przy czym pamiętać należy o możliwych zagrożeniach spowodowanych choćby wypadkami lub błędami, np. przy transporcie głowic atomowych lub w funkcjonowaniu systemów komputerowych.
Co do kryzysu na Półwyspie Koreańskim i nowych prób nuklearnych KRLD (to już trzecie pokolenie przywódców tego kraju kontynuuje taką politykę) oraz nie wchodząc w to skąd władze w Pjongjangu miały dostęp do nowoczesnych silników umożliwiających wystrzeliwanie pocisków balistycznych o teoretycznie międzykontynentalnym zasięgu (z Ukrainy, czy innego źródła?), to decyzja Kim Dzong Una o próbie ataku na Guam, Hawaje lub Alaskę oznaczałaby dlań polityczne samobójstwo. Jest to więc – jak mawiają szachiści – „groźba silniejsza od ruchu”. Ostatnio prof. Bronisław Łagowski pisał w „Przeglądzie”, iż z powodu Trumpa w Stanach Zjednoczonych „ujawniła się partia wojny z siłą i otwartością, jakiej prawie nie widziało się w czasach zimnej wojny”. Ale w tym przypadku zarówno stanowczość prezydenta USA, jak i powściągliwość Chin odgrywają pozytywną rolę. Zarazem we wtorek prezydent Korei Płd. Moon Jae-in ostrzegł Stany Zjednoczone przed podejmowaniem jednostronnej akcji wojskowej wymierzonej w instalacje nuklearne Północy.
W historii paradoksalnie bodaj częściej pisano o wojnach niż o pokoju. Klasykami w tej dziedzinie stali się m.in.: Sun Zi – jeden z największych myślicieli Dalekiego Wschodu, chiński filozof i generał, autor najstarszego na świecie podręcznika sztuki wojennej, a w kręgu europejskim – Tukidydes z Aten ze swym opus magnum „Wojna peloponeska” oraz, nieco odeń starszy, Herodot, opisujący w 9 księgach wojny perskie. Do dziś powszechnie znana jest fraza Wegecjusza – pisarza i historyka rzymskiego (z IV w. n.e.): „Si vis pacem, para bellum” („Jeśli chcesz pokoju przygotowuj się do wojny”).Wydaje się jednak, że obecnie należy ją zakwestionować-pragnienie pokoju wymaga bowiem przygotowania się do pokoju i to w różnych sferach, np. edukacji i kultury. Z kolei Holender Hugo Grocjusz ,uważany za ojca prawa międzynarodowego, to twórca ważnej pracy: „O prawie wojny i pokoju”. Zaś Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz, autor podstawowego dzieła „O wojnie” – zmarły we Wrocławiu pruski teoretyk wojny i generał – ukuł dwa słynne powiedzenia, które dziś jawią się jako co najmniej kontrowersyjne. „Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami” oraz „pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami”. O ile to pierwsze wciąż jest w dużym stopniu prawdziwe, to jeśli chodzi o drugie, należy czynić wszystko, aby zupełnie straciło aktualność.
Dużą rolę w upowszechnianiu kultury pokoju odgrywały pokojowe Nagrody Nobla, przyznawane przez Komitet powoływany przez Storting, czyli parlament norweski. Po raz pierwszy w 1901 r. otrzymali ją: Francuz Frédéric Passy, jeden z organizatorów Światowego Kongresu Pokoju oraz Szwajcar Henri Jean Dumont – założyciel Czerwonego Krzyża i inicjator Konwencji Genewskiej. Przez następne ponad sto lat uhonorowano nią: wybitnych działaczy społecznych (np. Matka Teresa z Kalkuty, Albert Schweitzer i Fridtjof Nansen), uczonych (np. Linus Pauling, który dostał także Nobla w dziedzinie chemii),niektóre organizacje pozarządowe i instytucje międzynarodowe (np. Urząd Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców, Lekarze bez Granic, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, UNICEF i sama ONZ), działaczy politycznych walczących o prawa człowieka (np. Nelson Mandela, Martin Luther King, Lech Wałęsa i Andriej Sacharow), a także polityków par excellence (np. Theodore Roosevelt, Woodrow Wilson, Michaił Gorbaczow, Jasir Arafat, Szimon Peres, Icchak Rabin) .W tej ostatniej kategorii mieści się ostatnia nagroda – za 2016 r., którą otrzymał Juan Manuel Santos – prezydent Kolumbii – za porozumienie pokojowe kończące trwającą pół wieku wojnę domową w tym kraju. Niektóre wyróżnienia budziły kontrowersje, np. dla Baracka Obamy w 2009 r. „za wysiłki w celu ograniczenia światowych arsenałów nuklearnych oraz pracę na rzecz pokoju na świecie”, ponieważ funkcję prezydenta sprawował dopiero przez kilka miesięcy.
Zapewnianie pokoju na szczeblu lokalnym, regionalnym i światowym wiąże się często z koniecznością rozwiązywania problemów globalnych, jak choćby głodu, ubóstwa, czy nieposzanowania praw mniejszości, zwłaszcza narodowych i religijnych. Wymaga to współpracy wszystkich państw (głównie mocarstw światowych-USA, Rosji, Chin, Indii, ale i regionalnych (Japonii, Turcji, czy RPA),a także instytucji i organizacji międzynarodowych (szczególnie ONZ i jej 18 organizacji wyspecjalizowanych, Unii Europejskiej oraz Unii Afrykańskiej). Ponadto niezwykle ważny jest stały dialog w różnych dziedzinach, a nie konfrontacja, czy „zderzenie cywilizacji”, by użyć pojęcia wprowadzonego przez Samuela Huntingtona.
W obliczu rozmaitych zagrożeń istniejących w XXI stuleciu ma sens mówienie o wadze swoistego imperatywu pokoju. Bowiem jak pięknie mawiał Martin Luther King: „nie ma drogi do pokoju; pokój jest drogą”.

trybuna.info

Poprzedni

Non possumus (3)

Następny

USA zdelegalizują Antifę?