Odsunięty od władzy długoletni prezydent Zimbabwe Robert Mugabe będzie otrzymywał dożywotnie wynagrodzenie. Ponadto dzień jego urodzin przypadający na 21 lutego ma być obchodzony jako święto narodowe.
Brytyjski dziennik Guardian podał informację jakoby Mugabe miał otrzymywać dożywotnią pensję w wysokości 150 tys. dolarów miesięcznie. Ambasador Zimbabwe w Moskwie Mike Sango skorygował to doniesienie prostując, że wynagrodzenie dla byłego prezydenta będzie owszem wynosić 150 tys. dolarów, lecz nie miesięcznie a rocznie. – To nie jest informacja tylko spekulacja – mówił ambasador na antenie radia Goworit Moskwa. Przyznanie dożywotniej pensji było jednym z punktów porozumienia między prezydentem i działającą do tej pory pod jego kierownictwem rządzącą partią ZANU-PF mającym doprowadzić do jego dobrowolnej rezygnacji. Według niepotwierdzonych informacji Mugabe w zamian za dobrowolne zrzeczenie się funkcji prezydenta miał otrzymać kwoty liczone w milionach dolarów. Drugim warunkiem była zagwarantowanie tego, że ani on ani jego żona Grace Mugabe nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Ciążą nad nimi m.in. zarzuty sprzeniewierzenia środków publicznych na cele prywatne.
Jednym z pośredników w negocjacjach był jezuicki ksiądz i bliski przyjaciel Mugabego Fidelis Mukonori. Według jego relacji Mugabe przyjął poczynione ustalenia ze spokojem odczuwając je jak ulgę a nie jak krzywdę. – Kiedy już złożył swój podpis twarz mu się rozjaśniła, nie było widać żadnych łez – relacjonuje Mukonori. Jego zdaniem, Mugabego ostatecznie złamał widok wielotysięcznych demonstracji domagających się jego ustąpienia. Mając zapewnione stałe dochody i gwarancję spokojnego życia Robert Mugabe ma zamiar osiedlić się na wsi i uprawiać ziemię. Tak przynajmniej twierdzi jego krewny Leo Mugabe. Jak mówił w rozmowie z agencją AFP, były prezydent „z niecierpliwością oczekuje swojego nowego życia, zajęcia się rolnictwem i zamieszkania w wiejskim domu”. Będącą cały czas z nim jego żona ma natomiast zamiar poświęcić się utworzeniu uniwersytetu imienia swojego męża. Grace Mugabe oświadczyła, że „jest świadoma” swej roli w ostatnich wydarzeniach, jednak nie uważa, że to ona jest wszystkiemu winna.
Dokładnie w dniu, kiedy swój urząd objął nowy prezydent Emmerson Mnangagwa, którego niedawne usunięcie ze stanowiska wiceprezydenta wywołało ostry kryzys polityczny, w oficjalnym dzienniku urzędowym ukazała się informacja o tym, że dzień urodzin Roberta Mugabe staje się świętem narodowym. Według BBC rząd debatował nad tą decyzją już od sierpnia, przy czym na jej rzecz intensywny lobing uprawiało młodzieżowe skrzydło ZANU-PF. Decyzja ta może dziwić zagranicznych komentatorów, którzy sytuację w Zimbabwe – i nie tylko tam – umieją dostrzegać jedynie w czarno-białych barwach widząc w byłym prezydencie tylko dyktatora i satrapę, który swoją nieodpowiedzialną polityką doprowadził kraj do ruiny. Jest to jednak tylko część prawdy bowiem wielu ludzi w Zimbabwe i innych krajach Afryki uważa go za bohatera i przywódcę walki o wyzwolenie spod rasistowskiego reżimu rodezyjskaich białych osadników. Dał temu wyraz m.in. prezydent Gwinei i zarazem przewodniczący Unii Afrykańskiej Alpha Condé nazywając Mugabego afrykańskim bohaterem, wielkim bojownikiem, którego imię nigdy nie zostanie zapomniane. W swoim oświadczeniu zwrócił też uwagę na to, że Mugabe zmuszony był opuścić urząd „wychodząc tylnymi drzwiami”. Istotnie, jak by krytycznie nie oceniać jego rządów, to jednak został on pozbawiony władzy w wyniku niekonstytucyjnego przewrotu a nie demokratycznych wyborów, co w swoich komentarzach skrzętnie pomijają światowi politycy i dziennikarze.