Dyktator Gambii przez 22 lata, Yahya Jammeh odleciał spokojnie na wygnanie, a wtedy przedstawiciele nowego prezydenta, Adamy Barrowa odkryli, że razem z Jammehem zniknęło ze skarbu państwa niemal 500 mln dalasi, czyli ponad 11 mln dolarów.
W biednym kraiku, jakim jest Gambia ok. 200 mln dalasi starcza na płace pracowników służby publicznej. Jammeh mógł odlecieć nie niepokojony, bowiem takie rozwiązanie przewidziała rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, która była dużo łagodniejsza dla dyktatora, niż projekt przedłożony przez Wspólnotę Gospodarczą Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS). Jammeha nikt więc nie rozliczy za mordy na przeciwnikach politycznych, grabieże, prześladowania wrogów prawdziwych i urojonych, biedę tych którzy musieli porzucić domy i udać się na emigrację.
Nie wszystko, co Jammeh planował udało się ukraść. Na lotnisku w Banjulu zostało 10 pojazdów przygotowanych do wywozu. W poprzednich dniach na pokładzie samolotu transportowego z Czadu odlecieć miały 3 luksusowe samochody – 2 rolls-royce i bentley wiele innych cennych rzeczy.
Z Senegalu po ucieczce Jammeha powróciło kilkadziesiąt tysięcy Gambijczyków, którzy zbiegli, obawiając się, że zostaną ofiarami walk, jakie w kraju mogły wybuchnąć.
Sam Adama Barrow, zaprzysiężony na prezydenta w ambasadzie Gambii w Dakarze, nadal przebywa w Senegalu, aż korpus ekspedycyjny ECOWASU, który wjechał do Banjulu, da mu znać, że w kraju jest bezpiecznie.
Jammeh ma znajdować się w Gwinei Równikowej, gdzie od 30 lat rządzi Teodoro Obiang Nguema. Przypuszcza się, że wcześniej „zgromadzony” kapitał zainwestował w miejscowym interesie.