7 listopada 2024

loader

Nie ma co miło wspominać. Wywiad z Bogusławem Liberadzkim

fot. liberadzki - facebook

O mijającym roku, perturbacjach politycznych i wojennych, opowiada europoseł Lewicy, Bogusław Liberadzki w rozmowie z Trybuną. 

Spotykamy się, bo znowu kończy się rok. Czy pana zdaniem spełniły się te wszystkie życzenia, które składaliśmy sobie u jego progu? Jaki był ten nasz 2022?

Bardzo trudny, w każdym razie daleko nie taki, jakiego sobie życzyliśmy. Mówiąc „MY” mam na myśli nas, jako ogół Polaków, społeczeństwo. W wymiarze indywidualnym – poszczególnych osób i rodzin – na pewno niejednokrotnie był to rok bardzo udany, szczęśliwy. Natomiast w wymiarze społecznym, państwowym, było, co tu dużo mówić, różnie. Mam na myśli kosztowne konflikty z instytucjami wspólnotowymi, państwami ościennymi oraz sytuację geopolityczną.

Myśli pan o wojnie w Ukrainie?

Też. Pozwoli pan, że rozpocznę jednak od osobistego akcentu. Otóż dla mnie już początek tego roku był smutny. Zmarł bowiem mój przyjaciel, Przewodniczący Parlamentu Europejskiego David Sassoli. Przez dwie kadencje pracowaliśmy razem w prezydium PE, Grupie S&D oraz Komisji Transportu i Turystyki. David był nie tylko bardzo kompetentnym politykiem, ale też niezwykle ujmującym człowiekiem. Był przyjacielem Polski i polskiej lewicy. Ale ma pan rację, wydarzeniem o znaczeniu globalnym była i ciągle niestety jest, agresja Rosji na Ukrainę. Poświęciliśmy temu dużo uwagi na forum Grupy S&D w Parlamencie Europejskim.

O znaczeniu globalnym? Wojna nie wylewa się przecież poza granice Ukrainy. 

Ale jej skutki są globalne dla światowej polityki. Widzieliśmy to na przykładzie ostatniego szczytu G-20 na Bali, gdzie stanowiła oś dyskusji zarówno wielostronnych, jak i dwustronnych. Zwłaszcza, że w tym czasie, 15 listopada, spadła na Polskę rakieta, zabijając dwóch naszych obywateli.

Ta wojna, choć lokalna, ma wymiar globalny także ze względu na skalę pomocy, jakiej NATO i Stany Zjednoczone udzielają Ukrainie. Trzeba zaznaczyć, że duży udział w tej pomocy – materialnej i militarnej – ma Polska. No i nie sposób nie pamiętać o milionach Ukraińców, którzy wyemigrowali w świat. Licznie przewinęli się także przez polskie domy znajdując tu schronienie przed wojną, wytchnienie i spokojne noce bez bombardowań. To ogromny, spontaniczny odruch serca Polaków, który wywołał podziw całego świata. Niestety wojna nie zmierza do końca, przeciwnie, Rosja niszczy ukraińskie elektrownie, elektrociepłownie, infrastrukturę krytyczną licząc na to, że reszty dopełni zima. Moim zdaniem przeliczy się, bowiem świat zachodni – Unia Europejska i USA – są zdeterminowani, żeby obronić Ukrainę. To nie są bowiem czasy Piotra Wielkiego ani Katarzyny Wielkiej, kiedy Rosja sięgała po co chciała, a świat był bezradny. 

Jednak wojna kładzie się cieniem także na Polsce. Prawie 20 proc. inflacja jest tego wymownym znakiem.

Inflacja, w konsekwencji drożyzna w zgodnej opinii ekspertów nie jest jedynie „zasługą” wojny Putina. W znacznej części tak, ale swoje dołożył także rząd PiS i NBP. Jedni rozsypując pieniądze pod każdym dogodnym pretekstem, byle tylko zaskarbić sobie wdzięczność wyborców, drudzy zwlekając z podejmowaniem zdecydowanych działań, dających nadzieję na wyhamowanie wzrostu inflacji. 

Rząd i tym razem, mówiąc potocznie, zawalił i nie przygotował należycie państwa do tego, co miało się wydarzyć w Ukrainie, a o czym został wcześniej poinformowany. Przecież w pierwszych tygodniach jedynie wielki, niespodziewany, szeroki odzew Polaków, którzy z własnej woli, we współpracy z samorządami, przyjęli potężną falę uchodźców spowodował, że ona nie zalała nas w sposób chaotyczny, niekontrolowany. 

Potem, w miarę upływu czasu rzeczywiście skutki wojny zaczęły odciskać swe mocne piętno na całym naszym życiu. Tematem stał się brak węgla. Okazało się, że rząd bardzo uzależnił naszą energetykę od dostaw rosyjskiego węgla, a kwietniu zakazał jego importu, znacznie wcześniej niż Unia. Zrujnowało to wszelkie bilanse energetyczne! Widmo zimna zajrzało w oczy milionom gospodarstw domowych, które ogrzewają się korzystając z węgla. Domowym budżetom zagroziło i nadal grozi widmo drożyzny i biedy. Bankructwa małych firm, często rodzinnych – liczone są w setkach tysięcy. Niestety nic nie zapowiada zmiany na lepsze. Już zaczęły się zwolnienia w dużych przedsiębiorstwach. 

To nie są jednak dolegliwości, które dotykają tylko Polskę. Wszędzie zrobiło się drogo. Może więc zawiesić na jakiś czas program Green Deal czy Fit for 55?

Fit for 55 przyniesie pozytywne skutki dla gospodarki w dłuższej perspektywie czasu. Wbrew temu, co się mówi, przyczyna wzrostu cen prądu nie leży w polityce klimatycznej UE. Słyszymy tę sugestię nieustannie, co nie znaczy, że staje się ona przez to prawdą. Na cenę energii mają wpływ w głównej mierze marże narzucone klientom przez producentów energii: elektrownie i organizacje je skupiające. Wynoszą 41 proc. (!) ceny końcowej. Unia nie ma z nimi nic wspólnego. 

Koszty generowane przez Unię stanowią tylko 21 proc. Co więcej, pieniądze z handlu emisjami, który Polska praktykuje, pozostają w kraju sprzedającym i powinny być przeznaczone na wychodzenie z energetyki „brudnej” na rzecz „zielonej”. Tylko w ubiegłym roku rząd zarobił na tym 30 mld. zł. Warto zapytać, ile za to powstało nowych farm wiatrowych lub innych źródeł energii elektrycznej niekorzystających z węgla? Im więcej „zielonej” energii, tym niższe jej ceny. Zielony Ład w Europie ma uniezależniać nas od ropy i gazu z Rosji.

A co z naszą suwerennością? W każdy weekend możemy usłyszeć, że Niemcy chcą nas wziąć pod swój but. 

Mówi pan o toczącej się dyskusji wokół dalszej integracji UE? Rzeczywiście podejście polskich władz do tego problemu było i jest specyficzne. Najczęściej stawia się tu znak równości: integracja europejska równa się utrata suwerenności i tożsamości, a to jest błąd! Idea zintegrowanej Europy pojawia się od dawna.

Rzecz nie jest jednak taka prosta, jak ją malują, co znalazło odbicie w Traktacie Lizbońskim, który podpisał prezydent Lech Kaczyński, a premierem był wtedy Jarosław Kaczyński. Państwa mają różne interesy, poglądy i sympatie. Znalezienie konsensusu w najważniejszych sprawach nie jest łatwe. Jednak to się zmienia, powiedziałbym nawet, że będzie musiało się zmieniać, gdyż świat nie stoi w miejscu. Sytuacja międzynarodowa, wydarzenia polityczne, postęp naukowy, globalne interesy wirują w zawrotnym tempie. Coraz częściej trzeba reagować i działać wspólnie. Jeszcze niedawno nikt nie spodziewał się, ba – nikt nawet nie pomyślał, że takim katalizatorem zmuszającym do wspólnego działania będzie pandemia COVID-19. To nieszczęście, które dotknęło wszystkich bez wyjątku, zmusiło państwa Unii, działające na początku pandemii w sposób rozproszony i wzajemnie niekorzystny, do działania wspólnego, skoordynowanego i kierowanego z jednego ośrodka. UE jest także wspólnotą wartości, ostoją solidarności i obrońcą pokoju.

A jak konflikty w obozie rządzącym wpływają na nasze członkostwo w UE?

Wewnętrzna wojna w Zjednoczonej Prawicy po raz pierwszy tak realnie zagroziła przyszłości całego kraju. Obóz rządzący, który w sposób oczywisty wielokrotnie złamała konstytucję wprowadzając swoją niezwykle upolitycznioną i – jeśli można użyć takiego sformułowania – oddemokratyzowaną reformę sądownictwa, gotowy jest poświęcić dobro kraju i milionów obywateli tylko dlatego, żeby obronić swój, sobie podporządkowany wymiar sprawiedliwości. Orzeczenie TK otwiera drzwi do Polexitu. Jeśli Polska nie uznaje europejskiego porządku prawnego, to znaczy wypisuje się z niego! Wypisuje się ze wspólnej Europy!

Czy 18 lat po gromkim na całą Polskę „Witaj Unio” usłyszymy „Żegnaj Unio”?

Mam wielką nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie, że przeciwnicy Unii poniosą porażkę, że praworządność jest dla Polaków ważną wartością. Wyjście z Unii oznacza przecież dla wszystkich nas, a więc także dla mieszkańców woj. zachodniopomorskiego, dla tutejszego wspaniale rozwiniętego rolnictwa, czy przemysłu turystycznego, wpierw marazm, a potem biedę. Zamkną się zachodnie rynki zbytu, skończy się europejska kooperacja, skończą się możliwości kształcenia dzieci na europejskich uniwersytetach, nie przyjadą turyści z Zachodu. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć! Wierzę, że do tego nie dojdzie, że 80 proc. Polaków deklarujących przywiązanie do Unii zrobi, co do nich należy, że obronią swój byt, los swoich dzieci i wnuków, że nie zamkną ponownie Polski na wschodzie Europy. 

I tego nam życzę przede wszystkim. Ale także tego, co może bardziej przyziemne, ale przecież ważne: uspokojenia na rynku, spadku cen, normalizacji na rynku energetycznym, która znów pozwoli na rozwój przedsiębiorczości i godne życie. No, a wszystkim Państwu życzę zdrowia i spokoju. Oby rok 2023 był lepszy od mijającego!

Redakcja

Poprzedni

Nianiom już dziękujemy

Następny

Elektryki miażdżą