Nie jest przesądzone, że Rosjanie definitywnie wycofają się z umowy zbożowej; przedstawione deklaracje to element presji na kraje zachodnie, by poluzowały sankcje – uważa kierownik programu Europa Wschodnia w PISM Daniel Szeligowski.
W poniedziałek Kreml oznajmił, że tego dnia przestała obowiązywać umowa o eksporcie zboża ukraińskiego przez Morze Czarne i że Rosja wstrzymała swój udział w porozumieniu. Umowa została zawarta w lipcu 2022 roku przez Ukrainę, Rosję, Turcję i ONZ. Porozumienie było już kilkakrotnie przedłużane; po ostatnim takim przedłużeniu terminem wygaśnięcia umowy był 17 lipca.
Szeligowski podkreślił w rozmowie z PAP, że Rosjanie od początku postrzegali umowę zbożową w kontekście toczącej się wojny w Ukrainie jako element nacisku – i na Ukrainę, i na państwa zachodnie, a także „instrument mający zmusić je do ustępstw, a finalnie – do przyjęcia rosyjskich warunków potencjalnego pokoju”.
„Chodzi o wywarcie wpływu na państwa Zachodu, zwłaszcza w tym kontekście, że pojawiają się wypowiedzi ze strony unijnej o możliwym poluzowaniu reżimu sankcyjnego na Rosję. Więc strona rosyjska te sygnały wysyłane przez UE dostrzega i interpretuje je jednoznacznie jako słabość UE, jako możliwość, by zrobić pewien wyłom w tych sankcjach” – podkreślił.
Wskazał, że na początku umowa zbożowa służyła stronie rosyjskiej też do tego, by potencjalnie wywołać kryzys żywnościowy w państwach Afryki. „Potencjalnie, bo te państwa też dosyć szybko uporały się z dywersyfikowaniem importu. Więc w tym momencie kwestia umowy zbożowej nie ma już takiego wpływu na sytuację dostaw żywności jak rok temu. Może mieć natomiast krótkoterminowo wpływ na ceny żywności na rynkach i ten wzrost cen – zwłaszcza pszenicy – widzimy dzisiaj na rynkach międzynarodowych” – zauważył ekspert.
Według niego, „w tej chwili Rosji chodzi przede wszystkim wywieranie presji na Zachód”. „Natomiast czy to się uda jest pod znakiem zapytania, bo jednostronne wycofanie się Rosji to tylko element szerszej układanki” – zaznaczył Szeligowski.
Zdaniem eksperta PISM to jednostronne wycofanie się Rosji nie oznacza jeszcze, że na pewno dojdzie do przerwania szlaku na Morzu Czarnym.
„Jeśli będzie wola Zachodu i Turcji do tego, by zapewnić bezpieczeństwo tego szlaku handlowego, to myślę, że Rosjanie nie znajdą w sobie na tyle odwagi, by atakować komercyjne statki płynące przez Morze Czarne ze zbożem dla choćby państw afrykańskich. To byłoby duże ryzyko – zwłaszcza, że w rosyjskim interesie jest, żeby te państwa były co najmniej neutralne wobec Rosji na arenie międzynarodowej i w ONZ” – zaznaczył.
Rosjanie – dodał – „okresowo starają się podbijać stawkę i domagać się kolejnych ustępstw od Zachodu”. „Choćby komentarze rzeczniczki rosyjskiego MSZ Marii Zacharowej świadczą o tym, że to są ciągle negocjacje z Zachodem. To kontynuacja dotychczasowej polityki, nic zaskakującego” – stwierdził eskpert.
Według niego rolą społeczności międzynarodowej jest wywieranie presji na Rosję, by powróciła do umowy.
„Druga możliwość to pomoc Ukrainie w eksporcie zboża drogą lądową, na przykład do portów nad Morzem Śródziemnym lub Bałtyckim i w ten sposób omijanie blokady Morza Czarnego, a także pokrycie kosztów tego przedsięwzięcia – przygotowania infrastruktury, ubezpieczenia” – powiedział Szeligowski.
W poniedziałek prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że nadal „wierzy, że Władimir Putin chce kontynuacji umowy zbożowej”.
Zboże przewiezione z Ukrainy utworzonym umową korytarzem morskim trafiło do Europy (40 proc.), Azji (30 proc.), Turcji (13 proc.), Afryki (12 proc.) oraz na Bliski Wschód (5 proc.).
Pierwszy statek – płynący pod banderą Sierra Leone – wypłynął z portu w Odessie w sierpniu 2022 roku i przetransportował do Libanu 26 tys. ton kukurydzy. W niedzielę, również z Odessy, wypłynął w ramach umowy ostatni statek.
Turecka agencja Anatolia przypomina, że tureckie władze regularnie angażowały się w wysiłki mające podtrzymać obowiązywanie umowy zbożowej, a w ostatnim czasie Erdogan przeprowadził rozmowy telefoniczne z prezydentami Rosji i Ukrainy
DT/PAP