Rodt no – Flickr
Norweska polityka nie należy do najbardziej chwytliwych tematów w Polsce. Tamtejsza scena polityczna od kilkudziesięciu lat zabetonowana jest przez kilka głównych ugrupowań. Od 2007 roku, największej lewicowej partii – Arbeiderpartiet (Ap) – rośnie jednak poważna konkurencja. Mowa o Rødt – stronnictwu odwołującemu się w swoim programie do wizji społeczeństwa bezklasowego spisanej przez Karola Marksa.
W marcu 2007 roku doszło do połączenia dwóch, istniejących od lat 70. XX wieku partii socjalistycznych. Podczas oficjalnej konwencji, liderzy Czerwonej Akcji Wyborczej (RV) i Robotniczej Partii Komunistycznej (AKP) podpisali porozumienie, powołujące do życia nowe ugrupowanie – Rødt. Na pierwszego przewodniczącego wybrano Torsteina Dahle – ekonomistę związanego z Uniwersytetem w Bergen.
Pomimo swojego wieloletniego doświadczenia w organizacji ruchów lewicowych (Dahle od lat 60. działał w maoistycznych grupach, które później przekształciły się w AKP), na nowe władze Czerwonych wylała się spora krytyka. O liderze partii stało się głośno głównie za sprawą wywiadu, który udzielił na krótko po objęciu posady. Wbrew narracji budowanej przez resztę stron norweskiej sceny politycznej, Dahle stwierdził, że talibowie w Afganistanie mają pełne prawo walczyć z wojskami Norwegii, gdyż to właśnie państwo ze stolicą w Oslo jest w tym konflikcie agresorem.
Dahle został zastąpiony w 2010 roku – na jego miejsce, wybrano Turid Thomassen, jednakże jej deklaracje o wniesieniu świeżości do struktur partii nie miały odniesienia w rzeczywistości. Podczas wyborów lokalnych z 2011, Rødt nie utrzymało dwuprocentowego poparcia z roku 2009, co spowodowało spore turbulencje wewnątrz ugrupowania. Czerwonym na pewno nie pomagała pozycja, w jakiej się wówczas znajdowali.
Norwegią rządziła bowiem koalicja socjaldemokratów, środowisk zielonych i innych partii socjalistycznych, takich jak Sosialistisk Venstreparti (SV). Rødt stanowiło wówczas opozycję pozaparlamentarną, a mainstreamowe media niekoniecznie chciały dawać platformę radykalnym stwierdzeniom, które nieustannie puszczali na wiatr członkowie Czerwonych.
Bjørnar Moxnes i pierwsze sukcesy
W 2012 roku, pieczę nad partią przekazano Bjørnarowi Moxnesowi – liczącemu wówczas 31 lat działaczowi związanemu ze środowiskami młodzieżowymi i studenckimi. Choć decyzja nie przełożyła się na żaden gwałtowny wzrost poparcia, to znana młodym Norwegom twarz pozwoliła wprowadzić Rødt do mainstreamu. Najważniejsze stanowiska w partii Moxnes obsadził ludźmi w swoim wieku. Na stanowisko sekretarza wybrana została Marie Sneve Martinussen – to właśnie m.in. dzięki jej inicjatywom Czerwoni zaczęli rosnąć w siłę.
Jedną z ważniejszych inicjatyw przygotowanych przez administrację Moxnesa i Martinussen była organizacja festiwalu Popvenstre. Wydarzenie z pogranicza kultury i polityki zostało dosyć dobrze rozreklamowane, dzięki czemu o Rødt dowiedziało się więcej ludzi spoza “lewicowej bańki”. Sukces wśród bardziej tradycyjnego elektoratu – klasy pracowniczej – zagwarantowała promocja eventu w gazecie Klassekampen (pol. Walka Klas) – największym robotniczym medium w Norwegii.
Popvenstre i podobne inicjatywy nie wszystkich jednak przekonywały. Nieco bardziej ambitni działacze Rødt, zarzucali władzom partii ociąganie się i brak konkretnych propozycji dla nowych wyborców. Problem leżał jednak dużo głębiej, niż z początku mogło się wydawać. Choć po wejściu do parlamentu w roku 2017, Moxnes (jedyny przedstawiciel Czerwonych w Stortingu) rzeczywiście coraz częściej bywał zapraszany do liberalnych, prawicowych i socjaldemokratycznych mediów, to wciąż trudno było mu pozyskać nowych, potencjalnych wyborców.
Nowa stara lewica
Jak wskazuje Nassreddin Taibi z Europe Elects – szansa na wzrost poparcia w końcu przyszła z zewnątrz. Czerwonym znacznie pomaga kryzys z jakim zmaga się Arbeiderpartiet. Socjaldemokraci znajdują się bowiem w podobnym potrzasku, co brytyjska Partia Pracy. Dwie, równoznaczne flanki – prorynkowa i bardziej lewicowa stale walczą pomiędzy sobą, co nie tylko odpycha wyborców, ale również wieloletnich członków Ap.
Aby nadać tej sprawie szerszego, europejskiego kontekstu, warto przyjrzeć się podobnym zmianom w poparciu dla lewicowych partii na Starym Kontynecie. Rødt dla Arbeiderpartiet jest mniej więcej tym, czym dla SLD była w 2015 roku Lewica Razem oraz tym, co w Syrizie widział PASOK. Kryzys światopoglądowy sił partii centrolewicowych poskutkował głównie wzrostem poparcia dla sił skrajnie prawicowych i populistycznych. To zjawisko, na zachodzie zwane Pasokifikacją, w Norwegii poskutkowało głównie wzrostem poparcia dla lewicy radykalniejszej w swoim przekazie, bez jednoczesnego podkręcania wyników prawej stronie sceny politycznej.
Wyniki sondażowe Rødt stale rosną. Z poparcia na poziomie 2-4 proc. udało im się dobić do 7,5 proc. głosów. To naprawdę sporo, zważając na fakt jak wieloletnią tradycją stało się w Norwegii głosowanie na partie głośnego nurtu. Badanie ośrodka Kantar przeprowadzone w dniach 2-6 sierpnia 2021, umieściło Czerwonych na wysokim, szóstym miejscu, zaraz za Sosialistisk Venstreparti.
Gdyby do wyborów doszło dziś, Czerwoni mogliby liczyć na podobny wynik, co obecne pod niezmienioną nazwą od lat 70. SV. Rødt od dawna staje w kontrze do Sosialistisk Venstreparti, krytykując działaczy tej partii za wspieranie budowy odwiertów naftowych na morzu Barentsa i bezrefleksyjne wspieranie wojsk NATO podczas wojny w Libii. Nie zanosi się zatem na to, by Czerwoni mogli wejść w koalicję z Ap i SV po wyborach do Sortingu – a te odbędą się już 13 września bieżącego roku.
To, że Rødt zwiększy swoje poparcie jest praktycznie pewne. Trwający przez ostatnie miesiące boost popularności tego ugrupowania, przy jednoczesnym braku chęci wchodzenia w koalicję rządową po wyborach, zdaje się dobrze rokować na przyszłość. Analizując zmiany poparcia pomiędzy Czerwonymi, a Arbeiderpartiet każą sądzić, że wyborcy odchodzący od socjaldemokratów szukają przede wszystkim silnej parlamentarnej lewicy walczącej o prawa pracownicze korzystając z wysoko rozwiniętej w Norwegii kultury konsensusu parlamentarnego. Wchodzenie w rząd z ugodowym Ap jest zatem dla ekipy Bjørnara Moxnesa wysoko nieopłacalne.