Być może ludność Jemenu dostanie szansę ma ustanie wojny domowej, ciągnącej się już od dłuższego czasu, ale coraz krwawszej od marca zeszłego roku. W każdym razie wysłannik ONZ do Jemenu przekazal, że wszystkie strony konfliktu zgodziły się na wdrożenie – począwszy od 19 października o godz. 23.59 – 72-godzinnego rozejmu z możliwością jego przedłużenia.
Z kolei Abdul Malik al-Mechlafi, minister spraw zagranicznych uznanego międzynarodowo rządu prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego, poinformował, że prezydent zgodził się na rozejm, jeśli druga strona go zachowa, zaprzestanie oblężenia miasta Taiz i wznowi prace komisja wojskowa (DCC), do której należy nadzorowanie rozejmu.
Wojna jemeńska to co najmniej 6900 zabitych – tych których policzono – i ok. 3 mln osób, co straciły dach nad głową. Jest to wojna religijna, polityczna i plemienna. Znaczną część kraju, łącznie ze stolicą Saną, opanował szyicki ruch Hutich wspierany wszechstronnie przez Iran. Oraz przez stronników obalonego w 2011 r. prezydenta Alego Abd Allaha Salaha, któlry stracił władzę po 32 latach na skutek miejscowej wersji Wiosny Arabskiej.
Z kolei koalicja sunnicka pod przewodem Arabii Saudyjskiej, wspierana przez Zachód, otwarcie atakuje od marca ub. r. oddziały Hutich z powietrza. Najnowszym tego przejawem było zbombardowanie 8 października w Sanie uczestników pogrzebu ojca jednego z ministrów rządzie Hutich. Zginęło ok. 150 osób, a ponad 500 zostało rannych. Saudyjczycy przyznali się, stwierdzili, że była to pomyłka i wyrazili ubolewanie.
Rząd prezydenta al-Hadiego panuje nad niewielkim obszarem na południu, w tym nad portem Aden. Na wschodzie działają oddziały al-Kaidy i Państwa Islamskiego. Dla uzupełnienia obrazu trzeba dodać, że Jemen to kraj nader górzysty, podzielony między plemiona, które biorą udział w wojnie w zmieniających się konfiguracjach sojuszniczych. W Jemenie każdy mężczyzna ma za pasem kindżał, a na ramieniu broń palną, najchętniej pistolet maszynowy Kałasznikowa. Mężczyzną jest się, gdy ma się lat 12.
Jakaś nadzieje na pokój pojawiła się w kwietniu br., kiedy w Kuwejcie rozpoczęły się pod patronatem ONZ rozmowy o warunkach ogłoszenia rozejmu. Rozmowy dreptały przez 4 miesiące w miejscu, aż w sierpniu szyickie stronnictwa polityczne ogłosiły utworzenie 10-osobowej rady zarządzającej krajem. I rozmowy zostały zerwane.
Wydarzyło się to w chwili, gdy oddziały rządu al-Hadiego podeszły pod Sanę, aby ją odbić – co nie nastąpiło. Wysłannik ONZ oświadczył wtedy, że Huti poważnie naruszyli rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ i ostrzegł przed jakimikolwiek „działaniami jednostronnymi”. Rezolucja wzywała Hutich do wycofania się z obszarów zajętych od 2014 r. i do umożliwienia prawowitemu rządowi podjęcia pracy w Sanie. Co też nie nastąpiło.
ONZ, USA i Wielka Brytania wezwały w niedzielę w Londynie strony konfliktu jemeńskiego do jak najszybszego zawieszenia broni. Wcześniej minister spraw zagranicznych W. Brytanii, Boris Johnson zapowiedział, że przedstawi w RB ONZ projekt rezolucji wzywającej do wznowienia jemeńskich rozmów pokojowych.