8 listopada 2024

loader

Ograniczenia twitterowej dyplomacji

Dokąd zaprowadzi twitterowa dyplomacja prezydenta Donalda Trumpa? Odpowiedzi szukają nie tylko politycy w Europie czy Azji, ale także sami członkowie prezydenckiej administracji.

„Sądząc po ostatnich decyzjach prezydenta Donalda Trumpa, ktoś mógłby pomyśleć: z takimi przyjaciółmi, po co komu przeciwnicy. Mówiąc jednak szczerze, Unia Europejska powinna być wdzięczna. Dzięki niemu pozbyliśmy się wszelkich iluzji. Zdaliśmy sobie sprawę, że jeśli potrzebujemy pomocnej dłoni, znajdziemy ją na końcu naszej ręki” – napisał na Twitterze Donald Tusk, tuż przed rozpoczęciem w Sofii szczytu UE – Zachodnie Bałkany. Swoje zastrzeżenia wobec amerykańskiego prezydenta przewodniczący Rady Europejskiej mógł ogłosić podczas konferencji prasowej czy w specjalnym komunikacie. Wybrał jednak media społecznościowe, wiedząc, że w ten sposób jego słowa trafią bezpośrednio do Trumpa.
Unia Europejska ma uzasadnione powody, aby nie ufać obecnemu gospodarzowi Białego Domu. Większość bowiem decyzji Trumpa, które pośrednio lub bezpośrednio dotyczyły UE, zostało przez niego podjętych bez konsultacji. Tak było z przeniesieniem amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Tak było z wystąpieniem USA z porozumienia z Iranem. Każdy z tych przypadków oznaczał rewolucję w stosunkach międzynarodowych. Każdy z nich też został zakomunikowany przez Trumpa za pośrednictwem Twittera.
Zresztą nie tylko Unia Europejska ma problem z dynamiką zmian zachodzących w amerykańskiej polityce zagranicznej. Chiński prezydent Xi Jinping, którego Trump nazywa swoim przyjacielem, musiał zdziwić się, gdy w kwietniu wyczytał na Twitterze zapowiedź wprowadzenia ceł na chińskie towary. Niemal w tym samym czasie amerykański prezydent w serii tweetów ostrzegł Rosję przed spotkaniem z „ładnymi, nowymi i inteligentnymi pociskami” w Syrii. Z kolei kilka dni temu Trump zaskoczył nawet Pentagon, informując o amerykańskim wsparciu dla chińskiej firmy ZTE, oskarżonej o szpiegostwo gospodarcze.
Niektórzy już określają obecną politykę zagraniczną USA mianem dyplomacji twitterowej. O ile większość polityków na świecie używa mediów społecznościowych do komunikowania się ze swoimi wyborcami, o tyle prezydent Trump wykorzystuje je jako narzędzie dyplomacji bezpośredniej. Dzięki temu udaje mu się ominąć nie tylko Departament Stanu – uznawany przez jego elektorat za symbol biurokratycznego zepsucia – ale także własnych doradców. Twitter zastępuje mu wielogodzinne narady i dyskusje, które – jak sam niegdyś przyznał – wielce go nudzą.
Zdarzało się zatem, że decyzje Trumpa równie mocno zaskakiwały jego zagranicznych partnerów, co najbliższych współpracowników. Tak było m.in. z zerwaniem umowy o wielomiliardowej pomocy militarnej dla Pakistanu, którą Trump ogłosił w Nowy Rok. „Nie mieliśmy przygotowanych żadnych wytycznych, nawet nie zaczęliśmy nad nimi pracować, kiedy prezydent o niej napisał” – przyznał jeden z pracowników Departamentu Stanu. Ktoś złośliwy mógłby więc powiedzieć, że za wieloma poczynaniami Trumpa stoi argumentacja nie przekraczająca 280 znaków – tyle ich bowiem maksymalnie pomieści wpis na Twitterze.
Podobnie jak żywotność pojedynczego tweeta wynosi maksymalnie kilku minut, tak i krótkotrwałe są sukcesy twitterowej dyplomacji. Najlepiej dowodzą tego negocjacje z Koreą Północną, prowadzone przez Trumpa przede wszystkim za pośrednictwem mediów społecznościowych. Zaczęło się od dwustronnych zaczepek i ataków na Twitterze w zeszłym roku. Kiedy wszyscy spodziewali się najgorszego, amerykański prezydent zmienił kurs o 180 stopni i zaczął mówić o osobistym spotkaniu z Kim Dzong-unem. Gdyby rzeczywiście udało mu się doprowadzić do demilitaryzacji Półwyspu Koreańskiego, byłby to niewątpliwie osobisty sukces Trumpa. „Kim zdecydował się poddać w konfrontacji z amerykańską potęgą” – jeszcze kila dni temu mieli przechwalać się doradcy prezydenta USA. Okazuje się jednak, że świat Twittera to jedno, a rzeczywistość to drugie. W tym tygodniu planowanie spotkanie w Singapurze stanęło pod dużym znakiem zapytania, nikt też już nie mówi o możliwym przełomie.
Trzeba przyznać, że w świecie Twittera Trump czuje się doskonale. W końcu jest to przestrzeń, gdzie samouwielbienie i arogancja pomagają zdobyć popularność, a są to cechy, których amerykańskiemu prezydentowi nie brakuje. Jednak internetowa chwała nie trwa długo i trudno ją przekuć na konkretne profity w świecie rzeczywistym. To, co na Twitterze decyduje o sukcesie, czyli szybkość reakcji i celna riposta, w dyplomacji mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
Jako doświadczony biznesmen Donald Trump powinien wiedzieć, że bez odpowiedniego przygotowania żadne negocjacje nie mogą się udać. Ta sama zasada rządzi także światem polityki. Tak było, jest i będzie, bez względu na stopień zaawansowania technologii informatycznych. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę Henry Kissinger, sekretarz stanu w administracjach Richarda Nixona i Geralda Forda, uznawany za głównego architekta amerykańskiej polityki zagranicznej drugiej połowy XX w. Przełomowa wizyta prezydenta Nixona w Chinach w lutym 1972 r., nie doszłaby do skutku, gdyby nie ponad roczne rozmowy Kissingera i jego współpracowników. Trump wydaje się o tym zapominać lub – co gorsza – nie przykładać do tego większej wagi.
Eksperci wciąż głowią się czy prezydent Trump opiera swoją politykę zagraniczną na konkretnych przesłankach, czy po prostu daje się ponieść nastrojowi chwili. W końcu każdy, kto korzysta z Twittera przynajmniej raz zamieścił głupi wpis, którego się później wstydził. Prezydent USA nie jest wyjątkiem, chociaż w jego przypadku każdy tweet posiada potencjał bomby atomowej. Jego słowne przepychanki z Kim Dzong-unem doprowadziły do największego kryzysu na Półwyspie Koreańskim od lat, zaś konsekwencje jednostronnego zerwania umowy z Iranem i przeniesienia amerykańskiej ambasady do Jerozolimy możemy obserwować każdego dnia.
Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że polityka zagraniczna Trumpa nie przyniosła (jeszcze) takich szkód, o jakie oskarżają go jego przeciwnicy. Nie przyniosła jednak niczego dobrego, a to w naszych niespokojnych czasach poważne zaniedbanie, na które jedyne na świecie supermocarstwo nie powinno sobie pozwalać.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Szykuje się zadyma

Następny

Ochojska nie wpuszczona do Sejmu

Zostaw komentarz