Zawieszona od 12 maja w obowiązkach prezydenta Brazylii, Dilma Rousseff podjęła desperacką próbę odwrócenia biegu historii i ocalenia swej prezydenturę wygłaszając w Senacie waleczne przemówienie, w którym toczący się wobec niej proces nazwała zamachem stanu, a jego podjęcie działaniem niesprawiedliwym i samowolnym. Mowę Rousseff transmitowała telewizja.
To senatorzy zdecydują, czy zostanie zdjęta z urzędu i być może głosowanie odbyło się już minionej nocy. Spośród 81 senatorów podobno 59 chce obalenia Rousseff; wystarczą 54 głosy. Jeśli tak się stanie, pełniący obowiązku prezydenta Michel Temer zostanie pełnoprawnym szefem państwa i będzie sprawował urząd do wyborów w 2018 r.
Zarzuty wobec Rousseff są dość lekkiej wagi w porównaniu z zarzutami o korupcję wobec całej wierchuszki polityki brazylijskiej, łącznie z Temerem. Od 12 maja już trzech ministrów w jego rządzie ustąpiło po wytoczeniu przeciw nim oskarżeń o zamieszanie w skandale finansowe. Żadne takie zarzuty nie padły wobec Rousseff; ją oskarża się o to, iż w latach 2014 i 2015 zmieniała budżet państwa bez zgody Kongresu oraz wykorzystała banki państwowe dla zdobywania pieniędzy na finansowanie programów socjalnych, co miało narazić państwo brazylijskie na straty obliczane na 6 miliardów reali (1,87 mld dolarów), a jej ratować spadającą popularność. W ten sposób miała złamać konstytucję i to stwierdzą, albo nie, senatorowie.
Wyborca brazylijski jest tak zniesmaczony złodziejskim zachowaniem elit politycznych, że sondaże dają Rousseff zaledwie 10 proc. poparcia, a Temerowi 1,5 proc., co może w ogóle wynikiem błędu statystycznego.
Przemawiając do senatorów, Rousseff ostrzegała, że zagrożona jest przyszłość Brazylii, a oskarżenia pod jej adresem to pretekst, by „uderzyć w prawa socjalne”, które Brazylijczycy wywalczyli po 2003 r., gdy do władzy doszedł jej sojusznik, poprzedni prezydent, Luiz Inacio Lula da Silva. Przypomniała, że w epoce dyktatury była torturowana i cierpiała na raka, co sprawiło, że bała się o życie. „Teraz boję się tylko śmierci demokracji”, stwierdziła i ostrzegła: „Wszystkich nas osądzi historia”.
Przed budynkiem Senatu w Brasilii na Rousseff czekało kilkuset jej zwolenników, którzy skandowali „Dilmo, wróć!”. Towarzyszył jej Lula, wobec którego toczą się śledztwa dotyczące m.in. tolerowania korupcji i prania brudnych pieniędzy w powiązaniu ze skandalami finansowymi w państwowym gigancie naftowym Petrobras, gdzie zdefraudowano co najmniej 2 miliardy dolarów.