6 listopada 2024

loader

Partia Pracy idzie po władzę

Patrick Diamond i Michał Piękoś / fot. red

Czy Partia Pracy zdoła utrzymać swoją obecną pozycję? Czy potrzebują koalicji z Liberalnymi Demokratami, aby utrzymać stabilność wobec wewnętrznych podziałów? I wreszcie, jakie wyzwania stoją przed liderem partii Keirem Starmerem, w kontekście nadchodzących wyborów i post-brexitowej rzeczywistości? O tym rozmawia redaktor naczelny Michał Piękoś z Patrickiem Diamondem, strategicznym doradcą politycznym Partii Pracy, który z łatwością przeplata kontekst historyczny z wnikliwą analizą współczesnej polityki.

Partia Pracy jest obecnie pierwsza w sondażach. Zapowiada się, że po udanych wyborach lokalnych stanie się również największą partią w Westminsterze, wyprzedzając Konserwatystów po raz pierwszy od 2002 roku. Czy dowieziecie wynik do mety?

Kluczową kwestią, która musi zostać uwzględniona przy ocenie perspektyw Partii Pracy, jest oczywiście docenienie tego, jak daleko doszła i skąd się wzięła jej obecna pozycja. Obecnie jest ona silna, ale w 2019 roku Partia Pracy doznała bolesnej porażki wyborczej. Niektórzy może nie dostrzegają w pełni jak dotkliwe były te straty, ponieważ większość konserwatywna wynosiła wówczas około 80 miejsc. W kontekście brytyjskiej polityki nie było to więc ogromne zachwianie. Niemniej jednak, jak na standardy brytyjskiej polityki, była to bardzo wyraźna przegrana.

Ponadto Partia Pracy radziła sobie wyjątkowo słabo w tych częściach kraju, gdzie historycznie miała silne poparcie i zdobywała mandaty dla uzyskania większości parlamentarnej. Dobrym przykładem jest tutaj Szkocja, gdzie Partia Pracy została zredukowana do jednego jedynego przedstawiciela w Parlamencie, podczas gdy przez ostatnie 40 lat miała tam średnio od 35 do 45 reprezentantów. Te czynniki wskazują na słabą pozycję Partii Pracy.

Dlatego właśnie uważam, że zdobycie ogólnej większości w 2024 roku, po takiej porażce w 2019 roku, byłoby wyjątkowym osiągnięciem w brytyjskiej polityce. Kiedy Partia Pracy powracała w latach 80. i 90., stopniowo zwiększała swoją przewagę z poprzednich dwóch wyborów w 1987 i 1992 roku. Było to procesem ewolucyjnym. Natomiast teraz Partia Pracy próbuje odwrócić swoją porażkę z 2019 roku w ciągu jednej czteroletniej kadencji. To jest coś, co bardzo rzadko się zdarza.

Mając powyższe na uwadze, oczywiście istnieją czynniki, które sprzyjają Partii Pracy, takie jak niepopularność obecnego rządu czy przekonanie, że w pewnych aspektach Brexit nie przyniósł oczekiwanych efektów.

Czyli można powiedzieć, że to bardziej Konserwatyści tracą, niż laburzyści wygrywają?

Owszem. To jest kwestia, nad którą politycy i politolodzy oczywiście dyskutują w wielu krajach, w tym również w Wielkiej Brytanii. Pytanie brzmi, czy to naprawdę ma tutaj znaczenie niepopularność rządu, czy jednak popularność opozycji. Osobiście uważam, że to pierwsze.

Mieliśmy Liz Truss, potem Borisa Johnsona. Obydwoje padli. Rishi Sunak ma naprawdę dość trudne zadanie do wykonania.

Tak, to prawda. Jeśli spojrzymy na historię i badania opinii publicznej z ostatnich 2-3 lat, można zauważyć, że Parta Pracy miała niewielką przewagę w sondażach, ale to się zmieniło, kiedy Liz Truss została premierem we wrześniu 2022 roku, szczególnie po prezentacji jej pakietu gospodarczego i budżetu, które spowodowały chaos i niestabilność na rynkach finansowych, oraz wzrost stóp procentowych i hipotecznych. To pojedyncze wydarzenie znacząco poprawiło pozycję Partii Pracy w sondażach.

Więc pytanie brzmi, czy niepopularność Konserwatystów napędza ten trend. Czy Partia Pracy pod przywództwem Keira Starmera jest w stanie wygenerować bardziej pozytywne przesłanie? Innymi słowy, czy ludzie nie tylko chcą pozbyć się konserwatystów, ale również chcą głosować na rząd laburzystów, który wprowadzi politykę korzystniejszą dla nich. To jest ważne pytanie.

Zgodnie z ostatnimi sondażami wydaje się, że Partia Pracy osiągnie dobry wynik. Jednakże, analizując obecną sytuacje, wydaje się, że będą musieli wejść w koalicję z Liberalnymi Demokratami. Biorąc pod uwagę jak bardzo Partia Pracy jest podzielona wewnętrznie, może to być czynnik stabilizujący dla przywództwa Partii Pracy. Być może pomoże zrównoważyć skrajne lewe skrzydło partii.

Myślę, że to bardzo rozsądna propozycja. Lider Liberalnych Demokratów, Ed Davey, jest znany jako postać umiarkowana, spokojna i rozsądna. To jest pomocne, ponieważ koalicje nie są często spotykane w brytyjskiej polityce. Oczywiście mieliśmy jedną po wyborach w 2010 roku, ale poza wyjątkowymi sytuacjami, takimi jak druga wojna światowa, koalicje nie są powszechne. Wyborcy w Wielkiej Brytanii mogą być więc ostrożni wobec koalicji, które często kojarzone są z niestabilnością. Jednak w przypadku koalicji liberalno-laburzystowskiej nie ma powodu, dla którego nie mogłaby być postrzegana pozytywnie przez wyborców.

Jedna rzecz, która jest ważna, to fakt, że Liberalni Demokraci weszli w koalicję z Partią Konserwatywną po wyborach w 2010 roku i niemalże zniszczyli tym samych siebie. W wyborach w 2015 roku zostali zredukowani do mniej niż dziesięciu mandatów, ponieważ musieli podjąć decyzje, które były bardzo niepopularne wśród ich elektoratu. Chodzi mi o to, że była to mieszanka różnych działań. Na przykład zgodzili się na podwyższenie czesnego na uniwersytetach, co spotkało się z dezaprobatą ich własnych wyborców. Jednocześnie nie udało im się przeforsować reformy systemu wyborczego, która byłaby dla nich korzystna.

Dla Liberalnych Demokratów byłoby więc istotne, aby być ostrożnymi w podpisywaniu porozumienia i uniknąć podejmowania działań, które mogłyby zrazić elektorat Partii Pracy. Historia pokazuje, że taka sytuacja miała miejsce osiem lat temu i spowodowała straty dla Liberalnych Demokratów. Więc w ich przypadku istnieje pewna ostrożność i niepewność. Czy ich polityka nie rozgniewa naszych wyborców? Jak możemy utrzymać Partię Pracy w takiej pozycji, aby nie podejmowała działań, które później przyniosą nam szkody wyborcze? Przecież to zdarzyło się zaledwie osiem lat temu. Wyobrażam sobie, że wśród członków Liberalnych Demokratów będzie wiele obaw na ten temat. Jednak uważam, że twój główny punkt jest słuszny –  dla Partii Pracy, która była poza rządem przez 13 lat i nie ma dużej ilości doświadczenia, posiadanie partnera bliskiego w wielu obszarach nie byłoby złym rozwiązaniem.

Czyli tam razem ma się udać? Ed Miliband zawiódł. Jeremy Corbyn zawiódł. Przegrali. Keir Starmer jest lepszy?

Myślę, że istnieje kilka czynników, które mogą przyczynić się do różnicy. Jeremy Corbyn nigdy nie miał wielkich szans na zwycięstwo, ponieważ jego polityka skierowana była na lewo w brytyjskim spektrum politycznym, podczas gdy większość wyborców skłania się ku centrum. Nie twierdzę, że wszystko, co mówił Jeremy Corbyn, nie spotykało się z aprobatą ludzi. Jednakże, jeśli chodzi o faktyczne wygranie wyborów, szanse były zawsze bardzo niewielkie.

Przykładem bardziej interesującym jest Ed Miliband. Był on postacią wiarygodną, pełnił funkcję ministra w rządzie, jego brat David również był członkiem rządu. Byli postrzegani jako wiarygodne postacie polityczne. Ed Miliband pracował w Ministerstwie Skarbu i był uznawany za inteligentnego, wszechstronnego i skutecznego polityka. Jednak przegrali wybory w 2015 roku. Uważam, że istnieje kilka powodów tej porażki.

Jednym z nich był czas. Porównując tamten okres z obecnym, należy zauważyć, że Partia Pracy była u władzy tylko przez pięć lat. Konserwatyści nie byli jeszcze postrzegani jako starzy i przestarzały establishment. To było przed referendum w sprawie Brexitu. Jednak nie byli jeszcze niepopularni i nie wydawali się tak zepsuci jak obecnie. Czas jest więc jednym z czynników.

Po drugie, Keir Starmer posiada zalety, których brakowało Edowi Milibandowi. Jako były dyrektor prokuratury, Starmer ma reputację doświadczonego prawnika. Jego tytuł Sir Keira Starmera ma duże znaczenie w Wielkiej Brytanii i dodaje mu autorytetu. Jest postrzegany jako bardziej konwencjonalny i wiarygodny lider niż Ed Miliband kiedykolwiek był. To jest zdecydowana różnica między obecnym czasem a tamtym okresem.

Partia bardzo się zmieniła od czasu, gdy Keir Starmer objął przywództwo w Partii Pracy. Ale czy istnieje jeszcze miejsce w partii dla ludzi o takich poglądach jak Jeremy Corbyn, socjalistów, którzy są zagorzałymi antykapitalistami? Bo jak do tej pory widzieliśmy, była czystka – członkowie Partii Pracy zostali wyrzuceni. Bo jak twierdzą, ich poglądy nie mieszczą się w głównym nurcie, nie są już akceptowane.

Tak myślę, że na pewno. Jeśli chodzi o politykę gospodarczą, istnieje tolerancja wobec osób o lewicowych poglądach dotyczących ekonomii, które chcą pozostać członkami partii. Jednak kwestia wykluczeń jest głównie związana z polityką rasową, a szczególnie z antysemityzmem. Istnieje przekonanie, że lewica w Partii Pracy była zbyt pobłażliwa lub nawet współodpowiedzialna za tolerowanie antysemickich poglądów i używanie antysemickiej retoryki. To właśnie to usprawiedliwia wyrzucenia, które miały miejsce. Oczywiście, w przypadku samego Jeremy’ego Corbyna nikt nie twierdzi, że był on antysemitą. Chodzi raczej o to, czy był zbyt pobłażliwy wobec tych, którzy głosili antysemickie poglądy. To stanowi podstawę dla jego usunięcia – jego odmowa jednoznacznego potępienia antysemityzmu, który jest istotną kwestią w Wielkiej Brytanii. To jest postrzegane jako ważny test, czy partia polityczna jest bezpieczna, umiarkowana i pozostaje w głównym nurcie, czy też jest postrzegana jako sprzeczna ze społecznością żydowską, co sprawia, że wydaje się mniej bezpieczna, mainstreamowa i akceptowalna. Dlatego Keir Starmer przyjął podejście niemal bezkompromisowe w tej kwestii. Rozumiem, że dla osób o lewicowych poglądach może to wyglądać jak czystka. Niemniej jednak uważam, że Partia Pracy nadal jest partią ideologiczną o szerokich horyzontach. W gabinecie cieni i w partii są ludzie po lewej stronie politycznego spektrum. Ale jeśli chodzi o kwestię antysemityzmu, to jest on traktowany bardzo bezkompromisowo.

Czyli uważa pan, że obecnie partia jest bardziej zjednoczona niż wcześniej?

Cóż, myślę, że w nadchodzących wyborach Partia Pracy będzie bardziej zjednoczona, ponieważ przez długi czas była poza władzą i ogólnie panuje przekonanie w partii, że musimy odzyskać władzę. Dlatego większość osób, nawet te o bardziej lewicowych poglądach, będzie wspierać kierunek polityki obrany przez Keira Starmera, ponieważ najważniejsze jest dla nich zwycięstwo. Trudności mogą jednak pojawić się po objęciu władzy, gdyż jeśli Partia Pracy stanie przed kluczowymi problemami, z którymi prawdopodobnie będzie musiała się zmierzyć jako rząd, istnieje ryzyko pogłębienia podziałów. Głównym obszarem konfliktów będzie zapewne gospodarka. Już teraz można zauważyć potencjalne źródła sporów w kontekście Partii Pracy. Na przykład, w ciągu ostatniego roku mieliśmy wiele strajków w sektorze transportu, opieki zdrowotnej i edukacji. To istotne w kontekście pańskiego pytania, ponieważ wiele związków zawodowych, które dążą do wyższych płac, ma bezpośrednią więź z Partią Pracy i będzie oczekiwać, że rząd laburzystów rozwiąże te spory płacowe w sposób korzystny dla nich. Ale czy rząd Partii Pracy będzie w stanie to zrobić, biorąc pod uwagę własne ograniczenia ekonomiczne, inflację, ograniczenia wydatków publicznych oraz relatywnie niski wzrost gospodarczy? Myślę, że z tych powodów jedność, którą obecnie obserwujemy, może szybko się rozpłynąć, jeśli Partia Pracy nie znajdzie satysfakcjonującego rozwiązania w zakresie oczekiwań związków zawodowych po objęciu władzy.

Czy brexit nadal definiuje brytyjską politykę?

Wcześniej Brexit był bardzo ważnym czynnikiem w brytyjskiej polityce, ale teraz, gdy umowa o wystąpieniu została podpisana i Wielka Brytania opuściła UE, jego znaczenie zaczyna słabnąć. W ostatnich wyborach widać już dowody na to, że Brexit nie ma tak dużego wpływu na wyborców jak kilka lat temu. Część wyborców, widząc, że Brexit został zrealizowany, zaczyna skupiać się na innych kwestiach, takich jak gospodarka, standard życia i usługi publiczne. Jednak istnieje także grupa wyborców, która uważa, że obietnice związane z Brexitem nie zostały spełnione. Nie widzą dodatkowych funduszy dla służby zdrowia, nowych miejsc pracy ani nowych umów handlowych z innymi krajami. To powoduje pewien sceptycyzm wobec Partii Konserwatywnej, która była głównym promotorem Brexitu. Nie oznacza to jednak, że większość Brytyjczyków chce powrotu do UE. Jest to raczej kwestia wątpliwości, czy Brexit przyniósł oczekiwane korzyści. To może wpływać na decyzje wyborcze, zwłaszcza w tych obszarach, które głosowały na konserwatystów głównie ze względu na Brexit w 2019 roku. Wyborcy z tych obszarów zadają sobie pytanie, czy Brexit dostarczył oczekiwanych rezultatów i czy warto dalej głosować na konserwatystów.

Czy zatem widzi pan taką możliwość, że w przyszłości Partia Pracy pójdzie do wyborów opowiadając się za powrotem Wielkiej Brytanii do Unii Europejskiej?

Uważam, że w nadchodzących wyborach będzie bardzo ostrożna. Nie będzie mówić o tym wprost. Na pewno nie będzie poruszać kwestii ponownego przystąpienia Wielkiej Brytanii do Unii. Myślę, że użyje bardziej ogólnego języka, który będzie sugerował współpracę z Europą, ale nie będzie wskazywał na żadne fundamentalne zmiany w naszych instytucjonalnych relacjach. Na przykład nie sądzę, żebyśmy zamierzali ponownie przystępować do jednolitego rynku lub negocjować unię celną z UE i nie sądzę, żebyśmy w naszym manifeście jasno odnosili się do takich działań. Niemniej, jednak gdy już wrócimy do władzy, możemy rozważyć bardziej formalne przesunięcie w kierunku znalezienia takiego porozumienia z UE, które zmniejszy tarcia handlowe i stworzy nowe sposoby zwiększenia integracji gospodarczej bez konieczności stania się członkiem UE. Chodzi mi o to, że musimy pamiętać o jednym aspekcie związanym z ponownym przystąpieniem Wielkiej Brytanii do UE, a mianowicie o tym, że nowi członkowie UE, co nie miało miejsca w momencie przystąpienia Wielkiej Brytanii do UE w latach 70., muszą przyjąć wspólną walutę. Myślę, że zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla nas, przyjęcie euro byłoby ogromnym krokiem, który w tej chwili nie wydaje się zbyt prawdopodobny.

Na jakich trzech kwestiach powinien się skupić Keir Starmer w nadchodzących wyborach?

”Gospodarka, głupcze” – jak to kiedyś sławnie powiedział James Carville, i nadal jest to oczywiście gospodarka. Gospodarka zawsze napędza wyniki wyborów w Wielkiej Brytanii, ponieważ ludzie w końcu wybierają rząd, który będzie dobrze zarządzał gospodarką, dbał o ich standardy życia, upewniał się, że nie są zbytnio opodatkowani.

Jednak patrząc na sondaże dotyczące Rishiego Sunaka i Keira Starmera, wychodzi na to, że są oni dość równorzędni pod względem percepcji ich kompetencji w sprawach takich jak gospodarka. Więc to nie jest obszar, w którym któryś z nich wyraźnie się wyróżnia.

To prawda, choć przed wyborami w 1997 roku zarówno konserwatyści, jak i laburzyści byli dość zbliżeni pod względem kompetencji gospodarczych, ostatecznie to laburzyści zdecydowanie wygrali te wybory. Ale masz rację. Wydaje mi się, że słabym punktem Partii Pracy jest to, że chociaż w sondażach cieszy się znaczną przewagą nad Partią Konserwatywną, to jeśli spojrzymy na to, jak wyborcy postrzegają partię w kontekście gospodarki, ta przewaga nie jest już tak wyraźna. Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że jednym z powodów jest to, że partie lewicowe w Wielkiej Brytanii zawsze były postrzegane jako mniej godne zaufania w kwestiach gospodarczych, częściowo dlatego, że są uważane za miękkie. Często nie podejmują trudnych decyzji. Mają wiele grup interesu, które stale naciskają na nich, aby wydawały więcej pieniędzy, podwyższały pensje itp. Zawsze istniało to, co nazywamy „achillesową piętą” Partii Pracy pod względem gospodarki. A myślę, że jeśli chodzi o pytanie, jakie działania powinien podjąć Keir Starmer, to musi on przedstawić wiarygodną ofertę gospodarczą, która sprawi, że ludzie będą mieli lepsze życie, ale jednocześnie nie doprowadzi do gospodarczego kryzysu, jak za czasów Liz Truss. W pewnym sensie Liz Truss jest teraz bardzo dziwnym epizodem w brytyjskiej historii politycznej, ale przypomina nam, że jeśli rząd Wielkiej Brytanii przedstawi politykę gospodarczą, której rynki finansowe nie ufają, to te rynki mogą wyrządzić ogromne szkody.

To doprowadziło do upadku rządu Truss. Ale jest to także przypomnienie dla Partii Pracy, że musi ona być postrzegana jako godna zaufania i odpowiedzialna. Myślę, że to tylko kilka ważnych kwestii. Kolejnymi dwoma są usługi publiczne, a zwłaszcza służba zdrowia. Partia Pracy musi pokazać, że poprawi jakość opieki zdrowotnej. NHS w Wielkiej Brytanii jest systemem finansowanym z podatków, który budzi zazdrość wielu innych krajów. Jednak jest on pod dużą presją technologiczną, demograficzną, rosnącymi kosztami i brakiem odpowiednich funduszy w ostatniej dekadzie. Dlatego Partia Pracy musi pokazać, że poprawi ten stan rzeczy. Trzecią kwestią, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest edukacja. Edukacja zawsze była mocną stroną Partii Pracy, ale w ostatnich latach wiele osób uważa, że partia nie radzi sobie zbyt dobrze w tej dziedzinie. Wydatki są albo zbyt wysokie, albo zbyt niskie. Wyniki szkół spadają, a istnieje wiele problemów z finansowaniem na uczelniach. 

Dlatego uważam, że gospodarka, służba zdrowia i edukacja zawsze będą stanowiły fundament programu Partii Pracy.

Dziękuje bardzo za rozmowę. Miejmy nadzieję, że już wkrótce polska lewica będzie mogła odnieść sukcesy i zdobyć dużą popularność wśród elektoratu, podobnie jak Partia Pracy w Wielkiej Brytanii.

Dziękuję bardzo i życzę powodzenia!

Patrick Diamond to starszy profesor polityki publicznej na Queen Mary University of London, a także profesor wizytujący Kellogg College University of Oxford oraz członek stowarzyszony Nuffield Collage. Jest przewodniczącym think-tanku Policy Network i zasiada w Radzie Naukowej Fundacji Postępowych Studiów Europejskich. Patrick zajmował szereg wysokich stanowisk w brytyjskim rządzie w latach 2000-2010 i był formalnie szefem planowania polityki na Downing Street 10.

Michał Piękoś

Redaktor naczelny. Ukończył licencjat z filozofii na Uniwersytecie w St Andrews oraz magistrat z ekonomii na Regent’s University London. Po ukończeniu studiów pracował jako bankier korporacyjny i analityk ryzyka w City of London. Był zatrudniony w brytyjskiej firmie finansowej Xchanging oraz w japońskim banku Mizuho. Pracował między innymi jako redaktor MSN News w Berlinie oraz redaktor naczelny serwisu informacyjnego wPunkt. Współtworzył pierwszy w Polsce lewicowy podcast polityczny "Trójdzielnia". Interesuje się polityką USA i Ameryką Południową. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy RP.

Poprzedni

Błąd Excela zmienił wyniki wyborów

Następny

Doprowadzą ich w kajdankach?