W ostatnich tygodniach Waszyngton i Moskwa znów weszły w fazę incydentów, które mogą wymknąć się spod kontroli.
Swoista „wojna nerwów” i sprawdzanie wzajemnej wytrzymałości rozgrywa się w przestrzeni powietrznej nad Morzem Czarnym i południową Ukrainą. Amerykanie, co potwierdza wiele źródeł, w tym specjalistyczny Portal „Mil Radar”, sprowadzili do baz w Rumunii i Bułgarii samoloty EP-3E „Aires II” i P-8A „Posejdon” należące do lotnictwa 6 Floty USA bazującej na Morzu Śródziemnym w bazie Sigonella (Sycylia). Na Ukrainie zaś zainstalowali się ze strategicznymi dronami rozpoznawczymi RQ-4 „Global Hawk”. Rozpoczęła się seria lotów „latających szpiegów” tuż przy południowych granicach Federacji Rosyjskiej.
„Global Hawki” grążą zasadniczo wzdłuż granicy Rosji i Ukrainy oraz równolegle do linii rozgraniczenia armii ukraińskiej i oddziałów powstańczych republik Donbasu. Drony szpiegowskie, samoloty rozpoznawcze i samoloty rozpoznania elektronicznego US Navy, wykonują dla odmiany loty w pobliżu Krymu i południowego wybrzeża Federacji Rosyjskiej, ze szczególnym uwzględnieniem baz rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu i Noworosyjsku.
Rosjanie w odpowiedzi w połowie stycznia znacząco wzmocnili obronę półwyspu. Z wielką pompą z udziałem mediów, dowództwo rosyjskie rozwinęło na posterunkach zlokalizowanych na samym brzegu Krymu, drugi dywizjon przeciwlotniczych rakiet dalekiego zasięgu, systemu S-400 „Triumf”, w osłonie rakietowo artyleryjskich systemów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu „Pancyr” S1. Jednostka ta, to pododdział 12 pułku rakiet przeciwlotniczych ze składu 31 dywizji obrony powietrznej, należącej do 4 armii Sił Powietrznych i Obrony Powietrznej, Południowego Okręgu Wojskowego. Równolegle 38 pułk myśliwców w Belbek wzmocnili zaś myśliwcami przewagi powietrznej Su-30. Opowieści o tym, że samoloty USA latają „tylko” w pobliżu granic Federacji Rosyjskiej, w przestrzeni międzynarodowej, a Rosjanie się „pieklą” bezpodstawnie , można dedykować laikom. Zdolności wyposażenia szpiegowsko-rozpoznawczego będącego na pokładach RQ-4 „Global Hawk”, P-8A „Poseidon” i EP-3E „Aries II”, pozwalają na „wgląd” w obszar Rosji na głębokość przeszło 100 km.
Co tak bardzo interesuje Waszyngton?
Otóż, jak przyznają się do tego sami Rosjanie, na półwyspie Krym skoncentrowane jest autonomiczne zgrupowanie różnych rodzajów wojsk, nie tylko pozwalające na obronę tego obszaru, ale i mające możliwość nanoszenia rakietowych uderzeń na obiekty leżące na terytorium całej Ukrainy, a nawet sporo dalej. Rosjanie rozmieścili tu co najmniej jedną brygadę rakiet taktycznych „Iskander-M” jak i „Iskander-K”, brzegowe systemy rakietowe „Bał” i 3K55 „Bastion”, wyposażone w manewrujące rakiety „Onyks” o zasięgu 450-500 km. Nowe fregaty Floty Czarnomorskiej „Admirał Essen” i „Admirał Gregrowicz” jak i 6 nowych okrętów podwodnych projektu 636, należących do 247 dywizjonu okrętów podwodnych, mają na wyposażeniu rakiety „Kalibr” o zasięgu 2600 km. Jedno z lotnisk dostosowano do przyjmowania bazujących tu okresowo bombowców strategicznych Tu-22M3. Systemy te stanowią zagrożenie tak dla obiektów znajdujących się na wybrzeżu Morza Czarnego, jak i w całej Europie. Rakiety „Kalibr” mają w zasięgu Litwę , Łotwę, Estonię, Polskę, Czechy, Słowację, Austrię, Rumunię, Bułgarię, a nawet Danię. Dolecą też do Grecji, Gruzji, Izraela, Iraku, Cypru, Turcji, wybrzeża Egiptu i do południowych Włoch.
W obliczu tego zagrożenia, kraje NATO powzięły decyzję o wzmocnieniu południowej flanki stąd amerykańskie samoloty nad Morzem Czarnym. Regularnie zaczęły tu wpływać też ciężkie okręty Wielkiej Brytanii, Francji i USA. Konwencja z Montreux, zabrania krajom nie leżącym nad Morzem Czarnym kierować tu wojenne okręty na czas dłuższy niż 3 tygodnie, stąd stała rotacja. Aktualnie przebywa na Morzu Czarnym okręt Royal Navy niszczyciel rakietowy typu 45, HMS „Ducan”.
Jednak, sądząc po trasach lotu amerykańskich samolotów rozpoznawczych, Pentagon jest zainteresowany nie tylko możliwościami rosyjskich instalacji wojskowych i czasu ich reakcji na działania rozpoznawcze, ale interesują go także strategiczne projekty, które są realizowane na południu Rosji. Dlatego samoloty US Air Force przelatywały nad platformami produkującymi gaz w północno-zachodniej części Morza Czarnego. A to z nich, gaz jest dostarczany na półwysep. Ponadto, krążą w pobliżu rosyjskiej przestrzeni powietrznej nad Cieśniną Kerczeńską, gdzie budowany jest strategicznie ważny most, łączący Krym z macierzystym terytorium Rosji. W styczniu Amerykanie zaczęli latać nad Noworosyjsk, gdzie nowa pływająca platforma wiertnicza „Scarabeo 9”, wykonała odwiert i zaczyna wydobywać ropę dla rosyjskiego koncernu „Rosnieft” i włoskiego „Eni”. Nie dziwi więc, że przy intensywnym amerykańskim szpiegowaniu lotniczym, Rosjanie robią co mogą, aby ten proceder ograniczyć.
Incydent
W tych warunkach, 29 stycznia br, jak podaje Specjalistyczny Portal „Mil Radar”, amerykański samolot rozpoznawczy EP-3E „Aires II”, wystartował z Rumunii, wykonał kilka okrążeni nad ukraińskim portem Odessa, potem obrał kurs na zachód od Eupatorii. Z danych radiolokacyjnych wynika, że krążył na wysokości Sewastopola, po czym przeleciał w kierunku bazy morskiej rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Noworosyjsku. To z tego portu płyną statki i okręty „Syria Express” z zaopatrzeniem dla walczących wojsk w Syrii. Stamtąd samolot zwiadowczy znów zawrócił na wysokość głównej bazy Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu na Krymie. Samolotowi „towarzyszył” rosyjski pilot lecący na samolocie Su-27P, z 38 pułku myśliwców stacjonujących na lotnisku Belbek na Krymie, wchodzącym w skład 27 mieszanej dywizji lotniczej 4 armii powietrznej. Dalej informacje są rozbieżne.
Ministerstwo obrony USA oświadczyło, że podczas patrolu samolotu zwiadowczego US Navy doszło do niebezpiecznego manewru rosyjskiego myśliwca podczas „przechwycenia” amerykańskiego samolotu w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Morzem Czarnym. Stacja CNN, powołując się na źródło w Pentagonie, informowała, że myśliwiec rosyjski 29 stycznia przeleciał w odległości zaledwie 5 stóp (półtora metra) od samolotu amerykańskiego. Działania rosyjskiego myśliwca wyprowadziły z równowagi amerykańskich pilotów i zmusiły załogę amerykańskiego samolotu do zakończenia misji.
Dla odmiany rosyjskie ministerstwo obrony zaprzeczyło informacjom o niebezpiecznym zbliżeniu się samolotów i oświadczyło, że samolot Su-27 przelatywał zgodnie z międzynarodowymi zasadami wykonywania lotów w przestrzeni międzynarodowej z zachowaniem surowych wytycznych bezpieczeństwa.
Ponadto, rosyjski MON wydał dość ciekawe oświadczenie: „Rosyjskie Siły Kosmiczno-Powietrzne w przyszłości nadal będą zabezpieczać stosowną ochronę granic i przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej. Jeśli dla pilotów amerykańskich ten fakt sanowi przyczynę depresji i fobii, rekomendujemy stronie amerykańskiej w przyszłości trasy takich lotów, przy rosyjskich granicach, wykluczyć lub wrócić do stołu rozmów i dogadać się w kwestii zasad ich wypełniania”. Rosyjskie MON dodało, że ”Pentagon wysyłając samoloty rozpoznawcze w rejon Morza Czarnego, w pobliże rosyjskich granic, powinien rozumieć, że spotkają tam rosyjskie myśliwce i obronę przeciwlotniczą”. Co więcej, dodało: „Chcielibyśmy zwrócić uwagę dowódcy 67 taktycznej grupy lotniczej należącej do 6 Floty US Navy, Billowi Ellisowi, że Krym stanowi nieoddzielną część Federacji Rosyjskiej”. Rosyjski rzecznik MON, zakpił, że jest jeszcze jeden sposób dla Pentagonu: „wydać wszystkim załogom mapy z prawidłowym naniesieniem na nich oznaczeń granic przestrzeni powietrznej FR”. Ponadto, rosyjscy wojskowi odnieśli się do incydentu z 29 stycznia: „Dla myśliwców rosyjskich przechwycenie celów powietrznych, zbliżających się do granic państwowych Rosji z wyłączonym transponderem, trwa kilka minut. Dlatego też działania rosyjskiego Su-27 w dniu 29 stycznia, uniemożliwiającego przez 2 godziny i 20 minut próby zbliżenia się amerykańskiego samolotu rozpoznawczego EP-3E „Aires II” do granic rosyjskiej przestrzeni powietrznej w rejonie Krymu, nazywać można eskortowaniem, a nie przechwyceniem.
Tak czy inaczej, rosyjski komunikat MON można odczytać dość jednoznacznie, jako „żółtą kartkę” dla Amerykanów. Sugestia rosyjskich wojskowych jest czytelna. Albo siądziecie z nami to stołu negocjacyjnego, gdzie ustalimy zasady bezpiecznego prowadzenia lotów rozpoznawczych przy granicach FR, a jeśli nie, to odradzamy wam dalsze loty szpiegowskie na dotychczasowych warunkach.
Czy politycy USA odpowiedzą pozytywnie na rosyjską propozycję i rozpoczną rozmowy z Rosjanami, czy też dalej będą wysyłali swoje wojskowe samoloty szpiegowskie pokaże czas. Dla pokoju światowego lepiej też, aby rosyjscy piloci wykazali się większą cierpliwością podczas lotów „eskortowych” oraz „przechwyceń” i nie latali swoimi odrzutowcami Amerykanom przed nosem, jak na upublicznionych przez Pentagon filmach i zdjęciach z 29 stycznia.