Wywołana rosyjską agresją wojna trwa już dziewięć miesięcy. Jej konsekwencje to ogromne, liczone w dziesiątkach tysięcy, straty ludzkie – nie tylko wśród walczących, ale także wśród ludności cywilnej – zniszczenie gospodarki ukraińskiej i, o czym też nie wolno zapominać, pogłębienie światowego kryzysu klimatycznego. Wojna wywiera niszczący wpływ na gospodarkę światową i niewielką pociechą jest to, że odpowiedzialna za nią Rosja odczuwa ekonomiczne skutki wojny silniej niż wysoko rozwinięte państwa zachodnie.
Z wojskowego punktu widzenia wojna okazała się dla Rosji niebezpieczną pułapką. Zamiast szybkiego sukcesu, na który naiwnie liczyło rosyjskie kierownictwo państwowe, Rosję spotyka seria niepowodzeń militarnych, w tym niedawna utrata Chersonia, który był największą zdobyczą rosyjską we wczesnej fazie tej wojny.
W tej sytuacji nie zaskakuje to, że ze strony rosyjskiej pojawiają się sugestie rozmów pokojowych. Nie było propozycji takich rozmów przed rozpoczęciem agresji, gdyż w lutym Putin i jego przyboczni liczyli na szybkie zwycięstwo. Jeśli teraz chcą rozmawiać, mają na widoku określony cel polityczny, inny niż po prostu zakończenie wojny, której bezsens dociera zapewne do Kremla.
Z rosyjskiego punktu widzenia rozmowy pokojowe przy zachowaniu obecnego status quo na froncie miałyby istotne zalety. Zapewne towarzyszyłoby im zawieszenie broni, co pozwoliłoby Rosji przeszkolić świeżo wcielonych żołnierzy i uzupełnić szybko wyczerpujące się zapasy rakiet. Co więcej – przez stworzenie wrażenia, że Rosja gotowa jest do kompromisu postawiłoby to stronę ukraińską w trudnym położeniu, gdyż jakikolwiek kompromis bez wycofania się Rosji z okupowanych terytoriów oznaczałby dla Ukrainy bolesną przegraną. Nie dziwi więc, że prezydent Zełenski stanowczo tę ofertę odrzuca.
Problem jednak polega na tym, że zdolność Ukrainy do skutecznej obrony zależy od utrzymania poparcia Stanów Zjednoczonych i innych państw demokratycznego Zachodu. Tu zaś pojawiają się niebezpieczne sygnały. Sugestię rozmów pokojowych poparł generał Mark MiIley, przewodniczący Połączonych Szefów Sztabów, czyli najwyższy rangą wojskowy amerykański. Wprawdzie prezydent Biden zdecydowanie podkreśla, że o przystąpieniu do rozmów decydować będzie Ukraina, ale nie jest to jednoznaczne ze stwierdzeniem, że nie będą na nią wywierane w tej sprawie naciski. Wiadomo, że niektórzy sojusznicy USA chętnie widzieliby szybkie zakończenie wojny – nawet za cenę ustępstw terytorialnych ze strony Ukrainy.
Nie sądzę jednak, by takie rozwiązanie wchodziło poważnie w rachubę. Ukraina nie może zaakceptować rosyjskiej aneksji części jej terytorium – zwłaszcza po tym, jak za cenę krwi swych obywateli zdołała odeprzeć rosyjską ofensywę i odbić znaczną część utraconych miejscowości. Rosyjscy politycy zapewne to rozumieją i nie sądzę, by liczyli na to, że przy stole rokowań zdołają uzyskać to, czego nie zdołali zdobyć na froncie. Zapewne celem proponowanych rozmów jest nie tyle osiągniecie pokoju, co zamrożenie konfliktu na kolejne lata, może na dziesięciolecia. Historia okresu po drugiej wojnie światowej pokazuje, że takie „rozwiązanie” nie byłoby bez precedensu.
„Zamrożone konflikty”
Stanowią powtarzający się element stosunków międzynarodowych po drugiej wojnie światowej. Ich cechą jest to, że po fazie otwartego, zbrojnego konfliktu następuje długa faza konfliktu „zamrożonego”, to jest utrzymującego się stanu wrogości połączonego z zawieszeniem (nie zaś kompromisowym rozwiązaniem) kwestii spornych. Analizując „zamrożone konflikty” w Europie słoweński politolog Anton Bebler (w wydanej w 2015 roku książce) uwzględnił sześć takich konfliktów: (1) grecko-turecki konflikt o Cypr, którego kulminacją była wojskowa interwencja turecka w 1974 roku sprowokowana grecką próbą zamachu stanu w celu przyłączenia wyspy do Grecji, (2) konflikt między Mołdawią i oderwanym od niej w 1992 roku Transdniestrzem; (3) konflikt między Gruzją i oderwanymi od niej Abchazją oraz Osetią Południową; (4) konflikt między Armenią i Azerbejdżanem o Górny Karabach; (5) konflikt między Serbią i oderwanym od niej w 1999 roku Kosowem i (6) rosyjsko-ukraiński konflikt o Krym anektowany przez Rosję w 2014 roku. Z wyjątkiem pierwszego konflikty te były następstwem rozpadu dwóch socjalistycznych federacji: ZSRR i Jugosławii.
Zamrożone konflikty występują nie tylko w Europie. Do najważniejszych i najstarszych takich konfliktów poza Europą należą: (1) konflikt między Indiami i Pakistanem o Kaszmir, mający swe źródło w podziale (w 1947 roku) dawnych Indii brytyjskich na dwa niepodległe państwa; (2) izraelsko-arabski konflikt o Palestynę, zapoczątkowany w 1948 roku zaatakowaniem nowopowstałego państwa Izrael przez koalicje państw arabskich i przerywany kolejnymi wojnami w 1956, 1967, 1973 i 1982 roku; (3) wojna koreańska 1950-1953 przerwana zawieszeniem broni, ale nie traktatem pokojowym.
„Zamrażanie” konfliktów lokalnych stało się częste po drugiej wojnie światowej dlatego, że ich eskalacja groziła rozszerzeniem się wojny na inne państwa – w tym na supermocarstwa, to zaś groziło trzecią wojną światową. Cechą wszystkich zamrożonych konfliktów jest to, że żadna ze stron nie jest w stanie odnieść zdecydowanego zwycięstwa militarnego, a zarazem to, że strony konfliktu nie są gotowe na trwałe kompromisowe rozwiązanie. W sytuacji tego rodzaju impasu zamrożenie konfliktu (to jest wyeliminowanie jego „gorącej”, wojennej formy) staje się niedoskonałym substytutem kompromisu.
Czy tak mogłoby wyglądać przerwanie wojny rosyjsko-ukraińskiej?
Na przeszkodzie zamrożeniu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego stoją trzy okoliczności
Po pierwsze: wojska rosyjskie wciąż okupują cześć wschodniej Ukrainy i prowadzą na tych terenach politykę słusznie potępianą za łamanie podstawowych praw człowieka i norm regulujących zachowanie państw walczących. Ukraina nie pogodzi się z tym i nikt jej nie będzie zmuszał do zaakceptowania rosyjskiej okupacji obszarów zajętych w 2022 roku.
Po drugie: wojna spowodowała ogromne zniszczenia i straty, na zrekompensowanie których Ukraina liczy w wypadku korzystnego dla niej zakończenia wojny.
Po trzecie: niesprowokowana agresja, a zwłaszcza zbrodnie wojenne popełniane przez wojska rosyjskie stworzyły psychologiczną barierę uniemożliwiającą władzom ukraińskim porozumienie z Rosją.
Nie znaczy to jednak, by wojna musiała toczyć się latami, dewastując Ukrainę i szkodząc ładowi międzynarodowemu na naszym kontynencie. Jej zakończenie wymaga porozumienia, ale nie musi to być porozumienie na rosyjskich warunkach.
Stany Zjednoczone i ich sojusznicy powinni przedstawić już teraz kompleksowy plan pokojowy dla Ukrainy i przedstawić go stronie rosyjskiej jako podstawę przyszłych rokowań pokojowych.
Plan ten powinien zakładać wycofanie wojsk rosyjskich z wszystkich terenów Ukrainy zajętych od 24 lutego 2022 roku. Dyskusja o pokojowym uregulowaniu konfliktu powinna dotyczyć spornych terenów, które odpadły od Ukrainy w 2014 roku – Krymu oraz tak zwanych „republik ludowych” Donieckiej i Ługańskiej – ale nie reszty Ukrainy. Wymagałoby to od obu stron rezygnacji z ich maksymalnych celów, w tym także rezygnację Ukrainy z odzyskania Krymu siłą zbrojną.
Plan powinien zapewnić obu stronom minimum bezpieczeństwa, na przykład przez wprowadzenie kontyngentu wojsk pokojowych ONZ nadzorujących granicę rosyjsko-ukraińską. Powinno iść z tym w parze przywrócenie (a może nawet wzmocnienie) środków zmierzających do budowania zaufania między NATO i Federacją Rosyjską.
Plan wreszcie powinien zawierać zapowiedź odbudowy współpracy gospodarczej między Stanami Zjednoczonymi, Unią Europejską i Federacją Rosyjską tak, by strona rosyjska mogła w porozumieniu pokojowym dostrzec szansę na wyjście z rosnącej izolacji i zacofania.
W takich warunkach rozmowy pokojowe miałyby sens i mogłyby stać się drogą do trwałego pokoju w naszej części Europy. Czy jest to jednak realne?
W sytuacji, w której decyzję o wojnie i pokoju podejmuje arbitralnie Władimir Putin, szanse na takie porozumienie są bliskie zeru. Jeśli jednak miałoby dojść w Rosji do poważnej zmiany politycznej, rosyjska elita polityczna musi otrzymać jasny sygnał, że istnieje inna możliwość niż kontynuowanie obecnej polityki. Taki sygnał wyjść może tylko od Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.