W Polsce zajadłe debaty, a prym wiodą luminarze PiS-u i okołopisowscy, dowodzący, że nic lepszego nas spotkać nie może, jak obalenie Donalda Tuska jako szefa Rady Europejskiej (RE) przy użyciu europosła Jacka Saryusz-Wolskiego, też zresztą z PO. A w Brukseli nikt właściwie nie wie, że w Polsce taka gorączka.
Zdaje się, dyskutanci warszawscy przyjęli za pewnik, że szef RE należy się Polsce i cześć. A tym tam „w Europie” nic do ego. I PiS ma pomysł, że narzędziem nazywającym się Saryusz-Wolski będzie sobie Unią zarządzać. Więc Beata Szydło chorobę spędziła przy telefonie, zachęcając koleżeństwo do obalenia Tuska. Nic to, że nawet bratanek Victor Orban Tuska obalać nie chce i socjaldemokraci nie wystawią konkurenta.
Czy prezes PiS nie czuje, w jakiej grotesce uczestniczy? Jak to stało się, że dał się wpuścić w pokrzywy panom Gowinowi i Czarneckiemu? – jak powiadają postronni. A może wcale go nie wpuścili, tylko guzik go ta cała Unia obchodzi – liczy się to, co tu i teraz. Jeszcze większe zwarcie swoich wokół siebie – wybory samorządowe za rogiem – przeciwko wrogowi brukselskiemu, który pogardził naszym.
No dobrze, ale dlaczego Saryusz-Wolski tak ośmiesza się (skoro od pomysłu nie odciął się)? Otóż mamy na pęczki polityków, którzy z chorych ambicji popełnili harakiri. Weźmy Borowskiego: rzucił marszałkowanie Sejmowi, założył własną partyjkę i rozbił SLD, by zostać prezydentem na miejsce Kwaśniewskiego. I co? Wisi u klamki Platformy. A ci od Europy Plus – Kalisz, Siwiec, Palikot? Zamiast w Sztrasburgu w Biłgoraju, albo na innym marginesie.