To jedna z najbardziej błyskotliwych karier politycznych ostatnich lat i jeden z najbardziej spektakularnych upadków człowieka, którego rozdęte ego zabiło rozum. Michaeil Saakaszwili znów ma poważne kłopoty.
Prezydent Ukrainy, Petror Poroszenko podpisał dokument, na podstawie którego były gubernator Odessy i były prezydent Gruzji został pozbawiony ukraińskiego obywatelstwa. Sytuacja Saakaszwilego wydaje się obecnie nie do pozazdroszczenia. Przebywa w USA, a próba powrotu na Ukrainę skończy się zatrzymaniem i ekstradycją do Gruzji, gdzie zaocznie został skazany na karę więzienia za korupcję i nadużycia władzy.
A wydawało się, że kariera tego polityka potoczy się bez przeszkód. Kiedy ten pupil USA w 2004 roku przewodził „rewolucji róż” i potem został w 2004 roku prezydentem Gruzji, nie było na horyzoncie żadnego polityka, który mógł mu zagrozić. Saakaszwili nie skrywał swych antyrosyjskich i pro natowskich sympatii i nie zaszkodziło mu nawet krwawe rozprawienie się z demonstracjami opozycji (500 osób rannych i wprowadzenie stanu wyjątkowego) w 2007 r. Kiedy jednak jego partia przegrała wybory, a zwycięzcy zapowiedzieli śledztwa i odpowiedzialność karną, Saakaszwili wyjechał z Gruzji otoczony powszechną niechęcią społeczeństwa. Bo choć Gruzja rozwijała się w dobrym tempie, to neoliberalne reformy, które Saakaszwili wprowadzał, spowodowały ogromne rozwarstwienie społeczne i zadłużenie budżetu państwa. Władze wysłały za nim międzynarodowy list gończy z bardzo poważnymi zarzutami. W 2015 roku pojawił się na Ukrainie wspierając ukraiński Majdan i siły, które go przeprowadziły. Ukraina odmówiła ekstradycji Saakaszwilego do Gruzji, a polityk otrzymał tamtejsze obywatelstwo. Tbilisi w odpowiedzi pozbawiło go obywatelstwa gruzińskiego. Na stanowisku gubernatora Odessy wystąpił przeciwko prezydentowi Poroszence, oskarżając go o korupcję i sprzyjanie jej.
Efektem tego było właśnie pozbawienie go obywatelstwa Ukrainy. Poroszenko tym samym pozbawił się możliwego konkurenta, choć sondaże nie dawały Saakaszwilemu większych szans. Jedyne, na co w tej chwili może liczyć Michaił Saakaszwili, to ponowne przytulenie się do swego promotora – Stanów Zjednoczonych. Ale nie słychać, by amerykańska administracja przejawiała zainteresowanie upadłym politykiem. Tam nie lubią przegranych.