KOMENTARZ POWYBORCZY. Na polityczne trzęsienie ziemi w Kosowie po niedzielnych wyborach parlamentarnych nie zanosi się, a ich wynik zapowiada raczej bezruch i stagnację z uwagi na brak silnego zwycięzcy, który mógłby samodzielnie uformować nowy gabinet.
Wygrała – zgodnie z przewidywaniami – koalicja Demokratycznej Partii Kosowa (PDK), Sojuszu na rzecz Przyszłości Kosowa (AAK) i Inicjatywy dla Kosowa (Nisma) zwana od pierwszych liter nazw ugrupowań PAN (PDK-AAK-NISMA). Jej kandydatem na premiera jest Ramush Haradinaj. Ta formacja, złożona z trzech wielkich partii oraz dziewięciu pomniejszych stronnictw, składa się w większości z byłych bojowników UÇK (alb. Ushtria Çlirimtare e Kosovës – pol. Armia Wyzwolenia Kosowa).
Drugi wielki blok wyborczy stworzyły: Demokratyczna Liga Kosowa (LDK), Sojusz dla Nowego Kosowa, (AKR) i Inicjatywa „Alternative” wraz z czterema mniejszymi ugrupowaniami, zwany LAA (LDK-AKR-Alternativa), który w głosowaniu uzyskał dopiero trzeci wynik.
Największą niespodzianką jest sukces ruchu nacjonalistycznego Vetëvendosje (VV – Samostanowienie). Ta partia uzyskała poparcie ponad 27 procent wyborców i powiększyła swój elektorat o ponad 12 procent w stosunku do wyniku sprzed 2 lat, co dało jej drugie miejsce w tegorocznych wyborach.
Serbska Lista zdobyła – zagwarantowane konstytucją – 10 miejsc w parlamencie, podobnie jak inne mniejszości narodowe.
O ile nie zmienią się wyniki wyborów, bardzo prawdopodobny podział miejsc w 120 osobowym parlamencie Kosova wygląda następująco: PAN – 39, VV – 31 , LAA – 30 i mniejszości – 20 miejsc. Aby uzyskać większość i stworzyć rząd potrzeba 61 głosów.
Ramush Haradinaj ma ogromną ochotę zostać premierem, ale… ma olbrzymi problem, ponieważ LAA jak i VV zapowiedziały wcześniej i podtrzymują to zdanie do dziś, że nie wejdą w układ z PDK, które rządziło już prawie 17 lat i w ich ocenie niewiele zmieniło to w Kosowie. Były szef rządu Isa Mustafa z LAA zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o tekę premiera, a jego partia LDK ogłosiła, że nie wejdzie w koalicję z PAN, która przed dwoma miesiącami doprowadziła do upadku rządu. Zgodnie z Konstytucją prezydent Kosova Hashim Thaci zaproponuje niebawem zwycięskiej partii, w tym przypadku PAN, a konkretnie Haradinajowi – utworzenie gabinetu. Gdy powołanie rządu nie powiedzie się w ciągu 15 dni od dnia powierzenia tej misji, wówczas prezydent ma obowiązek po raz drugi złożyć taką propozycję. Tylko komu? I tu jest problem.
Przed dwoma laty wygrała wybory parlamentarne PDK, która nie mogła przez kilka miesięcy stworzyć rządu, ponieważ nikt nie chciał wejść z tą partią w koalicję. Wówczas Trybunał Konstytucyjny Kosowa wydał „salomonowy werdykt”, na podstawie którego po raz drugi powierzono PDK (wówczas Hashimowi Thaciemu, kandydatowi na premiera) misję utworzenia rządu. W efekcie – po kilkumiesięcznych mediacjach międzynarodowych – PDK utworzyła rząd z LDK, na czele którego stanął Isa Mustafa. To tę koalicję nazwano potem „Strzelbami (PDK) i Różami (LDK)”. W ocenie wielu prawników Trybunał wówczas naruszył Konstytucję Kosowa, ale w imię utrzymania spokoju uznano to za jedyne możliwe rozwiązanie. PDK, pomna wydarzeń sprzed dwóch lat zmontowała w tych wyborach koalicję wyborczą PAN (PDK-AAK-NISMA) licząc, że tym razem uzyska większość pozwalającą na samodzielne rządzenie. Stało się jednak inaczej, bo historia lubi się powtarzać.
Jeśli Haradinajowi nie uda się sformować rządu i popierającej go większości parlamentarnej, to prezydent Thaci ma obowiązek powierzyć mandat premiera kandydatowi kolejnej partii, czyli „Samostanowieniu VV”, bowiem to ona uzyskała drugi wynik wyborczy.
Kandydatem VV na premiera jest Albin Kurti, który wstępnie zapowiedział, że może wejść w koalicję z LAA, Mniejszościami i Serbami. Dziwi to nieco liderów serbskich, bo VV szła do wyborów z hasłami pozbycia się Serbów i wszystkich misji – UE i ONZ z Kosowa, ale… w polityce wszystko jest możliwe. Faktem jest, że koalicja PAN nawet gdyby pozyskała sympatię Mniejszości Narodowych i Listy Serbskiej to do uzyskania większości zabraknie jej wciąż dwóch głosów. Nie sprzyja też temu dzisiejsze oświadczenie Haradinaja, który zapowiedział, że negocjacje z Serbią będą możliwe, jeśli ta uzna Kosowo. A wiadomo, że oficjalne stanowisko rządu serbskiego nadal brzmi: „Kosovo je Srbija”. Zapowiada się i tu więc dalszy pat.
Inne koalicje – jak na razie – nie wchodzą w grę, z uwagi na wieloletnie pretensje i zbyt duże różnice programowe. Byłych bojowników z UÇK nie lubią mieszkańcy Kosowa, bo nie tylko zbyt długo rządzili Kosowem, ale dodatkowo – jak sam usłyszałem – kupowali glosy wyborców, za różne obietnice, np. uzyskania pracy. Poprzednio też obiecywali, ale nie dotrzymali słowa. Ponadto wielu liderów PAN to osoby, które być może w przyszłości ponownie staną przed Specjalnym Międzynarodowym Trybunałem do osądzenia zbrodni UÇK. O tym ludzie mówią w Kosowie i to zniechęca ich do tej formacji.
Wiadomo natomiast, że mieszkańcy Kosowa oczekują poprawy warunków życia, pracy i ochrony socjalnej. Zapewnienie miejsc pracy to zahamowanie emigracji młodych ludzi. Walka z korupcją i nadużyciami to kolejne problemy stojące przed tym młodym krajem. A to obiecywało nacjonalistyczno – lewicowe „Samostanowienie” i stąd taki wzrost jej poparcia. Jeśli wejdzie w koalicję z LDK, Serbami i Mniejszościami i utworzy rząd, zapewne będzie musiała zaprzestać rzucania petardami w parlamencie i w końcu zatwierdzić granicę z Czarnogórą. Trzeba będzie wznowić negocjacje z Serbią i UE. Tego oczekują albańscy Kosowianie a także społeczność międzynarodowa. Nikomu nie zależy na konflikcie w Kosowie, więc teraz czas wygasić wyborcze pogróżki i wziąć się do pracy. To czeka każda koalicję, która obejmie władzę w Kosowie.