(181220) — MOSCOW, Dec. 20, 2018 (Xinhua) — Russian President Vladimir Putin speaks at his annual press conference in Moscow, Russia, Dec. 20, 2018. (Xinhua/Bai Xueqi)
Gdy w 1963 r., w Sopocie, Tamara Miansarowa wyśpiewywała po rosyjsku „Zawsze niech będzie słońce”, hymn ku czci pokoju, o mamie i bronieniu dzieci, Putin miał 11 lat. Z całej piosenki zapamiętał tylko jedno – „zawsze niech będę ja”.
Niebo jak dom
Słońce jak sen
Oto rysunek malucha
I kilka snów literek rząd
Nieśmiało wciska się w kąt
Zawsze niech będzie słońce
Zawsze niech biedzi niebo
Zawsze niech będzie mama
Zawsze nich będę ja
Zawsze niech będzie słońce
Zawsze niech biedzi niebo
Zawsze niech będzie mama
Zawsze nich będę ja
Druhu mój zważ ludzi i czas
Ludzie tak pragną pokoju
Chociaż od trosk srebrzy się włos
Serce powtarza nam w głos
Zawsze niech będzie słońce
Zawsze niech biedzi niebo
Zawsze niech będzie mama
Zawsze nich będę ja
Zawsze niech będzie słońce
Zawsze niech biedzi niebo
Zawsze niech będzie mama
Zawsze nich będę ja
Przypominam słowa tej piosenki, którą przez lata wciskano młodym ludziom w demoludach i krajach Związku Radzieckiego. Miały od dziecka wmawiać każdemu, że Rosja to wielki kraj, wielkich, miłujacych pokój ludzi.
Putin w ciągu kilku chwil zniszczył ten wizerunek. Jego agresja na Ukrainę dokonywana rękami zwykłych Rosjan, każe zapomnieć o jakiejkolwiek ich wielkości. Naród, który nie potrafi sobie poradzić z opętanym własną propagandą przywódcą, utrsacił prawo przywoływania, takich swoich synów, jak Puszkim, Czajkowski, Dostojewski, Czechow, Musorgski, czy Tołstoj. Agresor nie ma kultury. Agresor jest barbarzyńcą. Naród zaś, który do tego barbarzyństwa dopuścił wart jest tylko tytułowego określenia.
Oczywiście Rosjanie maja jeszcze szansę. Wystarczy, że obudzą się z propagandowego snu Putina. Bo chciałbym kiedyś, za Mickiewiczem, napisać tekst pod tytułem „Do przyjaciół Moskali”