Dwie izby amerykańskiego Kongresu dogadały się w sprawie ostatecznego kształtu ustawy obniżającej podatki. W wielkich firmach mogą otwierać szampana.
Do ostatniego dnia amerykańskie media spekulowały, że sprawa podatków może ugrzeznąć w długich negocjacjach, gdyż część senatorów zaczęła wahać się, czy popierać obniżkę. Ostatecznie udało się przekonać niezdecydowanych Marco Rubio i Boba Corkera, który w poprzedniej senackiej debacie argumentował, że zmniejszenie wpływów budżetu niewspółmiernie pogłębi dług publiczny. A to oznacza, że uzgodniona między Izbą Reprezentantów i Senatem wersja zmian w kodeksie podatkowym USA, największych od 1986 r., ma otwartą drogę do wejścia w życie.
Beneficjentami nowych przepisów będą w pierwszej kolejności wielkie firmy. Podatek od korporacji po obniżce wyniesie już nie 35, a 21 proc. Pojawią się również nowe możliwości ulg i odpisów podatkowych dla biznesu. Maksymalna stawka podatkowa dla najzamożniejszych też spadnie: z 39 proc. do 37,6 proc. A wszystko to pomysłodawcy okrasili klasyczną neoliberalną propagandą, co z tego, że negatywnie zweryfikowaną w wielu krajach. – Lud amerykański zbliża się do planu, który przyniesie wyższe płace, niższe podatki, prostszy system i silniejszą gospodarkę – powiedział Republikanin Kevin McCarthy. W podobnym tonie politycy tej partii publikują komentarze w mediach społecznościowych. Nie mogą wszak oznajmić wprost, że cięcie podatku korporacyjnego to spełnienie artykułowanego od lat życzenia lobbystów działających na rzecz wielkich firm.
Zwykli pracownicy, a nawet klasa średnia, na zmianach nie skorzystają wcale, chociaż to właśnie im Trump obiecywał niewiarygodne profity z obniżki podatków, jaką wprowadzi jako prezydent. Progi podatkowe, które dotyczyły tych grup obywateli, pozostają bez zmian, a spadek dochodów budżetowych wcale nie jest dla nich dobrą wiadomością. Demokraci, którzy od początku mobilizowali się przeciwko zmianom, podnoszą, że rezygnacja z takiej części dochodów budżetowych zwiększy dług publiczny, który wynosi dziś ok. 20 bln dolarów, o kolejne 1,4 bln w ciągu dekady. – To prezent dla zamożnych wspierających kampanię Republikanów i obraza dla pracujących rodzin w naszym kraju – wprost oznajmił w parlamentarnej debacie Bernie Sanders. Wcześniej nie wahał się nazywać projektu „jedną z największych kradzieży w historii Ameryki”.
Ostateczne głosowania nad ustawą odbędą się w przyszłym tygodniu. Z uwagi na stosunek sił w obu izbach Kongresu korzystne dla Republikanów rozstrzygnięcie jest praktycznie przesądzone.