Nie jesteśmy tak do końca pewni, która partia (partie?) zwycięży w wyborach do polskiego parlamentu w roku 2023. Przyznajmy jednak, że w rezultacie wyborów powstać powinna koalicja (bo nie będą to prawdopodobnie rządy jednej partii), kontynuująca w polityce zagranicznej niektóre elementy aktualnej polityki zagranicznej. Spotkać się można co prawda z poglądem, że Polska nie ma swej polityki zagranicznej, ale zgodzić się też trzeba, że politykę zagraniczną prowadzi nie tylko Rząd i krytykowane niekiedy ministerstwo spraw zagranicznych, ale także przede wszystkim Prezydent oraz Ministerstwo Obrony i obie izby polskiego parlamentu.
Każde państwo ma swoje stałe interesy, których na ogół broni także po zmianie rządów. O kontynuację tej linii zabiega w USA pewna grupa ludzi. Robert D. Kaplan określa tę grupę w Stanach Zjednoczonych mianem grupy imperialnej (Mnie bardziej odpowiadałby dawny, szerszy termin – kompleks wojskowo-przemysłowy M.P.). Zaliczają się do niej dziennikarze i eksperci polityczni z think tanków, którzy kształtują opinie w dziedzinie polityki zagranicznej. Ich opiniami „bombardowana jest każda administracja”. Do klasy imperialnej należą ludzie zamożni i wykształceni w najlepszych uczelniach. Think tanków jest obecnie w Stanach bardzo wiele, a jeśli chodzi o media to stanowią one ośrodek władzy obejmujący zarówno liberalnych internacjonalistów, jak i neokonserwatystów. Jedni i drudzy popierali w przeszłości wykorzystywanie wojsk amerykańskich do narzucania amerykańskich wartości. Imperializm amerykański przedstawiany jest przez tę grupę jako humanitarny. Robert D. Kaplan nie sugeruje, że intencje klasy imperialnej są złe (w istocie czasami mogą być dobre), twierdzi natomiast, że jej wpływ na politykę zagraniczną jest trwały. Dobrobyt amerykański zrodził klasę globalnych kosmopolitów, których amerykańska odmiana charakteryzuje się skłonnościami imperialistycznymi żywionymi pod przykrywka humanitaryzmu. (Robert D. Kaplan, Imperium waszyngtońskie, Rzeczpospolita, 23 listopada 2012). Z powyższego wywodu można by wysnuć wniosek, że nawet w razie wygranych przez D. Trumpa i republikanów wyborów prezydenckich w przyszłym roku, dostawy sprzętu wojskowego do Polski pozostaną nienaruszone.
Z kolei w Polsce każda zmiana rządów to „trzęsienie ziemi”. Następują zmiany zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej, często słuszne, ale nie zawsze. W pewnych dziedzinach potrzebna byłaby kontynuacja. Poglądy wielu amerykańskich politologów na sytuację globalną są w Polsce wśród elit politycznych od wielu lat znane, a ich książki i artykuły szeroko tłumaczone na język polski. W ich rozważaniach strategicznych ważne miejsce zajmuje Polska. Nazwisko profesora Zbigniewa Brzezińskiego i jego dorobek naukowy jest oczywiści znany powszechnie, nie tylko wśród elit. Znany jest też George Friedman, który napisał kiedyś, że najbardziej entuzjastycznymi uczestnikami amerykańskiej konfrontacji z Rosją będą dawni sowieccy satelici , zwłaszcza Polska. „Kierowani przez Amerykanów, w jakimś sensie też będą nimi kierować”. (George Friedman, Następne 100 lat, AMF, Warszawa 2009, str. 171). Kilka lat temu komentował tę książkę (dość krytycznie, powątpiewając, i słusznie, w możliwości mocarstwowe Polski) ludowiec Waldemar Pawlak. Natomiast prezes Jarosław Kaczyński wspomniał kilka tygodni temu, że jego marzeniem jest „blok polski” w Europie Środkowej, pojęcie wzięte żywcem od Friedmana. Podsumowując niejako niedawną polsko-ukraińską dyplomatyczną sprzeczkę (dotyczącą płodów rolnych oraz rzekomego braku wdzięczności dla Polski ze strony Ukrainy), prezydent Ukrainy Wołodymyr Zeleński powiedział: „Bardzo doceniamy historyczne wsparcie Polski, która razem z nami stała się prawdziwą tarczą Europy – od morza do morza (podkreślenie moje, M.P.) i w tej tarczy nie może być żadnej szczeliny”. (Ukrinform, 2 sierpnia 2023). Pojęcie „Międzymorza” pojawia się wielokrotnie w dyskusjach o naszym regionie, oznacza ono włączenie Ukrainy do systemu środkowoeuropejskiego. Wydaje się jednak, że dopóki trwa na Ukrainie wojna, a Ukraina nie ma granic uznanych międzynarodowo, najlepszym rozwiązaniem w relacjach między naszymi krajami byłby Traktat na wzór francusko-niemieckiego, który umożliwiałby rozwiązywanie problemów w drodze dyskusji na wszystkich szczeblach państwowych. A właśnie tego w polsko-ukraińskich stosunkach obecnie brakuje.
Poglądy politologów amerykańskich należy brać niezwykle poważnie, bo mają wpływ zarówno na amerykańską politykę zagraniczną, jak i polską oraz na kształtowanie poglądów elit politycznych w naszym regionie. Można przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że poglądy te są znane i brane pod uwagę praktycznie przez wszystkie polskie partie polityczne. (Prawdopodobnie z wyjątkiem Konfederatów, ale to przypadek szczególny). I nie chodzi tu bynajmniej tylko o ewentualną krytykę amerykańskiego spojrzenia na świat, Europę Środkową i Polskę, bo np. niektóre prognozy Friedmana sprawdzają się jednak inne nie. Od sformułowania tych prognoz minęło już 10 i więcej lat. Dużą trudnością dla właściwej ich oceny obecnie jest okoliczność, że wizja Friedmana obejmuje 100, a nie 10 lat. Friedman pisząc o roli Niemiec i Francji w Europie zauważa, że od współpracy gospodarczej tych krajów z Rosją zaczyna się coraz mocniejsza współpraca polityczna, niekorzystna dla spójności Zachodu, a w szczególności dla Europy Środkowej (z tym, że według Friedmana Europa Środkowa to Niemcy i Włochy, a nasz region to u niego Europa Wschodnia). Nie przewidział on jednak skutecznej polityki demokratycznej administracji prezydenta Joe Bidena, któremu udało się zjednoczyć Zachód i NATO w obliczu wojny na Ukrainie. Przy czym do końca stulecia jeszcze daleko! Sytuacja w świecie, w Europie i w Europie Środkowej do końca XXI wieku ulegać będzie zmianom a Friedman bierze te procesy oczywiście pod uwagę. Friedman miał też nieco racji dostrzegając kryzys w Unii Europejskiej, (ale nie jest to jeszcze, jak wieszczył, rozpad Unii!), oraz pewne osłabienie gospodarcze Niemiec, jego zdaniem z powodu zbytniej zależności od eksportu, a ich najważniejszym partnerem są Stany Zjednoczone (czyżby groźba?). Przewidział też osłabienie polityczne Francji (coraz częstsze niepokoje społeczne). Wbrew prognozom Friedmana Unia Europejska nie przestała istnieć. (George Friedman:, Nasz Dziennik: UE praktycznie przestała już istnieć, 13.06.2018). Nasz Dziennik to pismo narodowo-katolickie, bardzo bliskie poglądom partii Prawo i Sprawiedliwość. Jak widać teksty George’a Friedmana od dawna znajdują wśród zwolenników tej partii stałych czytelników. Coś się jednak ostatnio zmienia, bo nasz prezydent (mamy rok 2023) zabiega o uzyskanie wpływu na obsadę stanowisk w Unii Europejskiej, która jak widać ma zamiar nadal trwać. Friedman nie przewidział także wojny na Ukrainie. Początkowo uważał, że zmiany w regionie środkowoeuropejskim nastąpią w sposób pokojowy, a w latach 20. nastąpi rozpad Rosji, która zostanie pokonana w wyniku wyścigu zbrojeń. W roku 2018 zmienił jednak zdanie twierdząc, że „ im dłużej trwa pokój, tym bardziej prawdopodobny wydaje się wybuch wojny, a przyszłość Polski ściśle jest powiązana z pytaniem o przyszłość Rosji”. Podtrzymał przy tym nadal tezę, że w latach 20. Rosja się rozpadnie. (Dziennik Polska the Times, wydanie internetowe, 12.06.2018, rozmowa z Agatonem Kozińskim). Pewne procesy w Rosji wydają się tę tezę potwierdzać, ale czy nastąpi to już w latach 20.? Co do Ukrainy to oderwała się ona już wcześniej i nie o nią chyba tu chodzi.
Na imperializm amerykański można „wybrzydzać”, co nie jest wcale takie trudne. Mieć jednak trzeba świadomość, że po drugiej stronie mamy do czynienia z imperializmem rosyjskim, który Polsce i Europie Środkowowschodniej bezpośrednio zagraża. Tezy George’a Friedmana o rozpadzie czy upadku Rosji nie do końca są przekonywujące. W konflikcie rosyjsko-ukraińskim istotną rolę odgrywają popierające Rosję Chiny, ale Chiny w rozważaniach Friedmana przeżywają podobno coraz większe wewnętrzne trudności i nie mają na arenie międzynarodowej większego znaczenia. I tu tkwi jego poważny błąd, bo sprawy przedstawiają się zupełnie inaczej. Chiny to wielkie mocarstwo konkurujące ze Stanami Zjednoczonymi w wielu dziedzinach o pierwsze miejsce w świecie i …w kosmosie. Sądzę, że przedłużająca się wojna rosyjsko-ukraińska nie sprzyja gospodarczym interesom Chin w Europie, w tym w Europie Środkowej.
Zmiany i wyzwania
To co definitywnie wymaga zmiany w polskiej polityce zagranicznej po wyborach to poprawa relacji Polski z Unią Europejską, Niemcami i Francją oraz ożywienie Trójkąta Weimarskiego. Postulowałby ten kierunek Zbigniew Brzeziński, gdyby żył. Nie oznaczałoby to w jego ocenie pogorszenia stosunków Polski ze Stanami Zjednoczonymi, wręcz przeciwnie – nastąpiłoby dalsze wzmocnienie więzi transatlantyckich. Taka polityka byłaby zgodna z obecnymi wysiłkami prezydenta Joe Bidena zmierzającymi do zjednoczenia Zachodu i NATO. Z kolei wizja Brzezińskiego świata, w którym Rosja znajdzie się w orbicie Zachodu jest w tej chwili niewyobrażalna. Podobnie jak realizacja marzeń Jana Pawła II o prawosławiu rosyjskim jako drugim płucu chrześcijaństwa. (Dla przypomnienia: Putin spotykał się z Janem Pawłem II, a 15 lipca 2019 roku Putin na audiencji u papieża Franciszka wręczył mu ikonę Matki Boskiej Włodzimierskiej. Przypominając o tym jestem daleki od wyciągania z tych wydarzeń pochopnych i dalekosiężnych wniosków politycznych, pamiętam tylko, że niektórzy znani politycy europejscy spotykali się z Putinem i obecnie czynione im są z tego powodu zarzuty. M.P.).
Rząd jaki powstanie po wyborach zmierzy się z obiektywnym procesem integracji środkowoeuropejskiej. M.in. rosnących powiązań politycznych i gospodarczych w Europie Środkowej na linii Północ – Południe (transport, energetyka i telekomunikacja). Proces ten przebiega w ramach Inicjatywy Trójmorza, w którą zaangażowane są nie tylko Stany Zjednoczone, ale i Unia Europejska. Friedman przewidywał w swych tekstach integrację naszego regionu, mimo to nie doceniał znaczenia Skandynawii w tym procesie. Od pewnego czasu mówi się już o Europie Środkowej jako obszarze od Północnej Norwegii do Grecji. Jednym z pierwszych dowodów na istnienie na tym obszarze wspólnych środkowoeuropejskich interesów ekonomicznych była sprawa Nord Stream I i II. Obecnie o wspólnych interesach – tym razem politycznych i militarnych – ewidentnie świadczą starania Finlandii i Szwecji o przyjęcie do NATO i dołączenie tych krajów do wschodniej flanki Sojuszu. Definicja Europy Środkowej zmieniała się od czasów II wojny światowej. Według Milana Hodży w skład regionu wchodziło 8 państw: Polska, Czechosłowacja, Węgry, Austria, Rumunia, Bułgaria, Jugosławia, Grecja. Uważał on, że wydarzenia II wojny uzasadniały ścisłą współpracę między tymi państwami. Po wojnie niektórzy polscy autorzy wykluczali z tego towarzystwa Austrię, gdyż ich zdaniem mogła ona reprezentować niemieckie interesy. Niektórzy uczeni opracowali po wojnie, dobrze skądinąd uzasadnioną, ekonomiczną definicję Europy Środkowej i włączyli do niej wschodnie Niemcy (teren byłej NRD) biorąc pod uwagę historię Prus i związane z tą historią uwarunkowania gospodarcze. Przy czym z naszej (polskiej) strony byłby to jawny i nie do przyjęcia rewizjonizm. (To piszę pół żartem, pół serio, M.P.). Wydaje się, że najbardziej przydatna jest polityczna definicja Europy Środkowej, gdyż umożliwia ona dokonania korekty w przypadku zmian w regionie. Dotyczy ona obszaru między Niemcami, Rosją, Turcją i Włochami. W związku z oderwaniem się od Związku Radzieckiego Ukrainy, Białorusi, krajów bałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia) oraz Mołdawii, kraje te włączone zostały politycznie do Europy Środkowej. Niepewny wydaje się natomiast, może tymczasowo, los Białorusi. Istnieje też geograficzna definicja Europy Środkowej. Przedstawił ją Milan Hodża. Podstawowym elementem integracyjnym Europy Środkowej jest według niego korytarz: Wisła, przesmyk cieszyńsko-żyliński, rzeka Wah – środkowy Dunaj – serbska Morawa – Wardar – Saloniki. Według tej osi geograficznej (Północ-Południe) powinna, zdaniem Hodży, usytuować się wspólnota środkowoeuropejska. Między Niemcami, Włochami a Rosją. (Piotr Eberhard, Koncepcje Federacyjne Milana Hodży, Przegląd Geograficzny, 2016, 88,2, s. 223-246).
W Polsce nie ma, w przeciwieństwie do Stanów, jednej grupy ludzi, która dbałaby o politykę kontynuacji polskich stałych interesów, a takie niewątpliwie istnieją. Opinie i oceny – często bardzo cenne i trafne – kształtowane są w wielu ośrodkach: naukowych (m.in. think tanki), politycznych, medialnych. Mimo to polaryzacja polskiej sceny politycznej powoduje, że w Polsce po zmianie rządów nikt wspólnych interesów nie definiuje. Może tym razem będzie inaczej?! Przynajmniej w przypadku Europy Środkowej. Znajdźmy wspólne wartości.