Irak oficjalnie pokonał Państwo Islamskie, ale to nie koniec problemów wewnętrznych tego kraju. Organizacje broniące praw człowieka alarmują: rząd fatalnie zabiera się do rozwiązania kwestii dwóch milionów wewnętrznych uchodźców.
Prawie sześć milionów Irakijczyków musiało uciekać przed działaniami wojennymi – ci, którzy po zwycięstwie nad IS mieli do czego wracać, już to zrobili. Około 2,6 mln straciło jednak wszystko i przebywa obecnie w obozach dla uchodźców. Dla premiera Hajdara al-Abadiego to niekomfortowa sytuacja. Mieszkańcy obozów nie będą mogli głosować w wyborach parlamentarnych planowanych na wiosnę – według irackiego prawa oddanie głosu jest możliwe w miejscu pochodzenia.
Organizacje pomocowe alarmują więc: władze wymuszają na mieszkańcach obozów powrót do domów, nawet jeśli w miejscu pochodzenia nie mają ani krewnych, ani żadnego majątku czy nawet domu. Nie zwracają uwagi nawet na fakt, czy tam, skąd przybyli uchodźcy, zakończono już prace nad rozminowywaniem terenu. O dostępie do opieki medycznej czy szkoły dla dzieci nie warto nawet wspominać, na ich organizację państwo irackie nie ma pieniędzy. W obozach podstawowa edukacja i służba zdrowia działały, głównie dzięki wsparciu międzynarodowych organizacji pomocowych. Tam też wielu uchodźców miało jakąś pracę, o co w miejscu pochodzenia może być bardzo trudno.
Z relacji pracowników organizacji dystrybuujących żywność i podstawowe produkty, cytowanych przez Agencję Reutera, wynika, że na razie do opuszczenia obozów zmuszono między 2400 a 5000 Irakijczyków i Irakijek. To mało, ale też to dopiero początek. Postępowanie jest proste: uzbrojeni żołnierze przyjeżdżają do obozu, odczytują nazwiska mieszkańców, którzy mają się wynieść, dają im godzinę na spakowanie i wywożą.
Władze irackie nie ukrywają specjalnie prowadzonych niehumanitarnych działań. Przyznając, że tereny po Państwie Islamskim mogą być niebezpieczne choćby z uwagi na pozostawione miny i niewybuchy, mówią w oficjalnych komentarzach, że terroryści zostali pokonani i „obywatele muszą wracać do domu”. Nie komentują natomiast opisywanych w mediach sytuacji, w których powracający obywatele doznali obrażeń z powodu wybuchów nieusuniętych bomb czy też zostali napadnięci przez uzbrojonych bojówkarzy.
Przedwyborcza strategia Hajdara al-Abadiego może w tej sytuacji okazać się samobójcza. Nawet jeśli Irakijczycy kojarzą go z pokonaniem Państwa Islamskiego, to wcale nie muszą zagłosować na kogoś, kto skazał ich na nową tułaczkę. O ile w ogóle pójdą na wybory.