Po rozmowie z premierką W. Brytanii, Theresą May, pierwsi ministrowie Szkocji, Nicola Sturgeon, Walii, Carwyn Jones, Irlandii Płn., Arlene Foster i jej zastępca, Martin McGuinness nie ukrywali, iż są zniesmaczeni tym, że Londyn nie ma ochoty konsultować z nimi programu działań związanych z wyjściem z Unii Europejskiej.
Do siedziby premierów brytyjskich zaproszono ich po raz pierwszy od 2014 r. Rozsierdzona szefowa rządu Szkocji powróciła do grożenia rozpisaniem nowego referendum niepodległościowego i podkreśliła, że nie blefuje, że nie będzie stać z boku i przyglądać się, jak Szkocja jest spychana na skraj Brexitowego urwiska.
Dwa lata temu ówczesny rząd szkocki poniósł porażkę, bowiem rodacy wybrali w referendum (55 proc. „za”) dalszą przynależność do Zjednoczonego Królestwa (UK), ale czasy zmieniły się, bowiem w tegorocznym referendum w sprawie wyjścia W. Brytanii z Unii Europejskiej Szkoci odrzucili je większością 62 proc. A teraz po gwałtownym pośliźnięciu się kursu funta, wręcz oglądają się za euro. Irlandia Północna też nie chciała Brexitu. Chciały tylko Anglia i Walia.
Ale po spotkaniu z May, Walijczyk Jones i Sturgeon powiedzieli, że stanęli na stanowisku, iż artykuł 50 traktatu UE nie może zostać uruchomiony, póki nie zostanie ustalone wspólne stanowisko Londynu oraz Szkocji i Walii w sprawie negocjacji z Unią Europejską. Dodali też, że zależy im na tym, by ich narody miały nadal prawo udziału w jednolitym rynku europejskim. Jones podkreślił, że narody UK „muszą mieć pewność, iż mogą kontynuować wymianę handlową z jednym z największych rynków świata”. A dostęp ten może skończyć się, gdy Londyn zamknie granicę dla swobodnego ruchu osób.
Z kolei pierwsza minister Irlandii Północnej podkreśliła, że narody UK „muszą być w centrum procesu” negocjacji. W Irlandii Płn. narasta obawa, że Brexit przywróci bardzo niechciane kontrole na granicy z Republiką Irlandii i w ogóle zdestabilizuje kruchy pokój, jaki utrzymuje się od porozumienia z 1998 r.
W liście skierowanym do May jeszcze przed spotkaniem, pierwszy minister Walii domagał się, by wszystkie 3 parlamenty regionalne głosowały w sprawie ostatecznego porozumienia, które będzie określać warunki rozwodu. Ale wygląda na to, że May chce, aby tylko parlament w Londynie miał prawo głosu.
Padają głosy, że May może przejść do historii, nie tylko jako ta, która wyprowadzi W. Brytanię z Unii, ale i rozbiłje UK.