W „Unicestwianiu” Houellebecq jest bardziej jednoznaczny w kwestiach wartości. Pewnie dlatego powiedział, że to może być jego ostatnia książka. W niej zawarł wszystko, co chciał – stwierdziła tłumaczka książek Michela Houellebecqa Beata Geppert. Nowa powieść francuskiego autora ukaże się w Polsce 12 października.
W „Unicestwianiu” Houellebecq przenosi czytelników do 2027 r. We Francji trwa właśnie kampania przed wyborami prezydenckimi. Zwycięstwo Benjamina Sarfatiego, wyznaczonego przez ustępującego z urzędu prezydenta, wydaje się niemal pewne. Tak przynajmniej twierdzi sztab PR-owców przygotowujących kandydata. W wydarzenia kampanijne angażuje się wpływowy minister gospodarki i finansów Bruno Juge, który wtajemnicza w nie swojego przyjaciela, współpracownika z resortu Paula Raisona. Myśli tego ostatniego coraz bardziej zaprząta kryzys małżeński i problemy rodzinne związane ze stanem zdrowotnym ojca, byłego pracownika kontrwywiadu gospodarczego, który po udarze walczy o odzyskanie podstawowych funkcji życiowych. Na dalszych stronach powieści poznajemy rodzinę Paula – jego siostrę, zagorzałą katoliczkę Cecile, młodszego brata rozczarowanego życiem Aureliena oraz żonę Prudence. We Francji premiera książki odbyła się w styczniu br. O „Unicestwianiu” i pracy nad przekładem opowiedziała tłumaczka Beata Geppert.
Daria Porycka: „Unicestwianie” ukazuje się po 28 latach od debiutu Michela Houellebecqa. Jaka jest dziś jego pozycja we Francji?
Beata Geppert: Ma status megagwiazdy. Jaki status miał 28 lat temu – nie wiem. Nie śledziłam tego. Na pewno dość szybko się wybił, bo już jego pierwsze książki – może nie pierwsza, ale druga, trzecia – odbiły się szerokim echem. W tej chwili może napisać cokolwiek. Wszystko się sprzeda. Nawet książka kucharska albo telefoniczna. Ma rzeczywiście wielkie nazwisko. Co prawda, obawiam się, że nie dostanie literackiego Nobla, choć należy mu się on jak psu kość. Bo Noble są dla politycznie poprawnych, najchętniej kojarzonych z lewicą, a zatem uosabiających wszystko, czym Houellebecq nie jest.
Premiera tej książki była tej samej skali wydarzeniem jak poprzednie?
Tak. Sprzedała się porównywalnie duża liczba egzemplarzy. Wielokrotnie większa niż w Polsce, bo Francuzi tym się różnią od Polaków, że czytają książki. Polskie nakłady książek Houellebecqa i tak – jak na nasze warunki – są duże, dochodzą dodruki, wznowienia. Ale we Francji jego powieści sprzedają się dosłownie w milionach egzemplarzy.
Jak odebrała pani „Unicestwianie”?
Nie jest to moja ulubiona książka Houellebecqa, ale on już mojej ulubionej nigdy nie przebije – to „Mapa i terytorium”. Dla mnie absolutna rewelacja. Umierałam ze śmiechu, kiedy to tłumaczyłam. Natomiast „Unicestwianie” jak zwykle u tego pisarza jest książką bardzo dobrą, no i tym razem bardzo dołującą. Tłumaczenie Houellebecqa jest zawsze przyjemnością. Już od lat mówię, że jest on moim literackim bratem bliźniakiem. Praca nad tłumaczeniem idzie sama, zdania samoistnie się układają. Ten pisarz jest niesłychanie logiczny w sposobie formułowania myśli, a to wcale nie jest takie częste. Houellebecq czasami pisze zdania na pół strony albo więcej, ale każde z nich można bardzo dokładnie, precyzyjnie zrozumieć, wszystkie przypadki się zgadzają.
Odnoszę wrażenie, że w „Unicestwianiu” Houellebecq po raz pierwszy tak wyraźnie opowiada się za tradycyjnymi wartościami. Pisze o tym, że w obliczu choroby, cierpienia przestaje mieć znaczenie kariera, polityka. Znacznie bardziej liczy się to, co przynosi chwilową ulgę i nadzieję – rodzina, dobro, miłość.
Chyba zawsze taki był. Tutaj faktycznie jest bardziej jednoznaczny. Może dlatego powiedział, że to już jest jego ostatnia książka. W niej zawarł wszystko, co chciał. Przynajmniej tak teraz sądzi. Rzeczywiście, to jest opowieść wprost o miłości, nie trzeba szukać jej w podtekstach. Poza tym w jednej scenie – tak to odbieram – bardzo wyraźnie określił swe poglądy na temat współczesnego świata. Jeden z bohaterów mówi, że gloryfikuje się dzieciństwo i młodość, a ludzie starsi są odrzucani, izolowani. Dla mnie to była własna deklaracja ideowa Houellebecqa. Mówi, że kochamy dzieci, bo się po nich czegoś spodziewamy. A przecież Houellebecq ma rację. Naprawdę nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Jedne wyrosną na Beethovena, a inne stoczą się na margines. Nie róbmy z nich bożków. Znacznie sensowniej jest doceniać ludzi za to, co zrobili, niż za to, co być może zrobią, a być może nie.
Niektórzy sądzą, że ostatnie książki Houellebecqa dowodzą, że coraz bliższa jest mu wiara chrześcijańska. W „Unicestwianiu” również sięga po ten temat.
Myślę, że on należy do tych ludzi, którzy bardzo by chcieli wierzyć, ale nie bardzo im to wychodzi. Marzy, żeby ta łaska na niego spłynęła, a ona nie chce. W wielu jego książkach pojawia się wątek religii. Oczywiście, część jego poglądów jest prawicowych, np. jest zdecydowanym przeciwnikiem eutanazji. Nie wiem, jaki jest jego stosunek do aborcji. Podejrzewam, że też niezbyt aprobatywny. Ma w sobie coś z prawicowca, tymczasem jest mi bardzo bliski, a przecież jestem lewaczką. Niepojęte. Wydaje mi się, że on jest taki mój przez to, że jest niezwykle inteligentnym człowiekiem, a ja bardzo wysoko cenię inteligencję. A nie każdy pisarz jest inteligentny.
Jakie są według pani najmocniejsze strony jego pisarstwa?
Styl, klarowność, niezwykłe poczucie humoru, sceny erotyczne. Od „Mapy i terytorium” poczynając, wszystkie sceny erotyczne były niesłychanie zabawne. Powiedziałabym, że „Unicestwianie” to jest chyba pierwsza książka, w której te sceny erotyczne są bardzo na poważnie, a przy tym są zupełnie niepornograficzne, bardzo delikatnie napisane. Bez wątpienia Houellebecq jest wnikliwym obserwatorem. Nie to, żeby był prorokiem. Każdemu zdarza się coś przewidzieć. Za to na pewno umie analizować rzeczywistość i wyciągać z niej wnioski. I zdecydowanie jest romantykiem, żaden z niego cynik. On się chowa za maską cynizmu. Mnie się wydaje, że to jest facet, który – jak mówią Francuzi – ma nerwy na skórze. Jest bardzo wrażliwy, choć ze swoją wrażliwością się chowa, bo nie chce dać się skrzywdzić. Jest więc szalenie romantyczny, wierzy w miłość.
Zarzuca mu się czasami, że w kolejnych książkach bazuje na tych samych pomysłach.
A który autor tego nie robi? Może są tacy, którzy piszą za każdym razem inną książkę. Ale większość przez całe życie pisze tę samą. Zmieniają się wydarzenia, imiona bohaterów, ale w sumie to jest zawsze ta sama opowieść. I dobrze, bo to świadczy o tym, że pisarz jest konsekwentny, niczego nie udaje.
Kiedy się spotkałyśmy, wspomniała pani, że nie konsultuje książek z autorem, ale czy chciałaby pani poznać Houellebecqa osobiście?
Bardzo bym chciała. Miałam z nim kontakt mailowy przy okazji „Mapy i terytorium”, ale to było po zakończeniu tłumaczenia. Książka leżała już w wydawnictwie, więc i tak nic bym w niej nie zmieniła. Chodziło o to, żeby spróbować go namówić, by przyjechał do Polski na polskiego Goncourta do Krakowa, bo dostał go wówczas właśnie za „Mapę i terytorium”. Niestety, nie udało się, ale długo go wtedy mailowo namawiałam. Bardzo ładną wiadomość wtedy do mnie napisał. Pamiętam ją do dziś, a było to parę ładnych lat temu. Napisał, że nienawidzi dziennikarzy, toleruje wydawców, a przepada za swoimi tłumaczami. Chciałabym się z nim spotkać. Zresztą zapraszał mnie, gdybym była we Francji, na kolację. Ale jakoś nie było okazji. Mam nadzieję, że jeszcze się uda, zanim oboje przeniesiemy się na łono Abrahama.
Jeszcze a propos Houellebecqa: przeczytam pani podziękowania z książki „Lucky Woman”, którą sama napisałam i która ukaże się na początku września: „Michelowi Houellebecqowi, bez którego tej książki by nie było”. Nie zdradzę zbyt wiele, ale w tej książce jest wszystko – polityka, religia, miłość, seks, zabójstwa, fizyka kwantowa. Co mi przyszło do głowy. Bo to nie ja napisałam książkę, tylko książka sama się napisała. Oczywiście, nie umiem pisać tak jak Houellebecq i nie udaję, że umiem. Natomiast w dużym stopniu wzorowałam się na jego sposobie pisania. Przynajmniej w niektórych fragmentach. I nikogo w niej nie oszczędzałam. Też po Houellebecqowsku.
Michel Houellebecq (ur. 1956 r.) jest autorem esejów, wierszy, a przede wszystkim powieści takich jak „Poszerzenie pola walki” (1994 r.), „Cząstki elementarne” (1998 r.), „Platforma” (2001 r.), „Możliwość wyspy” (2005 r.), „Mapa i terytorium” (2010 r.), „Uległość” (2015 r.) oraz „Serotonina” (2019 r.). Jego nowa powieść „Unicestwianie” w przekładzie Beaty Geppert ukaże się w Polsce 12 października nakładem Wydawnictwa W.A.B.
bnn/pap