Lemoniadowy Joe nie przybył do Polski. Ku maskowanemu oczywiście rozczarowaniu PiS, że nie udało się podłączyć gościa do rydwanu wyborczego. Czy przeszkodził mu huragan nadciągający nad Florydę, a może i huragan „Piebiak” czy też przyczyna była jeszcze inna? Wiceprezydent Pence to jednak nie to samo. Nie to stanowisko, nie ta fizjonomia, nie ta swada, nie ta energia co u jego Szefa. Na otarcie łez PiS otrzymało od Pence’a komplement dla Dudy za „działania na rzecz praworządności”. Czepili się tego w propagandzie jak pijany płotu i eksploatują.
Na defiladzie z okazji 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej Adrian bardzo tęgie stroił miny. W pojedynku na miny nikt z nim nawet nie próbował stawać w szranki. Na przeciwległym krańcu była jakby zdegustowana mina prezydentki Słowacji Zuzany Čaputowej, którą Kaja Godek nazwała „lewaczką”. Może była zszokowana tą hałaśliwą polską nacjonalistyczno-militarystyczną hucpą? Może po raz pierwszy w życiu widziała takie szopki?
Cała ta zapowiedź zrównoważonego budżetu pod rządem młodego Morawieckiego wygląda na „lipę”, na pisowską oszukańczą sztuczkę, polegającą na spyleniu dużej części wydatków na samorządy. Jeśli spylicie na sąsiada opłaty za media itp. to sobie rzeczywiście budżet zrównoważycie.
„Nie chciałbym być w jego skórze. Skończy w więzieniu albo w szpitalu psychiatrycznym” – powiedział Lech Wałęsa o Jarosławie Kaczyńskim, swoim największym kiedyś protektorze, inicjatorze „bitwy o Wałęsę”. Uwaga – nie mylić z Lechem Wałęsą, świeżo upieczonym zięciem byłego prezydenta, też Lechem, który przyjął nazwisko jego córki, czyli swojej żony. À propos, 31 sierpnia, pod Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku byłem o włos od sweet fotki z Lechem Wałęsą (tym prawdziwym), ale mój jazgotliwy pies mi go spłoszył.
Biskupi znów protestowali przeciw deprawacji dzieci przez edukację seksualną. To tak, jakby krwiożercze bestie wzywały do stosowania wegańskiej diety. Porównanie może odrobinę za ostre, ale na pewno trafne. To może łagodniej: przypomina mi to dowcip ze starej serii „szczyt czegoś”. Co to jest szczyt bezczelności? Wypróżnić się komuś na wycieraczkę, zadzwonić do drzwi i poprosić o papier toaletowy.
Syn Beaty Szydło po dwóch latach od prymicji wziął bezterminowy urlop od kapłaństwa. Nie dał rady czy ma inny pomysł na życie?
À propos. Przeciwnicy praw dla związków partnerskich ciągle powołują się na przepis konstytucyjny, że „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny jest pod szczególną ochroną państwa”. Wywodzą z tego zakaz „małżeństw homoseksualnych”. Prawnikom zwracam jednak uwagę na słowo „JAKO”. Otóż moim zdaniem da się to interpretować tak, że „JAKO” związek kobiety i mężczyzny małżeństwo jest pod „szczególną ochroną”, natomiast w innej konfiguracji płciowej pod „szczególną ochroną” nie jest, ale w przepisie ewidentnego przeciwwskazania dla jego zaistnienia brak, a jak wiadomo, co nie jest zakazane, jest dozwolone. Gdyby konstytucja stanowiła inaczej, to owo zdanie musiałoby brzmieć: małżeństwo TO związek kobiety i mężczyzny.
„Wypełzają na główne ulice polskich miast. Odurzeni złą ideologią, zwykli nieszczęśnicy, których dopadła tęczowa zaraza (…) Już dawno zgwałcili Warszawę, Poznań, Wrocław, Gdańsk. Niedawno brutalnie zgwałcili Białystok”. Zgadnijcie kto to? Jakiś zawodowy kato-pisowski propagandysta? Nie. To profesor pedagogiki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Aleksander Nalaskowski w tygodniku Karnowskich. Pedagogiki! Uwierzycie? Tako rzecze pedagog! Ten pan etyce pedagoga drastycznie się sprzeniewierzył. Co na to władze UMK?
W zeszłym tygodniu byłem na Mierzei Wiślanej. Mówi się tam, że brakuje pieniędzy na przekop dla żeglugi innej niż turystyczna (łódki, żaglówki, motorówki), a więc dającej nadzieję na zwrot kosztów inwestycji. W ogóle o przekopie cicho, nawet po stronie PiS. Czyżby zostanie tylko rozległa blizna po wyciętym lesie?
Doktor Tomasz Terlikowski ubolewa, że od dawna nie ma nowych nominacji kardynalskich dla polskich arcybiskupów, bo reprezentują konserwatywne skrzydło katolicyzmu, a w Watykanie górę biorą progresywiści. Na pocieszenie polecam doktorowi Terlikowskiego polskiego kardynała Stanisława Hozjusza, którego wizerunek, zaczerpnięty z „Unii Lubelskiej” Jana Matejki stanowi winietę Bigosu. Co prawda i dawno, i, co gorsza, z moją facjatą, ale zawsze to polski kardynał. Lepszy rydz niż nic.
„Wzywam wszystkich patriotów, warszawiaków, zdrowych na umyśle, by składali kwiaty, zapalali znicze, zostawiali biało-czerwone chorągiewki przed cokołem, na którym do niedawna stał pomnik wielkiego Polaka, wyzwoliciela Warszawy i Europy spod zarazy zbrodniczej armii niemieckiej, którego trzy tysiące żołnierzy zginęło chcąc pomóc Powstaniu Warszawskiemu, którego żołnierze jako pierwsi zawiesili biało-czerwoną flagę na Bramie Brandenburskiej w Warszawie 7 maja 1945 roku – generała Zygmunta Berlinga. Pomnik ten zniszczyła faszystowska menda, spokrewniona ideowo z tą hitlerowską zarazą. Zapomniałem nazwiska tego skurwysyna i dobrze, bo musiałbym je napisać z dużej litery, a on na to nie zasługuje. Dla tych, którzy nie wiedzą, gdzie ten pomnik był, informuję, że nad Wisłą, po stronie praskiej, przy moście dawniej imieniem Zygmunta Berlinga. Błagam Was, składajcie kwiaty, niech ten protest kwiatowy będzie plunięciem w twarz inicjatorom tego faszystowskiego wandalizmu”. Ulotkę tej treści wręczył mi starszy pan, który jako dziesięciolatek, z balkonu swojego mieszkania przy ul. Dąbrowieckiej na Saskiej Kępie widział działania i śmierć berlingowców płynących pontonami na pomoc Powstaniu. Bigos dołącza się do apelu.