Jednym z koronnych wyrazów – nazwijmy je tak – solidarnościowego kłamstwa w odniesieniu do stanu wojennego i osoby generała Wojciecha Jaruzelskiego jest uporczywe obstawanie przy tezie, że w grudniu 1981 roku Polsce nie groziła interwencja Armii Czerwonej i wojsk Układu Warszawskiego, w związku z tym całe odium za jego ogłoszenie i wykonanie spada wyłącznie na niego. Apodyktyczne i uporczywe utrzymywanie tej tezy jest dzisiejszym ideologom „post-solidarności” niezbędne do utrzymywania Generała w „piekle potępienia”, jako „komunistycznego zbrodniarza, który wypowiedział wojnę własnemu narodowi”.
Przyjęcie przez nich wersji, że owa interwencja była nie tylko bardzo prawdopodobna, a nawet pewna i nieuchronna, przy czym zbliżała się milowymi krokami oznaczałoby bowiem przyznanie – wyrażę się dosadnie – że Generał najzwyczajniej „uratował im dupy”.
Wejście bowiem na terytorium państwa polskiego nie tylko oddziałów wojskowych, ale także radzieckich, czechosłowackich czy enerdowskich sił bezpieczeństwa, przy ich ówczesnych nastrojach, dla większości liderów „Solidarności” oznaczałoby najprawdopodobniej śmierć, być może z wyroków sądów wojskowych, z dekretu o stanie wojennym, a być może, bez zbędnych ceregieli, zastrzelenie ich na miejscu po schwytaniu. Bibliografia publikacji poświęconych okolicznościom wprowadzenia i przebiegowi stanu wojennego jest bardzo bogata, zarówno w publikacje książkowe jak i liczne artykuły prasowe.
Brakowało jednak takiej, która skoncentrowana zostałaby całościowo na procesie udowodnienia owej nieuchronności interwencji wojsk Układu Warszawskiego. Robert Walenciak podjął się tego zadania ze świetnym efektem, co sprawia, że jego „Gambit Jaruzelskiego” jest jedną z najciekawszych publikacji na temat stanu wojennego, a przy tym bardzo potrzebną, jako gotowa „broń” mogąca posłużyć w polemice z „solidarnościowymi płaskoziemcami”, którzy nijak nie mogą lub nie chcą uwierzyć, że wielu z nich Generał swoją decyzją uratował życie, nie mówiąc już o tym, że uratował kraj przed wielce prawdopodobną krwawą łaźnią.
Uporczywi nosiciele tezy o tym, że władze na Kremlu nie zdecydowałyby się na wojskową interwencję posługują się zazwyczaj argumentem, że nie ma dokumentów, czarno na białym wskazujących na planowanie, z dużym wyprzedzeniem czasowym, dokonania takiej interwencji. Robert Walenciak opierając się na bogatej dokumentacji, literaturze przedmiotu, relacjach uczestników zdarzeń dobitnie pokazuje, że takiego jednoznacznego dokumentu w nie było także w przypadku interwencji radzieckiej w Czechosłowacji w sierpniu 1968 roku. Jej plan został przygotowany w przeciągu 24 godzin, niejako „w ostatniej chwili”.
Tak też najprawdopodobniej byłoby w przypadku Polski schyłku roku 1981 i brak przygotowanej z dużym wyprzedzeniem czasowym formalnej decyzji „na papierze” bynajmniej nie przeczy żywionym zamiarom. Sytuacja była zbyt dynamiczna i nieprzewidywalna, by zdecydowano się na formalne podjęcie decyzji o interwencji w oficjalnym dokumencie i czekanie na odpowiedni moment dla jej realizacji.
Zamiary były, ale w głowach kierownictwa politycznego na Kremlu i radzieckiego dowództwa wojskowego. Walenciak zwraca uwagę na wielowarstwowość gry jaką podjął generał Jaruzelski: „Gra nie tylko z „Solidarnością”, przede wszystkim z Kremlem, z rosyjskimi generałami, ale także z Białym Domem, z Kościołem, z grupą działaczy orientujących się na Moskwę i własnym zapleczem politycznym – wojskiem i policją”. „Dlaczego wojska polskie wyszły z koszar, komandosi zablokowali pasy lotniska na Okęciu i zamknięto polską przestrzeń powietrzną? – pyta autor „Gambitu – Choć „Solidarność samolotów nie miała …”. Sens tych pytań jest bardzo wymowny.
I dodaje: „Jesienią 1981 roku w samej Polsce i wokół Polski zgromadzono dywizje radzieckie, czechosłowackie i NRD-owskie, czekające na rozkaz, z ostrą amunicją, systematycznie wzmacniane, prowadzące ćwiczenia”. „W planach czechosłowackich pojawia się wspólny element – szpitale polowe”. „Planiści obu armii założyli, że będą mieli dużą liczbę rannych. Raczej nie spodziewali się ich w wyniku starć z bezbronną ludnością”. Walenciak nie dopowiada tego wprost, ale niedwuznacznie wskazuje, że interwencja była tuż, tuż, a jej niedoszli wykonawcy poważnie liczyli się z możliwością stawienia interwentom zbrojnego oporu przez Wojsko Polskie.
Te fakty mają charakter empiryczny i trzeba dużo upartej, złej woli, by pozostawać na nie ślepym, a ideolodzy „post-solidarnosci” są na nie ślepi, najpewniej dlatego, że wersja przy której od 40 lat obstają, jest im politycznie na rękę.
Tragiczny i naznaczony hazardem, kolosalnym ryzykiem charakter sytuacji i dylematów przed którymi stanął generał Jaruzelski był tym potworniejszy, że poważnie brał on pod uwagę wariant najgorszy z możliwych. „Cały czas też się obawiał, że w Moskwie zwycięży wariant interwencji obok stanu wojennego, bo Kreml dojdzie do wniosku, że Jaruzelski jest miękki, że nie rozprawi się z „Solidarnością” w sposób właściwy i zdecydowany.
I gdy zacznie on swoją akcję, wtedy wkroczą wojska radzieckie i przy okazji wymienią w Polsce władze, wprowadzając „prawdziwych komunistów”, a ci rozprawią się z „Solidarnością” jak trzeba. Tego wariantu Jaruzelski najmocniej się obawiał”.
„Wywiady nie miały wątpliwości. Interwencja radziecka była w Polsce o włos. Tylko niektórzy historycy o tym jeszcze nie wiedzą. Robert Walenciak pokazuje czarną dziurę polskiej historii” – stwierdza Piotr Niemczyk, b. dyrektor Biura Analiz Informacji, były zastępca szefa wywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Wypowiedź ta może posłużyć jako trafna i dobitna puenta tej znakomitej książki.
Robert Walenciak – „Gambit Jaruzelskiego. Ostatnia tajemnica stanu wojennego”, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2021, str. 355, ISBN 978-83-64407-93-2