„Myślę, że prawdziwym marzeniem Berlusconiego było to, żeby mieć taką władzę jak Władimir Putin – niekontrolowaną, ogromną, z możliwością wpływania na wszystko” – ocenił w rozmowie z Kamilą Wronowską Aleksander Kwaśniewski. „Berlusconi nie odczuwał granic. Ani granic w sensie, że czegoś nie można osiągnąć, ale mam wrażenie, że on niespecjalnie odczuwał jakiekolwiek granice przyzwoitości czy pewnej wstydliwości” – dodał.
Myśli pan „Berlusconi”, to co jako pierwsze przychodzi panu do głowy?
Niezwykle barwna postać. Jak miał cel do osiągnięcia, to parł naprzód. Uwiódł Włochów, bo trzykrotnie dali mu szansę bycia premierem, co rzadko się zdarza w najnowszej historii. Być najdłużej urzędującym premierem po II wojnie światowej, to coś znaczy. Przetrwał całą kadencję, co we Włoszech jest ewenementem. Dlatego te jego talenty polityczne doceniam, natomiast partnerem był trudnym. Był egocentryczny, zapatrzony w siebie i nie za bardzo rozumiał argumenty innych.
Ale nie był z pana politycznej bajki?
O zmarłych mówi się albo dobrze, albo wcale. Staram się znaleźć te dobre cechy, bo mógłbym powiedzieć o nim sporo krytycznych rzeczy. Bo jako polityk był dziwnym partnerem. Ale jako człowiek był niezwykle barwny. Przede wszystkim to był self mad eman (człowiek wszystko zawdzięczający wyłącznie sobie – red.), całą karierę sam sobie stworzył. Był pod tym względem wyjątkowo utalentowany, jako człowiek komunikacji, telewizji, biznesu, sportu. Odnosił mnóstwo sukcesów w różnych dziedzinach.
Dobrze pan znał Berlusconiego?
Poznałem go, kiedy byłem prezydentem. Więc można powiedzieć, że znałem go długo i wspólnych spotkań było wiele. Także, gdy przestałem być prezydentem. Miałem np. okazję odwiedzać go w jego posiadłości na Sardynii, gdzie doznałem jego niezwykłej gościnności.
Był pan tam z żoną?
Tak, byliśmy my wraz z Kuczmami (Łeonid Kuczma, były prezydent Ukrainy i żona Ludmyła). To była ogromna posiadłość, taki Disneyland, gdzie było wszystko. Był dla nas niezwykle gościnny w zupełnie nieoczekiwanym stylu. Na przykład była tam pizzeria, w której sam przygotował nam pizzę. Później poszliśmy do gelateri (lodziarnia). On uśmiechnięty, zadowolony, z bandaną na głowie, bo akurat był po przeszczepie włosów – zaczął nam serwować lody. Niezwykle barwna postać, energiczna i energetyczna. On od razu narzucał charakter spotkań.
Słynna willa z afery „bunga bunga”…
Tego typu afery w innych krajach Europy Zachodniej przekreśliłyby karierę polityczną. We Włoszech przyzwolenie było nieco większe. To były takie czasy, w których czysta definicja władzy objawiała się tak: robię to, co chcę i nie mam tu żadnych ograniczeń. Ani prawo, ani obyczaje, ani nic mnie nie powstrzyma. Ta historia pokazuje, że Berlusconi nie odczuwał granic. Ani granic w sensie, że czegoś nie można osiągnąć, ale mam wrażenie, że on niespecjalnie odczuwał jakiekolwiek granice przyzwoitości czy pewnej wstydliwości. Dla niego to nie istniało.
Był bardziej showmanem czy jednak politykiem?
Zdecydowanie showman. Jego największą słabością w polityce był niedostatek wiedzy i kompetencji.
A skąd takie „ciepłe” relacje z prezydentem Putinem?
Berlusconiego takie postaci jak Putin i taka ogromna władza fascynowały. Myślę, że jego prawdziwym marzeniem było to, żeby mieć taką władzę jak Putin – niekontrolowaną, ogromną, z możliwością wpływania na wszystko. Ze strony Putina to było raczej bardziej wyrafinowane. Dla niego było ważne, by w Unii Europejskiej mieć swoich faworytów, żeby mieć ludzi, z którymi się lepiej współpracuje.
Zawsze uważałem, że Rosjanie w stosunku do UE stosują politykę, 26 + 1 czyli 26 polityk bilateralnych plus ta jedna, europejska. Berlusconi był bogatym człowiekiem, co na pewno podobało się Putinowi. Ale Putin był z kolei dużo bogatszy, co z kolei fascynowało Berlusconiego. Ta fascynacja przekładała się oczywiście na politykę, która była złą polityką w stosunku do Rosji, bo Berlusconi swoja postawą rozbijał jedność Zachodu. Wykazywał się też bezinteresowną naiwnością. Bo tam raczej jakichś wyraźnych związków ekonomicznych nie było. A Putin w bardzo przemyślany sposób to wykorzystywał.
Kiedy ostatni raz widział się pan z Berlusconim?
Ostatni raz spotkałem go na beatyfikacji papieża Jana Pawła II. Siedzieliśmy obok siebie. Wyglądał dosyć nienaturalnie, mówiąc delikatnie. Był po jakiejś kolejnej – z wielu – operacji plastycznych.
A co mówił o Polsce?
Do Polski miał stosunek sympatyczny. Bo ile razy spotykaliśmy się, to wspominał o jakiejś pięknej blondynce, którą kiedyś poznał i przeżył z nią wspaniałe chwile. Kiedy za pierwszym razem to usłyszeliśmy, to jeszcze było to do zaakceptowania. Ale, gdy powtórzył to trzeci czy piąty raz, to już nie było to takie fajne. W pewnym momencie nawet się zirytowałem i mówię do niego, żeby podał więcej danych o tej kobiecie, to ją znajdziemy, by mogli się ponownie spotkać. Zdecydowanie odmówił.
PAP