Wakacje oznaczają zwykle okres spowolnienia zakupów na rynku nieruchomości. Jednak tegoroczne miesiące letnie są szczególne, bo jest odwrotnie.
W lipcu 2017 roku, według Biura Informacji Kredytowej, popyt na kredyty mieszkaniowe był w naszym kraju aż o 24 proc. wyższy niż przed rokiem. W sierpniu zaś, dodatkowe 67 mln zł na dopłaty z programu Mieszkanie dla Młodych wykorzystano w zaledwie jeden dzień!.
Wysokiemu popytowi na kredyty mieszkaniowe sprzyja dobra koniunktura gospodarcza w połączeniu z niskimi stopami procentowymi – no i wciąż niezaspokojone potrzeby mieszkaniowe Polaków.
Ważne jest też to, że mieszkania niemal nie drożeją, albo drożeją powoli. Jak wynika z raportu Expandera i Metrohouse o rynku nieruchomości w Polsce, w przypadku cen transakcyjnych nie odnotowuje się znaczących zmian. Jedynym zaskoczeniem wśród wielkich miast jest Łódź, gdzie nastąpiła podwyżka ceny metra kwadratowego lokalu o ponad 15 proc w porównaniu do tego samego miesiąca zeszłego roku. Można to jednak wytłumaczyć tym, że Łódź się szybko zmienia, następuje rewitalizacja, miasto ma nadzieję na organizację Wystawy Światowej w 2022 r. (jej sugerowanym tematem jest właśnie rewitalizacja centrów wielkich miast) – i stopniowo przybywa tam dość atrakcyjnych miejsc w których warto zamieszkać.
Ruchy cenowe na łódzkim rynku mieszkaniowym widoczne są szczególnie w segmencie najmniejszych i najtańszych dotychczas lokali, zwykle przeznaczanych przez inwestorów na wynajem. Zwiększone zainteresowanie takimi mieszkaniami zachęciło sprzedających do wystawiania droższych ofert. Dlatego obecnie możemy obserwować wyraźnie wyższy poziom cen.
Jak sprzedawać to w Warszawie
Za 1 metr kwadratowy mieszkania w Łodzi płacimy średnio 3860 zł, z tym, że tam kupowane są przeważnie lokale o powierzchni nie przekraczającej 50 m kw. To i tak jest jednak bardzo tanio w porównaniu z innymi dużymi miastami Polski.
Na przykład w Gdańsku średnia cena transakcyjna metra kwadratowego to 5488 zł, czyli około 35 zł więcej niż przed miesiącem, a w Gdyni 5208 zł (o 53 zł więcej). W tych dwóch miastach oraz we Wrocławiu nastąpiły wzrosty cen, nie przekraczające 1 proc. w skali miesiąca.
W przypadku stolicy Dolnego Śląska za metr kwadratowy płacimy nieco drożej, bo średnio 5875 zł. Oznacza to jednak, że nastąpiło zahamowanie trendu wzrostowego, który występował w minionych miesiącach.
Podobnie jak i w innych miastach, wysokość średniej ceny za metr kwadratowy jest pochodną zakupów niewielkich mieszkań. We Wrocławiu w poprzednich miesiącach było wiele transakcji na popularnych blokowiskach, a mieszkania w budynkach z wielkiej płyty osiągały niekiedy wysokie, jak na realia wrocławskiego rynku, ceny – nawet rekordowe kwoty powyżej 7000 zł za metr. W Krakowie natomiast, średnia cena metra kwadratowego wzrosła do poziomu średnio 6381 zł, co oznacza, że jest to najwyższa wartość odnotowywana w ostatnich 12 miesiącach – mówi ekspert mieszkaniowy Marcin Jańczuk.
Prawdziwe rekordy cenowe są jednak osiągane oczywiście w Warszawie, gdzie za metr kwadratowy lokalu płacimy 7559 zł i jest o 1,8 proc. więcej niż miesiąc wcześniej. Dwie trzecie mieszkań będących przedmiotem stołecznych transakcji miało cenę nie przekraczającą 400 tys. zł, co pokazuje, że największym zainteresowaniem kupujących cieszą się przede wszystkim mieszkania dwu i trzypokojowe. – Dość zbliżone ceny lokali dwupokojowych i kawalerek powodują, że jednopokojowe mieszkania nieco straciły na popularności w Warszawie. Pojawiły się w zaledwie 6 proc. transakcji – dodaje Marcin Jańczuk.
Natomiast w Poznaniu klienci wybierali możliwie tanie mieszkania. Średnia cena transakcyjna metra kwadratowego spadła o 3 proc., do poziomu 5164 zł (3 proc.), W dodatku tam kupowane są największe lokale. Średni metraż sprzedawanego mieszkania wynosi 66 m kw. – to o 11 m kw. więcej niż w Warszawie.
Bez pomocy państwa
Wszystkie te mieszkania raczej nie są na kieszeń osób, kupujących swoje pierwsze własne „M”. Właśnie tacy nabywcy czekają niecierpliwie na wsparcie ze strony państwa. Wielokrotnie zapowiadany przez PiS Narodowy Program Mieszkaniowy wciąż jednak pozostaje w sferze zamierzeń, zaś program Mieszkanie dla Młodych, jest wygaszany przez obecną ekipę, ponieważ przygotowali go ich poprzednicy z PO.
W rezultacie, w tym roku dopłaty do kredytów mieszkaniowych były iluzoryczne i już się skończyły. Osoby, pragnące zaciągnąć kredyt mieszkaniowy, po raz pierwszy od wielu lat nie mogą zaś skorzystać z żadnej pomocy mieszkaniowej państwa.
W tym roku nie uda się już uzyskać dopłat z programu Mieszkanie dla Młodych. Kolejna – i ostatnia już – szansa na takie wsparcie pojawi się na początku 2018 r. Wtedy udostępniona zostanie pula 381 mln zł. Jednak nie wystarczy ona raczej na długo, skoro w tym roku w ciągu jednego dnia (8 sierpnia) wykorzystano 67 mln zł.
W najlepszym wypadku pieniądze na dopłaty do kredytu będą dostępne przez około tydzień. Kto pierwszy, ten lepszy, więc szybki refleks wydaje się być bardzo wskazany.
Banki już nas złupiły
Kolejnym istotnym wydarzeniem tego lata było wejście w życie ustawy o kredycie hipotecznym. To właśnie ta ustawa mogła być jedną z przyczyn tak ogromnego wzrostu zainteresowania kredytem w okresie wakacji. Istniały bowiem obawy, że po jej wprowadzeniu banki podwyższą marże. Regulacja zawiera bowiem kilka przywilejów korzystnych dla kredytobiorców, a mogących powodować niewielki wzrost kosztów dla instytucji finansowych. Oczywiste więc się wydawało, że zechcą one pokryć sobie te koszty z nadwyżką, sięgając głębiej do kieszeni swoich klientów.
Jak na razie podwyżek cen kredytów mieszkaniowych jednak nie widać.
– Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że banki już zdążyły sobie zrekompensować te dodatkowe koszty. O terminie wprowadzenia ustawy wiedziały bowiem z dużym wyprzedzeniem i już wcześniej wprowadzały podwyżki. Przypomnijmy, że w tym roku średnia marża kredytów z najniższym oprocentowaniem (10 proc.) wzrosła już o 0,2 punktu procentowego. To oznacza, że kredyt na kwotę 300 tys. zł na 30 lat stał się droższy o około 12,5 tys. zł – komentuje ekspert kredytowy Jarosław Sadowski.
Urok wakacyjnego wynajmu
Obawy związane z wejściem w życie wspomnianej ustawy nie były jednak jedyną przyczyną wzrostu zainteresowania kredytami mieszkaniowymi. Kolejny czynnik to dobra koniunktura gospodarcza.
– Bardzo niskie bezrobocie sprawiło, że Polacy zyskali większą pewność siebie. Wielu przestało się obawiać zaciągania kredytu mieszankowego, który z reguły ma wysoką kwotę i długi okres spłaty. Poza tym, mieszkania są bardzo dobrą inwestycją. Są one nie tylko wynajmowane długoterminowo, ale coraz chętniej także na krótko (głównie turystom). Popyt na nie napędza nie tylko poprawiająca się sytuacja ekonomiczna Polaków, ale także ryzyko związane z wakacjami w takich krajach jak Egipt czy Turcja. Rosnące zainteresowanie wakacyjnymi apartamentami sprawia, że można dobrze zarobić na ich wynajmie. To wszystko w połączeniu z wciąż bardzo niskim oprocentowaniem kredytów powoduje wzrost popytu na tego rodzaju finansowanie – wskazuje Jarosław Sadowski.
Kupowanie lokali na wynajem to jednak wciąż coś, na co mogą sobie pozwolić raczej zamożniejsi Polacy. Ci biedniejsi nadal zaś czekają na możliwość zakupu własnego „M”.